Cień w środku lata - Daniel Abraham

Harlequin w płaszczyku fantasy

Autor: Jędrzej 'bukins' Bukowski

Cień w środku lata - Daniel Abraham
Nie cierpię powielania najgorszych schematów. Miłość, zdrada, intryga – bardziej kojarzy mi się to z harlequinem niż powieścią fantasy. A właściwie o tym opowiada debiut Daniela Abrahama. Można dostrzec wiele ciekawych pomysłów, jednak całość i tak się sprowadza do oklepanego rozwiązania. A szkoda, bo Cień w środku lata mógł być rzeczywiście dobrym rozpoczęciem kolejnej sagi fantasy.

Już początkowy prolog nie zwiastuje dobrze – motyw ucznia, który sprzeciwia się swemu nauczycielowi, jest sztampowy do bólu. Akcja przenosi się jednak do Saraykeht, gdzie poznajemy kilku bohaterów, których wszystkie ścieżki łączą się w jednym punkcie. Ktoś chce doprowadzić do upadku miasta handlowego. Przybywa do niego Maati, uczeń Poety, który ma przejąć władzę nad Beznasiennym – nieludzkim i tajemniczym stworzeniem. Oczywiście intryga zaczyna gonić intrygę, a czytelnik zostaje wrzucony z pozoru na głęboką wodę.

Nie licząc prologu, pierwsze wrażenie nie jest złe. Saraykeht, w którym toczy się akcja, przedstawiono naprawdę ciekawie. Sugestywne i naładowane epitetami opisy oddają klimat portowego miasta, gdzie zawsze jest upalnie i nieznośnie duszno. Dodatkowo dość realistyczne ukazanie życia codziennego mieszkańców jeszcze bardziej oddziałuje na korzyść książki. Podczas lektury, mimo że za oknem prószył śnieg, zrobiło mi się ciepło. W tym aspekcie Cień w środku lata jest wyśmienity, a Danielowi Abrahamowi należą się brawa za budowanie klimatu. Szkoda, że tak właściwie tylko w tym aspekcie jest dobrze.

Gorzej sprawa ma się z fabułą. Ta jest mocno nijaka. Daniel Abraham w żaden sposób nie stopniuje napięcia. Swego rodzaju punkt kulminacyjny następuje w bardzo dziwnym momencie, po czym emocje stają w miejscu. To tak, jakby już w połowie kryminału odkryć, kto zabił. Spodziewałem się chociaż jakiegoś mocnego uderzenia na sam koniec. Coś takiego co prawda jest, tylko że sumie ciężko to uderzeniem nazwać – co najwyżej nieśmiałym szturchnięciem. I znów niestety wieje sztampą na kilometr. Fabuła Cienia w środku lata jest po prostu infantylna i mocno przewidywalna, choć autor starał się ukryć to za grubą zasłoną rozbudowanych opisów i ciekawie skonstruowanym systemem komunikacyjnym, gdzie wszyscy bohaterowie przyjmują odpowiednie postawy do danej sytuacji.

Mówiąc kolokwialnie, Daniel Abraham strasznie przynudza. Książka mieszcząca się na 400 stronach równie dobrze mogłaby się zamknąć w znacznie mniejszej objętości. Bo ileż można czytać o tym, że bohater przemierza miasto i się poci? Początkowe opisy Saraykeht są naprawdę bardzo dobre, ale w momencie gdy potrzeba dynamiczności, jakiegoś zaskoczenia, czegoś, co spowoduje, że czytelnik nie będzie mógł się doczekać tego, co jest na kolejnej stronie – wciąż się przebijamy przez zbyt upiększoną narrację. Brakowało mi jakiegoś pazura w powieści.

Z bohaterami też nie jest za dobrze. Są ciekawe osobowości jak niezwykle przebiegła Amant bądź nieczłowiek zwany Beznasiennym Ale kontrastują oni z naiwnymi postaciami, zachowującymi się jak przysłowiowi ostatni idioci, którym bliżej budową psychologiczną do charakterów z tandetnych brazylijskich nowel. Być może takie było zamierzenie autora – ukazać doświadczonych na tle tych młodych i zagubionych, ale kontrast wyszedł zbyt duży i całość wygląda zbyt groteskowo. Ich cele i motywacje wydały mi się strasznie mało przekonujące.

Pierwszy tom tetralogii Ceny Ostatecznej jest strasznie nijaki. Oprócz ciekawego i spójnego świata fantasy nie znajdziemy tutaj praktycznie nic interesującego. Oklepana fabuła, nieciekawi bohaterowie i cała masa dłużyzn skutecznie mnie zniechęciły do tego, by sięgnąć w przyszłości po tom drugi. Zdecydowanie odradzam.