Brudnopis - Siergiej Łukjanienko

Autor: Jacek 'vanderus' Dworzycki

Brudnopis - Siergiej Łukjanienko
Jak dotąd Siergieja Łukjanienkę znałem tylko z cyklu o Patrolach. Z pewnością nie jest to dużo, ale wystarczyło, bym go polubił i postawił na pierwszym miejscu w moim prywatnym rankingu najchętniej czytanych pisarzy rosyjskich. Oczywiście, na równi z braćmi Strugackimi. Jednak nic nie wskazuje, by kolejna odsłona przygód moskiewskich Innych miała się pojawić – postanowiłem zatem zapoznać się z innym, acz zbliżonym tematycznie dziełem, jakim jest Brudnopis. Z pewnością nie był to czas stracony, ale wydaje mi się, że fani sztandarowego cyklu Łukjanienki mogą się poczuć rozczarowani.

Czasami bowiem wydaje mi się, że niektórzy pisarze nie powinni wychodzić "ze sztampy". Jeśli robią coś dobrze, bawią czytelnika nie jedną powieścią czy zbiorem opowiadań i nie dwoma, lecz całym cyklem, to może warto po prostu to kontynuować. Nie rozglądać się na boki w poszukiwaniu nowych pomysłów na światy, czy główne postacie, ale rozbudowywać i ubarwiać to, z czego są znani i za co są lubiani. Tak jak G.R.R. Martin z Grą o Tron, a Frank Herbert z Diuną, tak Jacek Piekara mógłby skupić się na opowieściach o Mordimerze, a Eugeniusz Dębski - o Owenie Yeatsie. Zwykle bowiem, wszelkie inne dokonania porównywane są i tak do tych sztandarowych i zazwyczaj wypadają o wiele bardziej blado.

W Brudnopisie Łukjanienko nie silił się na nowatorstwo. Z jednej strony sięgnął po klimaty, w których czuje się najlepiej, umiejscawiając akcję we współczesnej Rosji, a dokładniej – oczywiście – w Moskwie. "Wmontował" do tego znane i sprawdzone elementy fabularne – utratę tożsamości głównego bohatera oraz drugi, równie "oklepany", którego jednak zdradzać nie będę, by nie psuć lektury i zostawić drobny element zaskoczenia. Wyszła z tego całkiem sprawnie działająca maszyna, która jednak jakoś mnie nie zachwyciła. Niby wszystko współgra, brak dziwnych stukotów, czy zgrzytów, ale nie jest to nic ponad standardową, dobrze funkcjonującą całość. No, może z małym wyjątkiem, ale o tym za chwilę.

Również bohaterowie nie zaskakują nas niczym, czego dotychczas u Łukjanienki byśmy nie widzieli. Można nawet powiedzieć więcej – wszystkie postacie występujące na kolejnych stronach Brudnopisu w mniejszym lub większym stopniu przypominają bohaterów Patroli. Dodatkowo, im bardziej dana postać jest eksponowana, tym bardziej jest ona zbliżona do patrolowych. Kirył Maksimow, główny bohater, o którym zapominają świat i ludzie, którego materialne dowody istnienia znikają lub ulegają samozniszczeniu, to wypisz wymaluj Anton, pierwszoplanowa postać wszystkich odsłon Patroli. Skoro więc nawet w kreacji bohaterów widać przywiązanie Łukjanienki do tego cyklu, to zupełnie nie mogę zrozumieć, czemu zdecydował się on powieść budować w oderwaniu od rzeczywistości Innych.

Kolejna uwaga to brak właściwego wyważenia powieści. Mamy tutaj bo wiem do czynienia z dwoma wspomnianymi wcześniej głównymi elementami. Teoretycznie są one ze sobą fabularnie powiązane, ale o ile opis człowieka odrywanego od swego własnego "ja", tracącego przyjaciół i rodzinę jest naprawdę wciągający, tak ów drugi jest zdecydowanie słabszy i jakby wyciągnięty z zupełnie innej bajki. Jeśli bowiem miało być, jak to zwykle u Łukjanienki, szaro, z codziennością wyzierającą zza każdego rogu, a jednocześnie z pewnym elementem fantastycznym, to niech tak będzie w całości. Niestety, autor chyba za bardzo chciał przedstawić konkretne pomysły, nie bacząc, czy klimatycznie znajdują się one w tej samej strefie. Wyszło z tego coś arktyczno – podrównikowego. Co nie wszyscy, być może, dadzą radę wytrzymać.

W podsumowaniu pozwolę sobie na kilka cieplejszych słów - wynikających zresztą z postawionych wcześniej zarzutów. Podobieństwo Brudnopisu i Patroli niesie bowiem ze sobą oczywiste zalety. Bohaterowie są podobni, a to znaczy że ich kreacja jest na podobnie wysokim poziomie. Realia są zbliżone, a więc dostajemy dobre urban fantasy, które pozwoli nam miło spędzić kilka godzin. Pióro autora również nie uległo straszliwemu wypadkowi i dalej jest tak samo giętkie. Generalnie jest więc dobrze. Ale nie lepiej, niż właśnie dobrze. Brudnopis niestety nie wyszedł ponad poziom brudnopisu kolejnej dobrej powieści o życiu moskiewskich Jasnych i Ciemnych…