Prezentacja fabuły może budzić wątpliwości, co do faktycznego zerwania pisarza z postapokalipsą. Co prawda Haladyn nie zabiera czytelników do Czarnobyla, ale w jego wydaniu w przyszłości Ziemia i tak jest wyniszczona, zaś ludzkość żyje w Miastach rządzonych przez korporacje. Akcja skupia się wokół otoczonego przez pustynię Polis, którym zarządza RepTek. To tam spotykamy Netha, mężczyznę nałogowo zażywającego cyfrowe narkotyki i równocześnie pracującego dla wspomnianego molocha.
Pomimo przeniesienia akcji w przyszłość, podobieństwa pomiędzy czarnobylską Zoną a Polis są aż nadto widoczne. Gdyby ograniczały się do zamknięcia bohaterów w określonej strefie, nie byłoby to niczym niespotykanym, lecz u Haladyna fakt ten z czasem nabiera to ogromnego znaczenia dla fabuły. Niestety zbliżony pomysł autor zastosował w Na skraju strefy. Jeśli zatem znacie powyższą powieść z uniwersum STALKERA, może was dopaść uczucie deja vu. W innym przypadku czeka was ciekawy twist w końcowej fazie powieści.
Do wspomnianego zwrotu akcji należy jednak najpierw dotrzeć, a początki są niełatwe, bowiem główna linia fabularna rozwija się powoli. Autor poświęcił kilkadziesiąt stron na dłużącą się ekspozycję poświęconą życiu Netha w Polis, kładąc nacisk na pracę wykonywaną dla RepTeku i nałóg wpływający na codzienne życie. Autor oszczędza nam zalewu terminów i nowinek technicznych, zaś te które się pojawiają, pomagają przyswoić wizję Haladyna bez atakowania czytelnika rozpasanym słowotwórstwem czy techno-gadką. Tym bardziej dziwi, że nie udało mu się skompresować rozpasanych scen poprzedzających zlecenie Wiz.una, czyli dilera protagonisty, którego konsekwencje na dobre uruchamiają fabułę i pakują bohatera w prawdziwe kłopoty. Krótko pisząc, przez wiele stron dostajemy za dużo otoczki, a za mało fabularnego mięsa.
Gdy już przebrniemy przez przesadnie rozbudowany wstęp, dostajemy przyzwoitą historię czerpiącą z cyberpunku i postapo. Technologiczne gadżety mieszają się z żywotem cyfrowego narkomana oraz zdewastowanym światem w naturalny i ciekawy sposób. Akcja również nabiera tempa i jest jej dużo więcej, w dodatku dobrze napisanej. Postaciom trudno coś zarzucić, ponieważ pełnią swoje funkcje, żadna z nich nie jest irytująco niespójna czy nudna, ale pod tym względem Cyfrak to tylko sprawne rzemiosło i nic ponad to. Neth może jeszcze budzić odrobinę sympatii, lecz o reszcie zapomnimy po odłożeniu książki na półkę.
Odniosłem też wrażenie, że Krzysztof Haladyn nie mógł rozstać się ze swym dziełem i na siłę przeciągał jego finał. Śledząc kolejne strony jasnym było, że sensowne zakończenie historii będzie wymagało kontynuacji, przez co ostatnie kartki dłużą się niemiłosiernie. Powieść spina swego rodzaju klamra – kilkadziesiąt pierwszych i ostatnich stron cierpi na przeładowanie opisami lub niewiele wnoszącą gadaniną bohaterów, co skutecznie zmniejsza oczekiwania względem następnej części.
Cyfrak jest bardzo nierówny – można by z niego wciąć wiele stron i w efekcie otrzymać mocniej angażującą i przede wszystkim żywszą powieść. To co najwyżej solidna pozycja, która zapewnia rozrywkę, tylko że jednocześnie wymaga samozaparcia w jej odkrywaniu.