451° Fahrenheita - Ray Bradbury

Niech płonie trędowatych dom

Autor: Jakub 'Qbuś' Nowak

451° Fahrenheita - Ray Bradbury
Przekornie rzec można, że Ray Bradbury wielkim pisarzem był. Jest powszechnie uważany za jednego z tytanów science fiction, a jego powieści na stałe weszły do kanonu. Nic więc dziwnego, że najbardziej znane z jego dzieł, 451° Fahrenheita, jest nadal wznawiane. Czasem jednak warto spojrzeć na tak poważane dzieło świeżym okiem i sprawdzić, czy przez ponad 50 lat nie straciło nic ze swojej siły przyciągania.

____________________________


Guy Montag jest strażakiem, lecz jego praca polega nie na gaszeniu pożarów, ale na ich wzniecaniu. Celem tej zorganizowanej działalności są zaś książki, traktowane jako element niepożądany, niebezpieczny i zagrażający społecznemu ładowi. Ten porządek jest nieodmiennie związany z telewizyjnym ogłupieniem, brakiem namysłu i usypianiem wątpliwości za pomocą farmakologii. Jako że Montag jest głównym bohaterem, nikogo nie powinno zaskoczyć, że wkrótce nawiedzi go kryzys wiary we własny zawód i ogół społeczeństwa.

451° Fahrenheita jest powieścią, w której fabuła nie gra kluczowej roli. Zdarzeń nie ma tu wiele i służą one głównie do zaprezentowania wizji świata oraz ideologii nim rządzących. I to właśnie te elementy stanowią najmocniejszą stronę dzieła Bradbury'ego. Stany Zjednoczone w powieści są krajem ludzi bezmyślnie oddających się hedonistycznym rozrywkom, spędzających godziny przed wielkimi ekranami, automatycznie przyjmującymi za pewnik wszystko, co serwuje im władza. Ironicznie można by stwierdzić, że to przecież zupełnie tak samo, jak dziś – paradoksalnie jednak to podobieństwo i trafność przewidywań autora sprawiają, że powieść można odnieść i do XXI wieku.

Mniej jednoznaczna jest zaś ocena postaci. Na pierwszy rzut oka Guy Montag wydaje się interesującą osobą – pozornie dobrze funkcjonuje w społeczeństwie, lecz pod maską obojętności i sztucznym uśmiechem skrywa wrażliwość, skłonność do refleksji i ciekawość, czyli cechy nieprzystające do jego czasów. Udaje mu się trzymać te "aspołeczne" inklinacje w ryzach, aż do spotkania z Klarysą – nastolatką ciekawą świata, zadającą zdecydowanie za wiele pytań i dostrzegającą piękno nie tylko w telewizji. Od tego momentu Guy zaczyna rozmyślać o swoim szczęściu i pracy, a z czasem zaczyna rozważać podjęcie walki z chorym systemem. Pomimo tego można odnieść wrażenie, że protagonista jest swoistą wydmuszką – nie liczy się jako osoba, ale jako personifikacja pewnych postaw. Lepiej pod tym względem prezentuje się kapitan Beatty, przełożony Montaga. Niegdyś był miłośnikiem książek, lecz z czasem je znienawidził – dzięki zdolnościom erudycyjnym potrafi mistrzowsko manipulować głównym bohaterem, grając na jego obawach i nadziejach.

Najsłabszą stroną 451° Fahrenheita jest styl. Ray Bradbury pisał tę powieść na wypożyczonej maszynie do pisania, którą opłacał godzinowo. Wymuszony pośpiech czuć w powieści – język jest mało literacki, a zdania raczej proste. Autor stworzył bardzo graficzne opisy, lecz przesadził nieco z natężeniem metafor. Na całe szczęście nie zaburza to lektury, gdyż główną wartością od początku miało być przesłanie, które wzmacniane jest przez wyrazistą symbolikę (ogień, oczyszczenie przez wodę) oraz ciekawe odwrócenie roli strażaka.

Powieść Raya Brabury'ego wytrzymuje próbę czasu. Może i przekaz nie jest już tak szokujący jak w latach pięćdziesiątych poprzedniego wieku (to akurat wina celności obaw autora), lecz i tak może być źródłem refleksji. Współczesny czytelnik może zastanawiać się, jak daleko nam do USA z 451° Fahrenheita, gdyż przez ostatnie 50 lat na pewno się od tej wizji nie oddaliliśmy. Innymi słowy, zdecydowanie warto sięgnąć po tę książkę.