Demony Wojny. Część 1

Powrót Razumowskiego

Autor: Bartłomiej 'baczko' Łopatka

Demony Wojny. Część 1
Aleksander Razumowski żyje. Dzięki zabiegowi podobnemu do tego, jaki Jarosław Grzędowicz zastosował pomiędzy pierwszym a drugim tomem Pana Lodowego Ogrodu, czytelnicy znowu mają okazję śledzić ekscytujące przygody przystojnego oficera GRU. Ekscytujące? Nie do końca.

W Demonach Wojny. Części 1, sequelu Demonów Leningradu, Razumowski powraca. To ten sam twardy zawodnik, który przetrwał zakończenie poprzedniego tomu i ponownie zaczyna działać, by zemścić się na swoim głównym wrogu. Niestety, metawątek jest przez całą powieść na drugim-trzecim planie i bohater nie przybliża się nawet o krok do jego rozwiązania. Zamiast tego, fabuła skupia się na rozwikłaniu kolejnego spisku w łonie Mateczki Rosji (ktoś w mundurach NKWD masakruje rodziny żołnierzy przebywających na froncie), lawirowaniu głównego bohatera pomiędzy Berią, GRU a Stalinem oraz… podbojach miłosnych Razumowskiego, który co drugą kobietę przyprawia o mięknięcie kolan.

Przenosi to główny ciężar opowieści na wątki obyczajowe, pozwalając autorowi jeszcze szerzej rozpisywać się o ZSRR lat 40., moskiewskim półświatku, tajnych operacjach oraz relacjach pomiędzy najwyższymi urzędnikami państwa. Znacznie częściej niż w poprzedniej części czytelnik ma okazję obserwować Razumowskiego w roli dyplomaty i urzędnika – przez większą część książki krąży on od osoby do osoby, realizując polecenia innych. Przy całej jego wykazywanej niesamowitości oraz umiejętności radzenia sobie ze Stalinem, Berią i przeróżnymi problemami tym bardziej drażniący jest fakt, że tak wiele czasu zajmuje mu rozwikłanie głównej zagadki, która okazuje się niezwykle prosta. Przy odrobinie pomyślunku i znajomości ówczesnych realiów można bardzo łatwo domyślić się, kto jest główną siłą spisku.

To jednak dalej bardzo dobrze napisana książka. Zarówno pod względem bohaterów, którzy, poza kilkoma wyjątkami, nie są dwuwymiarowi i przyciągają uwagę czytelnika, jak i pod względem wspomnianej obyczajowości. Choć zwiększenie nacisku kładzionego na samą Moskwę i dyplomatyczne uniki Razumowskiego zmniejszają dynamikę powieści, przez co ciągnie się ona nieco, to znacznie pomaga w immersji – momentami można wręcz poczuć się jak turysta, który przeniósł się w przeszłość na kurs rusycystyki, a Przechrzta jest jego przewodnikiem.

Autorowi, póki co, udało się więc stworzyć dwie całkiem dobre (a właściwie to półtorej) powieści. Nie są one jednak pozbawione wad, szczególnie może zirytować rozbicie Demonów Wojny, ponieważ cała pierwsza część to jedno wielkie wprowadzenie. Trudno powiedzieć coś więcej – bo o ile scenografia i bohaterowie ogólnie są przekonujące, o tyle sama fabuła (w tym ta całościowa cyklu), jej rozwój oraz dynamika pozostawiają wiele do życzenia.