Bo fantazja jest od tego...

Autor: Jan 'Johny' Pawlak

Bo fantazja jest od tego...

Proszę państwa, jesteśmy w Krakowie, jest piękna pogoda, nad Wisłą pod Wawelem gromadzi się tłum gapiów. Wszystko wygląda zupełnie zwyczajnie oprócz jednego szczegółu – na miejscu Smoka Wawelskiego leży tabliczka z napisem: "poszedłem na kebaba".

Proszę państwa, przenosimy się na ulicę Grodzką. Jej środkiem maszeruje sporej wielkości bestia ziejąca ogniem i rycząca: "Hej, czy ktoś mógłby mi polecić dobrego kebaba?". Ludzie uciekają w panice na wszystkie strony. Słychać krzyki. Japońscy turyści robią zdjęcia. Na niebie widać helikopter telewizji. Pojawia się policja.

– Stój, bo będziemy strzelać!

 Zionięcie ogniem i mundurowi zaczynają uciekać, o rany, jednemu z nich zapaliły się portki. Pozostali koledzy kładą delikwenta na ziemię i zaczynają gasić, kopiąc go tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.

Jakieś dziecko podchodzi do smoka jak gdyby nigdy nic.

– Panie smoku?

– ROAAAAR słucham?

– Dobry jest Kebab Star. Pójdzie pan tylko prosto i za placem Wszystkich Świętych będzie po prawej stronie.

– Dzięki. – Smok, nie zważając na policjantów, rusza w stronę wskazanej kebabowni.

– Stój, bestio! – Staje przed nim człowiek w dziwnym stroju, jakby z zupełnie innej epoki.

– Ktoś ty? – pyta gad.

– Jam jest Adam Mickiewicz!

– Czego chcesz?

– Powstrzymać cię przed zniszczeniem miasta!

Mierzą się wzrokiem, czas wydaje się zatrzymywać, powoli zaczynają zbliżać się do siebie. Gdyby to był film, słychać byłoby muzykę Ennio Morricone. Smok zionie ogniem ostrzegawczo w powietrze.

– Każdy podróżny oglądał te zgrozy – intonuje Mickiewicz – i każdy musiał kląć drogę; ten złamał dyszel, ten wywrócił wozy, innemu zwichnął koń nogę.

Jak na komendę pojawia się duch kobiety z ballady "To lubię", który przynosi pecha podróżnym. Zjawa robi gest w kierunku gada, ten natychmiast potyka się o własny ogon i padając, rozwala w drobny mak drzwi pobliskiego baru mlecznego pod Temidą. Czy państwo to widzą? Co za demolka!

Smok usiłuje wstać, lecz cegła znikąd spada mu na głowę. Duch kłania się i znika. Potwór klnie szpetnie, skacze na wszystkie swoje sześć łap i z wielkim rykiem rzuca się na poetę. Ten jednak już wcześniej zaczął kolejny wiersz: "Burzę":

– Zdarto żagle, ster prysnął, ryk wód, szum zawiei – głosy trwożnej gromady, pomp złowieszcze jęki –  ostatnie liny majtkom wyrwały się z ręki – słońce krwawo zachodzi, z nim reszta nadziei.

Proszę państwa, co się dzieje. Zrywa się taki wicher, że nawet smok staje w pół kroku. Słońce zachodzi chmurami, jakby ktoś na nie sypnął sadzą z komina. Błyskawica uderza tuż obok przeciwnika wieszcza, a zaraz potem słychać grzmot, który niesie się przez parę sekund po całym Krakowie. Kto żyw ucieka. Na ulicy Grodzkiej nie ma już japońskich turystów, nie ma policji, pozostali tylko smok, Mickiewicz i wóz transmisyjny TVN-u.

Proszę państwa, bestia usiłuje przemóc siłę wichru, a my przenieśmy się trochę w czasie, by dowiedzieć się jak doszło do tych wydarzeń. Otóż na początku był chaos i tak już zostało. Omówmy może jednak czasy nam bliższe. Zobaczmy co się działo nad Wisłą, pod Wawelem, zanim jeszcze Smok Wawelski się stamtąd wyniósł. Gdybyśmy pojawili się na miejscu, zobaczylibyśmy dwóch tak zwanych nerdów – miłośników fantastyki, gier planszowych i RPG, którzy zajadając chipsy, przyglądali się pomnikowi bestii i filozofowali na różne tematy.

– Gdy widzę tego smoka – powiedział Edek – przypomina mi się ostatnia sesja w DnD.

– No było grubo. – Franek wziął sobie kilka chipsów z torebki. – Mój Paladyn wszedł na dziesiąty poziom doświadczenia.

– Zastanawiałeś się może nad sensem tego wszystkiego?

– To znaczy?

– No po co nam te wszystkie gry? Przecież to do niczego niepotrzebne.

– Ale to fajna rozrywka jest. – Franek zjadł kolejnego chipsa.

– Tak, ale czy nie jest to marnowanie czasu? Najcenniejszego zasobu, jaki mamy?

– Wiesz, to, co robimy, może mieć wiele zalet. Na przykład rozwija wyobraźnię.

– I co z tego?

– No wyobraźnia jest ważna. Kreatywność jest w cenie.

– To tylko bujanie w obłokach – skwitował Edek.

– Słuchaj, każde wielkie przedsięwzięcie zaczęło się gdzieś w wyobraźni. Wyobraźnia zmienia świat.

– Ale ja nie mówię o takiej wyobraźni. Mówię, o wyobrażaniu sobie dla samego wyobrażania. Przypuśćmy, że zacznę sobie wyobrażać, co by było, gdyby Smok Wawelski poszedł na kebaba…

– I do tego niech ożyje pomnik Mickiewicza! Czy Mickiewicz nie zmarł w Turcji?

– Tak, i co z tego?

– Może też będzie miał ochotę na kebab.

– Nieważne. W każdym razie, jeśli ich sobie wyobrazimy, to to się nie ma prawa ziścić.

– Ty, popatrz! – Frankowi wypadły z rąk chipsy.

– Co?

– Nie ma smoka!

Powróćmy do naszego pojedynku, proszę państwa. Przypominam, że wynik walki można obstawiać u najbliższych bukmacherów sportowych. Wydaje się, że dotychczas Mickiewicz wygrywał, ale co się dzieje, smok mimo burzy w końcu dorwał wielkiego poetę w swoje, również wielkie, łapy. Ale czy państwo to słyszą? Wieszcz coś szepcze:

– Dobranoc! – Smok spogląda na niego sennymi oczyma. – Już dziś więcej nie będziem bawili, niech snu anioł modrymi skrzydły cię otoczy, dobranoc! Niech odpoczną po łzach twoje oczy, dobranoc! Niech się serce pokojem zasili.

Bestia puszcza poetę, kładzie się pod ścianą baru mlecznego Pod Temidą i zaczyna chrapać. Co za emocjonujący pojedynek! I wtedy kolejny grzmot przypomina o trwającej nawałnicy. Gad natychmiast podrywa się na równe nogi (a może łapy?), jeszcze bardziej zły, że ktoś budzi go ze słodkiej drzemki.

Tymczasem do ekipy TVN-u kręcącej całe zajście podbiegają Edek i Franek.

– Panie reporterze, musimy coś ogłosić! – krzyczy Edek.

– Wiemy, jak pokonać Smoka i sprawić, by Mickiewicz wrócił na miejsce! – krzyczy Franek.

– Halo studio – zaczyna reporter – mogę mówić? Dobrze… Potwór i poeta walczą dalej, tymczasem dwóch świadków zdarzenia twierdzi, że mają informacje pozwalające powstrzymać eskalację tego konfliktu.

– Chodzi o to – krzyczał Edek – że to my stworzyliśmy tą sytuację, wyobrażając ją sobie!

– Ale z jakiegoś powodu nie możemy fantazją sprawić, żeby wszystko wróciło do normy. Nie po tym, co się stało.

– Może to większa liczba osób, na przykład telewidzowie, musi wyobrazić sobie, że wszystko jest w porządku.

– Co za bzdury – mówi reporter – lepiej idźcie do domu, zamiast snuć takie głupie teorie, tu jest niebezpiecznie.

– Nie to nie, Edek, chodź! Mam pomysł jak uratować miasto.

Podbiegają jak najbliżej walczących.

– Panie Adamie! – krzyczy Franek – jest pan jednym z największych fantastów, może Pan łatwo pokonać smoka!

– Panie Adamie – dodaje Edek – musi pan po prostu sobie wyobrazić, że smok stoi jako pomnik pod Wawelem.

Burza cichnie. Smok i poeta przestają walczyć. Obaj spoglądają na nerdów.

– Adaś – mówi smok – oni chcą zepsuć nam zabawę.

– Chcą, byśmy dalej byli pomnikami.

– Bierzmy ich!

– Ratuj się kto może! – krzyczą Edek i Franek.

Zaczynają uciekać, a niedawni przeciwnicy rzucają się w pościg.

– Stary, jak im uciekniemy? Jesteśmy nerdami, nerdy nie biegają!

– Wyobraź sobie, co by było gdyby cię gonił smok i Adam Mickiewicz. Jak szybko byś uciekał?

– Już wiem, o co ci chodzi.

Biegną szybko. Mimo że nigdy nie trenowali do maratonów, dobiegają do rynku, nie sapiąc nawet tak bardzo.

– Mam pomysł, rozdzielmy się – krzyczy Franek, wyobrażając sobie, że pościg ruszy za Edkiem.

Rozdzielają się i rzeczywiście Mickiewicz i smok jakby zapominają o Franku. Ten biegnie do najbliższej kawiarenki internetowej. Wpada tam zziajany, niemal rzuca się na komputer i loguje na portalu Poltergeist.

Tymczasem Edek wciąż ucieka, kieruje się z rynku w kierunku Błoni, dobiega do Plant, gdy słyszy:

– Będę miał prawo trzy razy zaprząc ciebie do roboty. A ty najtwardsze rozkazy musisz spełnić co do joty. Zatrzymaj się!

Edek jest posłuszny. Nie może ani drgnąć, nogi wydają mu się przytwierdzone betonem do podłoża. Obserwuje, jak dwóch prześladowców powoli, bez pośpiechu zbliża się do niego.

– Nie boję się was – mówi drżącym głosem erpegowiec – no może oprócz Mickiewicza, przez ciebie miałem jedynkę z polskiego.

– Co z nim teraz zrobimy? – pyta smok.

Proszę państwa, przerwa na reklamy.

Wracamy po krótkiej przerwie, by zobaczyć, że miłośnicy fantastyki są na rynku i rozmawiają.

– I wtedy bestia i poeta po prostu zniknęli – powiedział Edek do Franka.

– Tak myślałem, że tak będzie.

– Dlaczego tak się stało?

– Zamieściłem wiadomość na forum erpegowym – powiedział Franek – i poprosiłem, żeby pomogli nam zaprowadzić porządek w Krakowie. Żeby zrobili to, w czym są dobrzy – fantazjowali, wyobrazili sobie, że smok i Mickiewicz znowu są pomnikami, a wtedy według naszej teorii wszystko wróci do normy.

– Dlatego zniknęli i powrócili na miejsce?

– Niezupełnie. Nie powrócili na miejsce.

– Więc gdzie teraz są?

– Fani stwierdzili, że fajnie byłoby ich zobaczyć na konwencie.