Cień znad jeziora - Adam Zalewski

Autor: Łukasz 'Ludmo' Dymek

Cień znad jeziora - Adam Zalewski
Adam Zalewski dał się całkiem niedawno poznać czytelnikom jako twórca historii Białej Wiedźmy, nawiedzającej spokojne miasteczko Cedear Peak w stanie Maine. Kilka miesięcy później, w swojej kolejnej powieści, zatytułowanej Rowerzysta, przeniósł nas na południe USA, do małej mieściny Eltonville. W Cieniu znad Jeziora zaś zgrabnie połączył zarówno miejsce akcji obu wcześniejszych pozycji, jak i ich głównych bohaterów.

Historię zaczyna krótki prolog, w którym zostaje nam przedstawiony Bert Duncan - spokojny, ciężko doświadczony przez los człowiek, którego ulubionym zajęciem jest wędkarstwo. Niestety spada na niego kolejne wielkie nieszczęście - traci jedno oko. Po pewnym czasie, zachęcony opowieściami o wyjątkowo dorodnych rybach, postanawia wybrać się nad małe jezioro o mlecznobiałej wodzie. Tam też, kiedy budzi się po krótkiej drzemce, odkrywa, że na miejscu wstawionego szklanego oka, znajduje się nowe – zupełnie prawdziwe. Jednak to, co zdaje się być cudem i szczęśliwym zrządzeniem losu, okazuje się przekleństwem nie tylko dla samego Duncana, ale i całego Cedear Peak

Tak zaczyna się Cień znad Jeziora, najnowsza powieść Adama Zalewskiego. Poznajemy w niej dalsze losy bohaterów Białej Wiedźmy: architekta Johna Adamsa, szeryfa Jeffa Standfielda i Boba Selznicka, prowadzącego bar z żoną Amy. Ku ich nieszczęściu, Adamsowi i Standfieldowi nie do końca udała się rozprawa z Białą Wiedźmą i jej bratem - Orlim Piórem. Klątwa, a wraz z nią morze krwi, ponownie spłynie na Cedear Peak. W sukurs bohaterom przyjdzie obdarzony podwójną tożsamością Jerry Noonan, wraz ze swoją świtą, znaną z Rowerzysty. Prawda, że brzmi ciekawie i niezwykle interesująco?

Cień znad jeziora to proza pisana przez mężczyznę, o mężczyznach i dla mężczyzn. To właśnie na ich barkach spoczywa obowiązek ratowania Cedear Peak. Podobnie jak w poprzednich powieściach autora kobiety stanowią jedynie barwny dodatek – są jak królowe domowego ogniska, lubią zakosztować miłosnych uniesień w objęciach ukochanych i zawsze można do nich wrócić po ciężkim dniu, mając pewność, że będą cierpliwie czekały, parząc herbatę. Zalewski zdążył nas już przyzwyczaić, iż w jego powieściach nie ma miejsca na litość. Trup ściele się gęsto - czasami można wręcz odnieść wrażenie, że autor zabił już wszystkich głównych bohaterów. Kiedy zdążymy się do któregoś przyzwyczaić, niechybnie będziemy się z nim musieli rychło pożegnać.

Akcja powieści rozpędza się niczym TGV i w tym szaleńczym pędzie autor gubi niektóre wątki. Zalewskiego chyba goniły terminy, gdyż często rozpoczyna jakąś historię, by w pewnym momencie zostawić ją bez końcowych odpowiedzi. Autor sugeruje, że najważniejszy jest realizm, jednak mam wrażenie że w Cieniu znad jeziora trochę o tym zapomniał. Morderstwa uchodzą każdemu praktycznie bezkarnie, policja wykazuje się niebywałą wręcz indolencją, a Jerry Noonan w Eltonville zachowuje się niczym don Vito Corleone z kart Ojca Chrzestnego Mario Puzo. Otacza opieką swoich przyjaciół, zaś wrogów karze bezlitośnie. Dzięki rozległym koneksjom jest całkowicie bezkarny – mimo, że na swoim koncie ma już dziesiątki trupów. Trochę naciągana historia, choć nie ukrywam, że świetnie opowiedziana.

Kolejnym minusem jest zbyt schematyczna budowa powieści. Najpierw autor podobnie jak w Białej Wiedźmie, wprowadza wątek paranormalny, porzucając go praktycznie aż do finału, gdy wierzenia Indian ponownie odgrywają niebagatelną rolę. Mimo krytyki wymierzonej właśnie w ten element jego debiutanckiej powieści, nie potrafił wyciągnąć wniosków.

Zapewne wielu czytelników zarzuci prozie Adama Zalewskiego zbyt częste kalkowanie innych dzieł, zarówno literackich, jak i filmowych. Odniesienia do filmów takich jak: Hostel, Blair Witch Project czy serialu Dexter są nawet dla przeciętnego czytelnika aż nadto widoczne. Mimo tych zarzutów powieść broni się stylem narracji i opisów, nawiązując wprost do twórczości Stephena Kinga. Jest po prostu dobrze napisana i dzięki temu jej wtórność nie razi tak mocno.

Podsumowując, Cień znad jeziora to pozycja, której nie można nazwać ani wybitną, ani przełomową. Przy dużej dozie dobrej woli, można by było uznać, że taka była Biała Wiedźma, która wyróżniała się na tle innych utworów z gatunku literatury fantastycznej. Z każdą kolejną książką, Zalewski pokazuje, że jest dobrym rzemieślnikiem, sprawnie władającym słowem, jednak do miana wirtuoza jeszcze mu bardzo daleko. Cień znad jeziora to słabsza kopia debiutu pisarza. Autor poprawił część z krytykowanych uprzednio elementów, jednak mam wrażenie, że Zalewski gdzieś się w tym wszystkim pogubił. Wielkim plusem jest to, że pomimo odniesień do Rowerzysty czy tak często wspominanej Białej Wiedźmy, najnowszą powieść można czytać jako zupełnie oddzielną pozycję, chociaż pełniejszy obraz uzyskamy dopiero po lekturze wcześniejszych dokonań pisarza.