Demony Leningradu

Mróz, kanibalizm i komunizm

Autor: Bartłomiej 'baczko' Łopatka

Demony Leningradu
Walki o Leningrad to jeden z najokrutniejszych epizodów drugiej wojny światowej, a jednocześnie jeden z jej punktów zwrotnych. Przy mrozie dochodzącym do minus kilkudziesięciu stopni, na porządku dziennym były poważne odmrożenia czy śmierć z wychłodzenia – a nierzadko pojawiały się także przypadki kanibalizmu. Adam Przechrzta dodaje do tego jeszcze tajemniczą sektę Doskonałych.

W Demonach Leningradu prawda historyczna przeplata się z formułą powieści sensacyjnej, a drugoplanowe wątki fantastyczne ustępują bliższemu przyjrzeniu się funkcjonowaniu i zależnościom politycznym pomiędzy poszczególnymi ugrupowaniami oraz jednostkami w systemie stalinowskim. Major Aleksander Razumowski, oficer GRU i główny bohater powieści, wraz ze swoim zespołem prowadzi dochodzenie dotyczące kanibali w Leningradzie, pije wódkę, romansuje, ratuje damy w opresji i próbuje pozostać żywy, lawirując pomiędzy Berią i katami z NKWD, swoim dowódcą, a rozkazami Stalina.

Jednym z ciekawszych aspektów tej powieści jest przedstawienie Rosjan. Są wśród nich gnidy, złoczyńcy, bydlaki oraz charakterystyczni Ci Źli (z naciskiem na NKWD oraz Doskonałych). Równie wielu jest co najmniej neutralnych, a liczni wręcz są pozytywni (także w osobach wojskowych), co może stanowić ciekawą perspektywę dla polskiego czytelnika. Także sam Razumowski, choć przedstawiony ogólnie w ciepłych barwach, nie stroni od okrucieństwa, zadawania (czasami niepotrzebnego) bólu, i bezwzględności, kierując się zasadą – albo my, albo oni.

Większych uwag nie można mieć także do przedstawienia oraz rozwinięcia fabuły, choć kilkukrotnie logiczność czy zasadność niektórych akcji budzi wątpliwości. Dla niektórych także nierówne tempo akcji może okazać się wadą. Na początku raczej powolne, kiedy Przechrzta skupia się na zarysie obyczajowym i układach pomiędzy służbami, a pod koniec dość niespodziewanie przyspiesza. Powoduje to rozegranie przez autora zaskakująco emocjonującego finału opowieści na ledwie kilkunastu stronach poprzedzonych kilkudziesięcioma stronami powolnego śledztwa i spokojnych działań. Zwieńczenie całości zaś po pierwsze wydaje się odrobinę rwane, a po drugie motywacja Głównego Złego nie jest zbyt przekonująca. Zakończenie tej powieści to także olbrzymi cliffhanger, który zostaje w dość prosty sposób rozstrzygnięty na początku Demonów Wojny.

Przechrzcie udaje się najważniejsze – zainteresować czytelnika losami głównego bohatera, pomimo tego, że ten wydaje się praktycznie nietykalny (radziecki 007?). Udaje mu się także, pod przykrywką w miarę prostej opowieści sensacyjno-kryminalnej z lekkim zabarwieniem fantastyki, przekazać czytelnikowi wiele interesujących informacji (quasi)historycznych i przybliżyć obraz ZSSR-u lat czterdziestych (najbardziej uderzają chyba opisy tego, czym są ludzie dla Berii i Stalina). A skoro tyle mu się udało, to i sama powieść musi być udana – i rzeczywiście, Demony Leningradu są wciągającą i dobrze opowiedzianą historią.