» Recenzje » Kriss de Valnor #6: Wyspa zaginionych dzieci

Kriss de Valnor #6: Wyspa zaginionych dzieci


wersja do druku
Kriss de Valnor #6: Wyspa zaginionych dzieci
Jedna z najsłynniejszych komiksowych serii, stworzona wspólnie przez Grzegorza Rosińskiego i Jeana Van Hamme’a, nie raz zachwycała nowych i starych czytelników, chociaż zdarzały jej się również spadki formy. Wysoki poziom artystyczny, ambitne historie oraz czerpanie całymi garściami z dorobku kultury ludowej przyczyniły się do wykreowania bogatego świata, łączącego w sobie elementy science fiction, fantasy, a nawet horroru. Nie tak dawno czytelnicy dostali świetną Runę oraz średniego Skalda, teraz przyszedł czas na Wyspę zaginionych dzieci. 

Po bitwie nad rzeką Raheborg Kriss de Valnor, zmieciona przez falę wody i osłabiona walką z wilkami, trafia do chatki znachora, Osjana. Leczący ją starzec wraz z uczennicą, Erwiną, zostają wplątani w serię niefortunnych zdarzeń, które rozegrają się niedługo po przebudzeniu wojowniczki. Żołnierze wrogiej armii śledzili królową wikingów, aż wreszcie dotarli do celu. Wojowniczka zdołała się jednak wymknąć napastnikom, ciągnąc ze sobą znachora i jego podopieczną. Po ucieczce ich statek rozbija się na wyspie zamieszkanej przez samotne dzieci skrywające tajemnicę.

Fabuła szóstego tomu Kriss de Valnor to bezpośrednia kontynuacja poprzedniego epizodu, odchodząca jednak od wątku wojny przewijającej się we wcześniejszych odsłonach serii. Motyw pozornie bezludnej wyspy już nieraz pojawiał się w "thorgalowym" uniwersum, dlatego miejsce akcji może budzić ambiwalentne uczucia. Lecz pewien sentyment skłania fanów do cieplejszego przyjęcia najnowszego tytułu. Zwłaszcza, że autorzy zrezygnowali z przyjętej od czasów Upadku Brek Zarith maniery, rozwlekającej historię na parę odsłon, a tym samym wrócili do modelu z pierwszych części cyklu. W Wyspie zaginionych dzieci dostajemy zatem jedną, zwartą i – przede wszystkim – zamkniętą opowieść z otwartym zakończeniem.

Bohaterowie nie przedstawiają może innowacyjnych dla serii typów, aczkolwiek wzbudzają w odbiorcy sympatię. Kriss to postać pełna sprzeczności, która raz przyjmuje rolę bezwzględnej i zdolnej do wszystkiego wojowniczki, innym razem pokazuje odrobinę serca i nie działa już tak egoistycznie. Erwina to z kolei dziewczynka bardzo samotna, lecz nie zamknięta w sobie, tylko odrzucona przez społeczeństwo z powodu oszpecenia – i przez to nieco zbyt naiwna wobec ludzi relatywnie dlań przyjaznych. Staruszek Osjan to całkowite przeciwieństwo surowej strony Kriss – łagodny, skromny i myślący wyłącznie o dobru podopiecznej. Na koniec pozostaje istotna dla fabuły postać zbiorowa, czyli tytułowe zaginione dzieci, które teoretycznie radzą sobie same na wyspie i przypominają melanż zagubionych chłopców z Piotrusia Pana oraz rozbitków z Władcy much. Poza tymi bohaterami są jeszcze epizodyczni żołnierze i okazjonalny występ Jolana i jego świty.

Scenarzyści Xavier Dorison oraz Mathieu Mariolle, debiutanci w podcyklu Kriss de Valnor, pod względem fabularnym dobrze zarysowali sylwetki wszystkich bohaterów, dzięki czemu odbiorca nie odczuwa, żeby dany charakter został wciśnięty w tok akcji na siłę. Sama historia zasadniczo też jest całkiem niezła, choć wyraźnie widać w niej schematyczność – już nie samych motywów – co prostych sekwencji. Na plus ewidentnie wysuwa się tu także zbalansowane tempo akcji: na początku pędzące i zachwycające zwrotami akcji, potem stopniowo zwalniające, żeby później znowu nabrać tempa. I jest to zabieg uzasadniony potrzebą, wychodzący komiksowi na dobre. W porównaniu do niedawnego Skalda nikt nie powinien być zawiedziony. Również warsztat Romana Surżenki nie zawodzi. Klasyczne dla serii wyobrażenie postaci, znakomicie naszkicowany krajobraz oraz przedmioty wykonane z dbałością o najmniejszy detal – a wszystko to w lekko kreskówkowej stylizacji, o dziwo, doskonale oddającej klimat uniwersum. Dobór kolorów, tonacja, cieniowanie – jak zwykle na wysokim poziomie.

Wyspa zaginionych dzieci to kolejny etap historii Kriss de Valnor udowadniający, że poboczne cykle wcale nie służą odcinaniu kuponów, tylko stanowią doskonałe uzupełnienie całości. Tym razem scenarzyści postanowili zwrócić uwagę na Kriss pod kątem zaczynających ją nękać dylematów. Problematyka utworu z pewnością nie spodoba się sympatykom mrocznej, wyzbytej skrupułów Kriss, ponieważ twórcy zaprezentowali zmiany wewnętrzne, które przeszła ona na przełomie wydarzeń z cyklu. Nadal mamy do czynienia z aspektami stawiającymi jej szlachetne pobudki pod znakiem zapytania, lecz w końcu zostają one całkowicie stłumione przez dobre cechy jej usposobienia. Ale nie należy zapominać, że to także opowieść o samotności, próbie znalezienia akceptacji i przyjaźni oraz o poświęceniu. Do koniecznego przeczytania dla fanów – tych starszych i nowszych – choć pewnie tylko ci pierwsi odnajdą w sobie sentyment do serii.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
7.5
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Kriss de Valnor #6: Wyspa zaginionych dzieci
Scenariusz: Xavier Dorison, Mathieu Mariolle
Rysunki: Roman Surżenko
Kolory: Matteo Vattani
Wydawca: Egmont
Data wydania: 18 listopada 2015
Autor okładki: Grzegorz Rosiński
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Liczba stron: 56
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: czarno-biały
ISBN: 9788328110984
Cena: 23,00 zł
Wydawca oryginału: Le Lombard
Data wydania oryginału: 2015



Czytaj również

Thorgal. Młodzieńcze lata #5: Slivia
Początków ciąg dalszy
- recenzja
Thorgal. Louve #7: Nidhogg
Co dwie głowy, to nie jedna
- recenzja
Królowa czarnych elfów
Quo vadis, Louve?
- recenzja
Thorgal. Młodzieńcze lata #2: Oko Odyna
Powrót do dzieciństwa
- recenzja
Thorgal. Młodzieńcze lata #1: Trzy siostry Minkelsönn
I znowu seria poboczna...
- recenzja
Thorgal #35: Szkarłatny ogień
Siła legendy
- recenzja

Komentarze


narsilion
   
Ocena:
+1

Fabułka jak fabułka, ewidentne odcinanie kuponów i kalki z dawnych albumów. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że mamy nowego grafika: Giulio Vita po dość dobrym pierwszym albumie zdryfował w stronę bohomazów równie radosnych, co wyczyny p. Polcha na planszach Wiedźmina. Pewnie komuś się to podobało, jemu chyba nie, bo zrezygnował z dalszego uprawiania krissologii. Nic dziwnego, też bym zrezygnował, patrząc na efekty pracy. Szkoda że tak wyszło, bo oglądając inne prace Giulia, spodziewałem się po nim wielkich rzeczy.

Tymczasem serię przejmuje Surżenko, który zdaje się będzie etatowym obrysowywaczem wszelakich spin-offów Thorgala. Kreśli zdaje się serię o Louve, młodzieńcze lata, teraz zaś także przygody Kriss. A może i coś jeszcze, bo nie pamiętam...

28-12-2015 17:30
Anioł Gniewu
   
Ocena:
0

Władczyni Much? Oooo! To Kris stała się Czempionką Nurgla? ;)

28-12-2015 19:00

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.