» Recenzje » Amerykańscy bogowie

Amerykańscy bogowie


wersja do druku

To nie jest kraj dla starych bogów?

Redakcja: Matylda 'Melanto' Zatorska, Piotr 'Clod' Hęćka

Amerykańscy bogowie
Wydawnictwo MAG skorzystało z okazji i wraz z premierą Oceanu na końcu drogi postanowiło uraczyć czytelników kolejnym wydaniem Amerykańskich bogów. Jest to już szóste wydanie tej powieści, uważanej za najważniejszą w dorobku utalentowanego Anglika. Ja zaś postanowiłem skorzystać z okazji i spróbować przełamać swe nieracjonalne uprzedzenia względem tego autora. No i dałem się także uwieść pięknej okładce.

Cień to facet gotowy rozpocząć nowe życie. Trzy lata odsiadki dały mu dość czasu na to, aby dokładnie zaplanować przyszłość u boku żony. Czeka na niego bilet na samolot i posada w siłowni dobrego kumpla. Prawa rządzące literaturą są jednak bezwzględne – idylliczne planowanie nie trwa długo. Cień zostaje poinformowany o tym, że jego żona i najlepszy przyjaciel zginęli w wypadku. Po opuszczeniu murów zakładu karnego zrezygnowany bohater dość szybko znajduje pracę – zostaje pomocnikiem, ochroniarzem i szoferem niejakiego Wednesdaya. Równie prędko okazuje się, że rzeczonemu pracodawcy daleko do zwyczajności, a w dodatku nad Ameryką zbierają się chmury. Nadchodząca burza może odmienić oblicze całego kontynentu.

Amerykańscy bogowie to nie tyle powieść drogi, co wielu dróg. Na dosłownym poziomie mamy tu ciekawie opisaną drogę przez amerykański Środkowy Zachód – małe miasteczka, motele, bary i nietypowe atrakcje turystyczne. W pewnym sensie może to być dla czytelnika podróż równie zaskakująca, jak i dla autora, który stwierdził z pewnym zdziwieniem (i humorem), że Ameryka przez niego poszukiwana "cały czas leżała właśnie w Ameryce". Ta podróż pokazuje, że Stany Zjednoczone to nie tylko wielkie miasta, kariera i kasa. Co ciekawe, podział ten zbiega się z głównym konfliktem powieści, czyli starciem nowych bogów ze starymi. Ci pierwsi kwitną w metropoliach i karmią się masowością, Ci drudzy zaś usychają między wieżowcami, a swe nisze znajdują raczej w odludnych zakątkach. Najczęściej wiodą marne życie, tracąc wyznawców i z trudem znajdując dla siebie miejsce.

Pozostałe drogi mają charakter bardziej metaforyczny. Tak jest z drogą przebytą przez starych bogów. Swego czasu odbyli podróż do Nowego Świata z gorliwym wyznawcą, a od tego czasu musieli także przebyć bolesną ścieżkę utraty władzy i mocy. Niezmiernie ważne jest także ukazanie samych wyznawców – to oni zabrali ze sobą mity, to oni stanowią serce tygla zwanego USA. Gaiman w bardzo ciekawy sposób ukazuje moc wiary, która ma tu znaczenie nie tylko teologiczne – jest nie tylko źródłem siły boskich bytów, lecz także podstawą dla wielu przyziemnych zjawisk. Jest ona jednak podatna na nadużycia, co świetnie ukazują całkiem "rzeczywiste" oszustwa, których dopuszcza się Wednesday. W metaforyczną wędrówkę wybieramy się także wraz z protagonistą – jest to droga zaczynająca się od odzyskania wolności i jednoczesnej utraty kogoś bliskiego, droga mogąca zaprowadzić bohatera albo na dno, albo do poznania samego siebie.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Przede wszystkim jednak Gaiman po mistrzowsku snuje historie. Nie stosuje jednak tanich chwytów – fabuła toczy się własnym, spokojnym tempem; trudno tu doszukać się efektownych starć czy dramatycznych zwrotów akcji. W Amerykańskich bogach pełno jest przerywników, które nie posuwają fabuły ani trochę do przodu, lecz zapewniają czytelnikowi głębszy wgląd w opowiadaną historię lub dodatkową perspektywę. Autorowi udało się nawet wpleść dość rozbudowany wątek kryminalny. Można zaryzykować stwierdzenie, że taka struktura w pewien sposób odzwierciedla naturę Stanów Zjednoczonych, jako amalgamatu przeróżnych kultur, wierzeń i postaw.

Powoływanie się na "magię literatury" nie powinno mieć miejsca w recenzji, lecz przyznam szczerze, że Gaiman oczarował mnie od pierwszych słów. Lektura Amerykańskich bogów jest przyjemnością podobną do słuchania wprawnego gawędziarza. Gaiman snuje piękną przypowieść pełną oryginalnych postaci, humoru oraz głębi. Nie tylko próbuje odsłonić nieco z wnętrza "ziemi wolnych, domu odważnych", lecz ukazuje również moc mitów – także tych, które legły u podstaw USA. Innymi słowy, sam sobie szkodzi, kto od Gaimana stroni.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.5
Ocena recenzenta
8.44
Ocena użytkowników
Średnia z 8 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Amerykańscy bogowie (American Gods)
Autor: Neil Gaiman
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: MAG
Data wydania: 9 października 2013
Liczba stron: 464
Oprawa: twarda
Format: 150x225 mm
ISBN-13: 978-83-7480-387-8
Cena: 45 zł



Czytaj również

Amerykańscy bogowie - Neil Gaiman
Posępna wizja zmierzchu i przemijania
- recenzja
Amerykańcy bogowie - Neil Gaiman
Czytać czy nie czytać?
- recenzja
 Sandman. Senni Łowcy
Sandman dla każdego
- recenzja

Komentarze


karp
   
Ocena:
+1

To nie pozostaje Ci nic innego jak zabrać się za Chłopców Anansiego :)

27-01-2014 19:23
mr_mond
   
Ocena:
0

Najlepiej w oryginale :)

27-01-2014 19:28
balint
   
Ocena:
0

Czytałem dawno temu i podobało mi się bardzo. Aczkolwiek mam wrażenie, że styl Gaimana wszędzie jest taki sam.

27-01-2014 19:34
Asthariel
   
Ocena:
0

A ja niespecjalnie rozumiem kult wokół powieści. Miło się czyta, dałbym 8, ale ani razu podczas dwóch lektur nie poczułem "łał, ta książka wymiata". Samo zakończenie nie pozwala mi wystawić więcej niż 9.

27-01-2014 19:56
sarmatae
   
Ocena:
0

W moim mniemaniu do kultu przyczynia się nie tylko treść, ale i język jakim Gaiman operuje.

27-01-2014 20:27
lemon
   
Ocena:
0

Kult? Wiele rzeczy mnie omija, więc pewnie i ten kult również. W czym się on objawia?

27-01-2014 21:00
balint
   
Ocena:
0

Ja też kultu wokół tej książki nie przyuważyłem :)

27-01-2014 22:17
Asthariel
   
Ocena:
0

Może przesadziłem, ale wydaje mi się, że Bogowie to najbardziej chwalona i rozpoznawalna książka Gaimana, którą wychwala większość czytelników.

27-01-2014 23:10
lemon
   
Ocena:
0

Bo (do niedawna chyba, a może nadal?) była najbardziej poważną i złożoną z jego książek dla dorosłych.

Kult to ja widzę np. przy PLiO Martina, gdzie fani przebierają się za postacie, dywagują nad ich losami, rysują, malują, śpiewają Deszcze Castamere i złego słowa nie dadzą powiedzieć o ich ukochanej sadze - to jest kult. ;)

27-01-2014 23:47
74054

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1

Jak dla mnie ósemeczka. Czytałem dawno temu, czytało się bez zbędnych pauz, fajny pomysł z wojną o paradygmat rzeczywistości i nowymi, współczesnymi bogami.

A dlaczego Horus odpowiedział s*dalaj na zapytanie czy powie „nigdy więcej” w formie kruka, to mało który domorosły znafca literatury zrozumie;)

28-01-2014 09:52
Qbuś
   
Ocena:
+1

Ja sam przez długi czas miałem uprzedzenia względem Gaimana, gdyż w czasach bardzo zamierzchłych nie spodobał mi się Dobry omen... Przeżywałem wtedy okres pierwszej fascynacji Pratchettem, więc Gaimana uznałem za winnego ;) Potem nie miałem jakoś specjalnie okazji sięgnąć po Gaimana, ale bardzo cieszę się, że jednak się przemogłem. Teraz żałuję, że tak późno. Ale nic straconego - Gaiman nigdzie mi nie ucieknie :)

Quoth the Raven

28-01-2014 11:20
37310

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0

Oj chyba w końcu trzeba będzie coś Gaimana przeczytać, skoro go tak chwalą...

28-01-2014 13:59
Seif al din
   
Ocena:
0

Książka, fajna dobrze się czyta i potrafi zostać w pamięci, polecam jak najbardziej. Ode mnie dostaje 7,5.

@lemon
Gdyby nie serial to chyba nikt by nie wiedział co to PLiO i kto to Martin.

29-01-2014 17:55

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.