» Relacje » Relacja: Polcon 2007

Relacja: Polcon 2007


wersja do druku

Rewelacji nie było...

Redakcja: Maciej 'Repek' Reputakowski
Ilustracje: Łukasz 'big_end' Laskowski

Relacja: Polcon 2007
Rewelacji nie było. A miały być. Polcon promowano od samego początku jako nową jakość i również od samego początku zderzał się on z bardzo ostrą krytyką ze strony środowisk fanowskich. Narzekano na wysoką cenę akredytacji, brak zniżek dla wszystkich tych, którzy normalnie je otrzymują, na "Warsiawkę"... Na wszystko. Użytkownicy internetowych serwisów z upodobaniem podgryzali organizatorów, ale pomimo kiepskiego startu, sytuacja zaczęła się prostować na parę miesięcy przed "godziną zero". Genialne zagrywki PR-owe koordynatora, szeroka kampania medialna i ciągłe "przypominanie o sobie" ściągnęły na konwent blisko dwa tysiące dwieście osób. Co ciekawe, większość z nich to bynajmniej nie stali bywalcy konwentów. Oznacza to, że organizatorom udało się zrealizować naczelne założenie – rozpropagować fantastykę i trafić do nowego odbiorcy.

Jednak bardziej doświadczeni konwentowicze mogli opuścić teren imprezy zdegustowani. Uczestnikom nocującym na terenie Polconu kazano płacić za zbiorowe sale noclegowe, gdzie miały na nich czekać polowe łóżka i ochroniarz pilnujący, aby nikt bez przepustki nie przechadzał się po noclegowniach. Na miejscu okazało się, że ci, którzy zapłacili, wyrzucili swoje pieniądze w błoto. Nie dość, że owych obiecanych polówek nie było prawie wcale (w dwóch dużych salach naliczyłem dwa łóżka), nie dość, że każdy mógł bez przepustki wejść do skrzydła noclegowego, to na dodatek obiecany ochroniarz nie raczył się pojawić. Tutaj organizatorzy otrzymują wielkiego minusa. Uczestników nie powinno się oszukiwać, albo chociaż po zajściu przeprosić za
dezinformację. Na dokładkę po konwencie kazano uczestnikom samodzielnie poskładać porozrzucane po noclegowniach materace i łóżka oraz posprzątać po co bardziej niechlujnych kolegach z sali. No i wyrzucono ich na korytarz z całym bagażem w niedzielę rano, choć przyjęło się, że sale noclegowe czynne są aż do zamknięcia ostatniego punktu programu imprezy lub przynajmniej do chwili, gdy wszyscy zdążą się spakować i wynieść.

Również przeniesienie konwentu ze standardowych szkół do hotelu nie każdemu było w smak. Jednym przypadło takie rozwiązanie do gustu – wreszcie można było powiedzieć o godnej lokalizacji dla tak wielkiej i prestiżowej imprezy. Z drugiej strony – w nowoczesnym i eleganckim hotelu prysł czar "undergroundowych" spotkań fanów. Ale taka jest cena postępu.

Konwentowy bufet okazał się farsą. Obiecywano przyjazne ceny i szeroki asortyment, które to miały zniechęcić uczestników do opuszczania hotelu na czas posiłków. Nie dość, że co bardziej lubiane dania (kiełbaski z grilla i kanapki) rozchodziły się na tyle szybko, że mało kto mógł ich zakosztować, to jeszcze ich ceny pozostawiały wiele do życzenia. Miały być przystępne, a okazało się, że niewielka pieczona kiełbaska kosztuje osiem złotych, a kanapka z szynką i zieleniną – pięć. Obu dań zaczynało brakować już wczesnym popołudniem. Co gorsza, nawet jeśli uczestnik zniechęcił się już do bufetowych cen, nie miał wielu alternatyw. Konwent odbywał się z dala od centrum Warszawy, stąd w pobliżu nie było prawie żadnych jadłodajni. Do najbliższego fast fooda trzeba było przejść lub przejechać autobusem prawie dwa kilometry. Pozostawał sklep spożywczy, ulokowany całkiem niedaleko, ale i tu organizatorzy zastrzegli na swojej stronie internetowej, że wnoszenie na teren hotelu jedzenia z zewnątrz wymyka się poza ramy hotelowej etykiety i patrzy się na to krzywo.

Pod punkty programu przygotowano wielkie sale, które wietrzono w każdej przerwie. Nie istniał więc odwieczny problem zaduchu na gromadzących większe liczby słuchaczy prelekcjach. Dodatkowo, sale były wyposażone w nagłośnienie i rzutniki, choć zabrakło wygodnych tablic szkolnych. Również przestrzeń games roomu nie pozostawiała wiele do życzenia – dla planszówek przeznaczono wielką salę, sąsiadującą z jeszcze większą halą dla bloku gier bitewnych. Tutaj również nie pojawiał się problem ścisku czy zaduchu.

Przejdźmy do programu imprezy, który prezentował się bardzo okazale. Pogrupowano go w dziewięć głównych bloków, do każdego z nich przyporządkowano odpowiednią salę. Poza tym odbyły się turnieje gier bitewnych, planszowych, zabawy z pneumatyczną bronią Air Soft Gun, LARPy oraz wiele innych atrakcji, które trudno wymienić. Każdy miłośnik fantastyki mógł w programie znaleźć coś dla siebie. Wielbiciele literatury mieli zapewnione spotkania z wieloma pisarzami, w tym zagranicznymi, i całą masę prelekcji. Fani komiksu mogli posłuchać o swoim hobby, spotkać się z wydawcami i autorami. Miłośnicy gier komputerowych otrzymali do dyspozycji bardzo przestronny play room, pełen nowoczesnych laptopów i sieciowych gier. Fani Star Wars mogli posłuchać o swojej ulubionej sadze filmowej (i nie tylko) oraz zrobić sobie zdjęcia z polskimi szturmowcami i rycerzami Jedi.

Ja natomiast skoncentrowałem się na bloku gier fabularnych. Odbyło się w jego ramach sporo punktów programu, w tym warsztatów, prezentacji czy paneli dyskusyjnych. Szczególnie godna odnotowania jest prelekcja Jacka 'vanderusa' Dworzyckiego "Ja chcę... strzelbę na słonie!", podczas której prelegent rozprawił się raz na zawsze z pomysłem wprowadzania do sesji Zewu Cthulhu jakiejkolwiek broni palnej. Poprowadzona z humorem, "wychowawcza" i wciągająca od pierwszej minuty. Również prelekcja z dyskusją dotycząca etyki w RPG przygotowana przez Joannę 'Ysabell' Filipczak i Marcina 'Ezechiela' Zaroda zasługuje na pochwałę, jako świetna pod kątem argumentacji lekcja faktycznie słusznego sposobu grania w RPG - takiego, w którym najważniejsza jest wspólna zabawa wszystkich grających.

Minus natomiast wędruje do Sylwestra 'ORTHa' Wróbla za nieudaną próbę prezentacji erpegowego uniwersum Warhammer 40K: Dark Heresy. Autor, nie wiedzieć czemu, poprowadził prelekcję o grze, o której nic nie wiadomo i mówił przez zaledwie piętnaście minut, po czym spotkanie zmieniło się w nudną nasiadówkę z luźną rozmową "słuchaczy" w tle. Nie robi się prelekcji o czymś, o czym niewiele wiadomo. Zawiodłem się.

Na niezbyt wysokim poziomie stały konkursy niezwiązane z konkretną wiedzą fantastyczną, takie jak kalambury czy konkurs muzyczny. W dużej mierze były one organizowane przez osoby, które nigdy wcześniej nie brały udziału w tego typu zabawach. Sam fakt, że podczas "pokazywanek" organizatorzy kazali sformować drużyny czteroosobowe (zamiast tradycyjnie trzyosobowych) budził zdziwienie. Na dodatek zaserwowano bardzo niewyważone pod względem trudności hasła, a konkurs prowadzono powolnie, nie można było w jego trakcie na bieżąco śledzić punktacji, a organizatorzy nie zawsze sądzili uczestników według tego samego regulaminu, który, nota bene, zmieniał się w trakcie zabawy. Konkurs muzyczny natomiast połączono z kalamburami, co okazało się zupełnym fiaskiem. Zwłaszcza, że drużyny dobierane były zupełnie losowo, co skutecznie uniemożliwiało zabawę w jakiekolwiek pokazywanie. Na dodatek, kiedy skończył się czas przeznaczony na ten konkurs, nagrody otrzymało uwaga... pierwsze osiem osób! Cóż za nietypowe rozwiązanie, któż by się spodziewał takiego finału!

Całe szczęście, że nagrody były wartościowe, więc czasem rekompensowały pokonkursowe zażenowanie. Zwycięzcy poszczególnych zabaw otrzymywali specjalne banknoty, które w konwentowym sklepie mogli wymieniać na nagrody rzeczowe. Te niestety już po pierwszym dniu zostały tak precyzyjnie przebrane z najlepszych pozycji, że trudno było znaleźć coś ciekawego. Może warto byłoby codziennie rano dokładać na półki parę interesujących rzeczy, aby niedzielni zwycięzcy też coś dla siebie wygrzebali?

Bardzo ciekawym zagraniem było wynagradzanie zwycięzców wolnych gier w games roomie. Co jakiś czas koordynator sali gier przechadzał się między stołami i oferował grającym konwentowe banknoty dla tego, kto wygra. W ten sposób, nie biorąc nawet udziału w konkursach, można było wygrać nagrody. Do tego w pokoju gier odbyło się kilka dużych turniejów, dzięki czemu koordynatorzy bloku planszówek dostają ode mnie dużego plusa za swoją pracę i świetne efekty. Szkoda tylko, że games room zamykano przed dwudziestą drugą. Na szczęście, pozostała możliwość wypożyczenia gier na noc.

Chociaż pomysł zbierania obsługantów już podczas konwentu, bez ich wcześniejszego przygotowania, wydawał mi się zupełną abstrakcją, o dziwo wypalił. Gżdacze, czyli ludzie odpowiedzialni za techniczno-logistyczne funkcjonowanie imprezy, byli zawsze na swoim miejscu i sprawili się świetnie. Podczas każdej prelekcji prowadzący miał pod ręką jednego z nich, który był w stanie pomóc w razie problemów, które mogły wystąpić. Szkoda, że członków obsługi nie odróżniono osobnym kolorem koszulek, bo łatwo było ich pomylić z ubranymi w tradycyjną czerwień organizatorami.

W trakcie konwentu odbyły się dwie oficjalne imprezy dla uczestników. Pierwsza, w Paradox Cafe i druga, w studenckim klubie Proxima. O ile ta pierwsza w opinii uczestników nie była strzałem w dziesiątkę, o tyle druga okazała się nim na pewno! Długie "balety" do rana okazały się fenomenalnym sposobem spędzenia ostatniej nocy Polconu.

Pomiędzy hotelem a akademikami i innymi punktami wyznaczanymi "na zamówienie" kursowały specjalne autobusy warszawskiego klubu miłośników komunikacji miejskiej. Zabawne, odrestaurowane "ogórki" same w sobie dostarczały sporych wrażeń. Organizatorzy zadbali też o to, żeby konwentowicze mogli przyjść na Polcon z dziećmi. Funkcjonowała specjalna sala z opieką i atrakcjami dla najmłodszych. Udało się też otworzyć niewielkie targi popkultury. Szkoda tylko, że poza zwyczajnym asortymentem konwentowych sklepików nie można tam było znaleźć zbyt wiele (a "popkultura" to pojęcie jednak dość szerokie).

Siląc się na obiektywizm, mogę stwierdzić, że była to dobra impreza. Z wieloma wpadkami, ale atrakcyjna i udana. Jednak znaczące uchybienia oraz okłamanie uczestników w kwestii sal sypialnych nie mogą przejść w tej relacji bez echa. Rewelacji i owej "nowej jakości" próżno było szukać na tegorocznym Polconie.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę


Ocena: 3.5 / 6

Komentarze


Repek
    @Godryk
Ocena:
0
Super sprawozdanie, dzięki, bardzo ciekawe.

Od razu jednak nasuwa mi się pytanie w kwestii tego, że zostaliście zaskoczeni w sierpniu nagłym zalewem zgłoszeń.

To, co opisujesz, jest normą. Ogromna liczba, często przeważająca, uczestników konwentu, KTÓRZY CHCĄ DOKONAĆ PRZEDPŁATY, dokonuje przedpłat w ostatniej chwili, czyli najczęściej miesiąc przed konem [lub w ostatniej przewidzianej dacie]. Powody są proste - często do ostatniej chwili nie wiedzą, czy pojadą, a nie chcą tracić kasy [i czasu na formalności]. Część jest też leniwa i czeka do ostatniej chwili. :)

I teraz pytanie. Jaka jest gwarancja, że cały know-how, dotyczący choćby takich sytuacji [a przecież jest ich masa, tylko są dawno dobrze załatwione i się o nich zapomina w trakcie organizacji], zostanie przekazany w całości kolejnym orgom w ZG?

Imho to niewykonalne, bo doświadczone osoby z Wawy musiałyby siedzieć w ZG, tak samo jak ktoś z poprzednich Polconów musiałby siedzieć w Wawie, by uprzedzić orgów, że takie sytuacje to absolutna norma i można było to przewidzieć.

I podkreślam, nie stawiam tu zarzutu, bo dla mnie polówka czy materac to żadna różnica, a ochroniarzy mi nie potrzeba, bo wartościowe rzeczy na konie trzymam przy sobie.

Tylko pytam na przyszłość - czy naprawdę uważacie za realne to, by ZG czy jakikolwiek inny Polcon uniknął takich błędów, skoro nie będą robić go ludzie, którzy mają na koncie tak wielką imprezę?

Pozdrówka
11-09-2007 18:50
~Bartosz 'Kastor Krieg' Chilicki

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@JoAnna
Ich strata i nieudolność rozpoznania potencjału rynku. Pójdę i dam zarobić tym, którzy zrozumieją "Należę do tej samej wielotysięcznej społeczności i przyświecają mi te same cele".
11-09-2007 18:53
JoAnna
   
Ocena:
0
Panowie. Tu nie chodzi o rzeczowe argumenty. Tu chodzi o to, że Repek WIE LEPIEJ. Odpuśćcie. Przyznajcie, że wie lepiej, robi najlepsze kony w Polsce, do pięt mu nie dorastacie, oddajcie w jego ręce robienie Polconów do roku 2666. Będziecie mieli święty spokój i więcej czasu, żeby się napić wódki. A on, skoro wie lepiej, jest najlepszy, nigdy nie miałby żadnej obsuwy i zarabiałby na konach niczym Rockefeller, niech robi.

@ Kastor. Wiesz. Niektóre firmy cenią umiejętności. Złe one. Jak mogą.
11-09-2007 18:57
Deckard
   
Ocena:
0
@Ostry

A propo wchodzenia za darmo "bo nikt nie patrzy" nie chcę tutaj pisać - musiałbym kroowami ciskać, bo cwaniaczenie to właśnie taka nasza cecha narodowa (dzięki której często jedynym wyjściem jest zmienić obywatelstwo, nazwisko and so on). I drobna uwaga - użerasz się z garstką osób, której kon nie podszedł z bliżej niesprecyzowanych względów. Większość osób wybrała, zapłaciła i przybyła i następnie spędziła bardzo miłe kilka godzin/dni. I to ta większość "głosuje" (jeżeli można to tak ująć) portfelem, dzięki czemu ew. replay będzie już łatwiejszy w organizacji (sponsorzy nie stracili, hotel nie spłonął, kontakt pozostał).

Spójrz proszę na casus Krakowa i Polkonu - dwie edycje (`91 i chyba `03) i o ile o pierwszej mi dane było poczytać/posłuchać niemiłe opowieści, o tyle `03 był i tyle (i naprawdę mało osób na niego się udało porównując z wcześniejszymi imprezami pokroju Krakonu, który potrafił zgromadzić ponad 1k samych rpgwców i battle`owców czy chociażby sukces CQ`04 i `05).

Im więcej buzzu, tym lepiej - imprezy "monotematyczne" nie mają takiego potencjału, jak te pokroju Polkonu, gdzie każdy ma coś dla siebie i gdzie po raz pierwszy od sporego czasu literaci stanęli obok rpgwców, battlowców, planszówkowców, karciarzy i zwykłych ludzi z ulicy. W tym właśnie tkwi siła GenConu, na którym i owszem - królują gry (wszelakie), ale wokół tego kręci się ogromny biznes wydawniczy i artystyczny (od replik broni przez rysowników aż po zajęcia teatralne). Zresztą Polsce nie mierzyć się z Indianapolis, ale z GC Europe - a tutaj szanse istnieją i wcale nie tak małe (patrząc chociażby po GC UK czy GC Paris).


@Joanna:

Ale nie śpiewasz, więc o co come on? Repek nie jest w ciemię bity - potrafił wraz ze znajomymi wybić CQ na bardzo przyzwoity poziom (a pod pewnymi względami na najlepszy w owym okresie) w dobie upadku Krakonów i zmniejszającej się liczby osób na Imlalach. Mamy 2007 rok, 3 edycje CQ i 2 CS za sobą, Krakonu`08 nie ma, CS`08 będzie. W czym problem - w fakcie, że teraz kony po 1k uczestników nadal nie są robione w Krakowie tylko Lublinie? A czy ma to znaczenie w dobie Teleportów, braku Zahconu, takiego sobie Ubota i Białych Kruków?
11-09-2007 19:03
Draker
   
Ocena:
0
Jo, w odróżnieniu do Ciebie repek prezentuje spokojnie i konkretnie jak sprawę widzi. Nie narzuca się, a jedynie pokazuje zalety organizowania regularnie dużej imprezy w Warszawie. I dla mnie to czy sie na tej imprezie zarabia czy nie to jest akurat sprawa drugorzedna. Tutaj rozchodzi się o potencjał stolicy jako miasta w którym można organizować największe imprezy, ściągnąć najwięcej uczestników, dotrzeć do ogólnopolskich mediów i w efekcie przysłużyć się popularyzacji fantastyki oraz rozwojowi rynku gier.

Dziwi mnie agresja jaką budzi fakt, że ktoś odważyl się rzucić samym pomysłem robienia dużej, regularnej imprezy w Warszawie i przedstawił tego zalety w stosunku do obecnego modelu z wędrownym Polconem.
11-09-2007 19:05
JoAnna
   
Ocena:
0
Drakerze - pozwól, że dla odmiany ja nie będę z tobą dyskutować, mam bardzo złe zdanie o twoim stosunku do współpracowników oraz jeszcze gorsze o twojej obiektywności.
11-09-2007 19:08
starlift
    @Draker: Mylisz sie,
Ocena:
0
repek postuluje przerobienie polconu na duza komercyjna impreze i dlatego sie burzymy.

Nikt nikomu nie zabrania robienia wlasnej imprezy pod inna marka.
11-09-2007 19:08
~Bartosz 'Kastor Krieg' Chilicki

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Whoa, no tak. Po tej jakże światłej i wcale nie prowokującej wypowiedzi Pani Antropolog cum Fantastoznawcy wszyscy powinniśmy zamilknąć i w zadumie pokiwać głowami.

Wcześniejsze bluzgi jakoś ścierpiałem, ale JoAnno, zbastuj proszę, przykro patrzeć jak skąd inąd niegłupia kobieta tak się pluciem jadem ośmiesza. :?
11-09-2007 19:09
Paszko
   
Ocena:
0
Repku, czy ty brałeś kiedyś udział przy organizowaniu któregoś Polconu? Nie śledziłem listy organizatorów zbyt biegle, ale po twojej wypowiedzi wydaje mi się, że nie.

Przykład współpracy i przenoszenia wiedzy how-to?
1) Przetasowanie ekipy przy Polconach 2004 (Zielona Góra) i 2005 (Poznań) - oraz przyszłościowo Zielona Góra 2008
2) Ostry, jeden z orgów Polconu 2005 jako jeden z orgów Polconu 2007
3) przyszłościowo: spółpraca między Warszawą (2007) a Łodzią (2009) i Lublinem (2006)

A odnośnie sprawy komercyjności - nie mylcie znaczeń słów "profesjonalnie" i "komercyjnie". Jak wielokrotnie wspomniał na swoim blogu Szaman, to że ktoś robi coś za darmo nie oznacza, że musi wykonać to źle.
11-09-2007 19:11
starlift
    Re: Paszko
Ocena:
0
Do tego spora czesc SKFu mam wrazenie aktywnie wspiera kazdy Polcon. Ja tez mam zamiar. Know how raczej sie nie zmarnuje.
11-09-2007 19:13
~Ostry

Użytkownik niezarejestrowany
    Kilka spraw.
Ocena:
0
@Kastor, Deckard

Przepraszam, wyraziłem się nieprecyzyjnie.

Chodziło mi o to, że osoby, które polezą do sponsorów Polconu oraz zaczną je namawiać do wsparcia imprezy "podobnej" do konwentu, ale nastawionej na zysk, wprowadzając je przy tym w błąd - mogą podlegać odpowiedzialności cywilnej. Nazwa "Polcon" posiada renomę oraz powoduje określone skojarzenia (a "Zajdel" jest zastrzeżonym znakiem towarowym), zatem są identyfikowalne na tyle, że mogą podlegać ochronie cywilnoprawnej.

Nie wierzycie? W zeszłym roku pewne wydawnictwo zapłaciło określoną kwotę na fundusz Nagrody Zajdla. Jako odszkodowanie i to w związku z dobrym imieniem Nagrody i Polconu.

Więc mi jak najbardziej chodzi o to, żeby sukces Polconu zdyskontować, ale dla dobra fandomu jako takiego. Sytuacja, w której organizator konwentu wyprasza kasę z AXN, a potem leci sobbie za nią na Bahama, raczej nam się nie przysłuży, prawda?

@ Nataniel

Sponsorzy branżowi - i owszem, pomagają bo doskonale wiedzą, że im się to zwróci. Teraz czy za 5 lat. Ale było mnóstwo sponsorów którym fantastyka zwisa kalafiorem, a dali, bo uznali że warto nam zapaleńcom pomóc.

@ Deckard

Tylko debil planowałby imprezę tak żeby na niej stracić. Idzie jednak o to, że tak jak pisałem: budżet był ciułany po to, żeby było fajniej, wystawniej, lepiej. Polcon zresztą ma to do siebie, że:
- od każdej wejściówki odprowadza się parę złotych na fundusz Zajdlowski
- rozliczenie jest JAWNE. Za kilka tygodni się dowiecie, czy impreza przyniosła zysk czy stratę , i w jakiej wysokości. Na 99% nie dopłaciliśmy. Ale forsa ta nie zostanie rozdana między orgów, tylko Rassun jako stowarzyszenie które dawało osobowość prawną (i ryzykowało bankructwem w razie niepowodzenia) zadecyduje, na jakie cele statutowe nadwyżkę przenaczy, ot i tyle.

@ repek

Jestem przekonany, że na Polconie w ZG będzie 10-15 osób, które tyrały przy Polconie. W różnych rolach. Jednakże - na miły Bóg - znamy się przecież wszyscy na tyle, że chłopaki z AdAstry na pewno wykorzystają rozmaite patenty na to, co wyszło dobrze, i będą na tyle kumaci, żeby się zapytać gdzie poszło najgorzej.
11-09-2007 19:14
Ausir
   
Ocena:
0
Ja również zamierzam pomóc przy Polconie 2008 na miarę swoich możliwości, szczególnie, że do Zielonej Góry mam niedaleko.

@Ostry

Wątpię, aby sponsorzy spoza branży dali cokolwiek z czystej dobroci serca - raczej również mieli nadzieję na potencjalny zysk w przyszłości.
11-09-2007 19:15
Deckard
   
Ocena:
0
@Paszko

Again, nikt nie pisze o zarabianiu przez orgów, natomiast zysk (niekoniecznie w rozumieniu gotówki - nie ta skala) jakiś jest po stronie sponsorów (niekoniecznie wszystkich - ale naprawdę nie trzeba jednomyślności, aby móc mówić o sukcesie komercyjnym) i hotelu/spółki Gromada.

@Ostry:

Hm, ale dlaczego piszesz mi o jawności rozliczeń ... mać? ;) Przecież n-ty raz podkreślam (nieironicznie), że 1. nikt nie węszy wokół tego, co stanie się z pieniędzmi, 2. aby mówić o komercyjności przedsięwzięcia zyskać może nawet część podmiotów zaangażowanych, 3. punkty 1 i 2 nie są tożsame. Patrząc z boku można po prostu przyjąć, iż zaperzyliście się, gdy tylko wspomniano o potencjalnym zysku i celu, chociaż NIKT PALCEM NIE WSKAZAŁ w kierunku orgów.

Aha - odnośnie zadośćuczynienia - tu nie chodzi o wiarę lub jej brak, widziałem jak funkcjonują instytucje i wymiar sprawiedliwości (cholera - muszę wiedzieć jak funkcjonują) i często takie zadośćuczynienie/kara/grzywna jest niczym w porównaniu z potencjalnymi zyskami z działalności, która została później zaskarżona. Wydawnictwo płaci, gdyż zastosowało chwyt z nadrukiem sprzecznym z umową - a niech płaci, kilkanaście k egzemplarzy już sie sprzedało właśnie dzięki niemu, zaś żądanie wycofania z nakładu tego wydania w naszym kraju właściwie nie ma miejsca. AMD zaskarżyło Intel w kwestii niezgodnej z prawem walki o rynki zbytu - nieważne, Intel skutecznie się odgryzł i buzz medialny jest.
11-09-2007 19:18
JoAnna
   
Ocena:
0
Kastorze. Padam na twarz i jęczę, przepełniona bólem istnienia, albowiem zwróciłeś mi uwagę i uznałeś, że się ośmieszam. Bo wszak ty nigdy nie bluzgasz, a na pewno nie na tych, których uznajesz za stojących w hierarchii niżej od ciebie.

Jak słusznie zauważył SL, przerabianie Polconu na komercyjną imprezę może się nie podobać. Z wielu względów. Nikt nie zabrania Repkowi robić komercyjnych konów. Ale czy mógłby nie pouczać orgów Polconu, skoro wielokrotnie zaznaczał, że on się do robienia jakiegokolwiek Polconu nie przyłoży i tym samym nie da się zweryfikować jego fachowości w robieniu tegoż, jakże specyficznego, przedsięwzięcia?
11-09-2007 19:20
Ausir
    @Deckard
Ocena:
0
Tylko w takim razie można uznać, że każdy konwent jest komercyjny, bo jest zysk po stronie wynajmowanej szkoły.
11-09-2007 19:20
starlift
    @Deckard
Ocena:
0
Tak, masz racje. Ale to nei czyni imprezy komercyjna. :)
11-09-2007 19:21
Paszko
   
Ocena:
0
@Deckard
Akurat Repek pisze o zarabianiu na konie przez orgów.

Zysk po stronie sponsorów był, dlatego chcą sponsorować. Ale przez nich impreza nie przeradza się w reklamę ich produktów nie dopuszczając do głosu konkurencji. Poprostu dają kasę za np. umieszczenie logo. Tłumaczyć chyba nie muszę. Na takich samych zasadach sponsoruje się inne wydarzenia niekomercyjne.

BTW, mam przykład z Polconu 2005, kiedy jakiś producent zbrojeń w bodownictwie dał kasę na konwent dla zapaleńców. Ciekawe co zyskał? Z tego, co mi wiadomo, poprostu był fanem fantastyki.
11-09-2007 19:22
~Ostry

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@ Paszko

Nie, nie był:) Córka prezesa była i jest:)
11-09-2007 19:23
Godryk
   
Ocena:
0
@Repek: co do niedoszacowania - może niejasno to napisałem. Owszem, doskonale sobie zdawaliśmy sprawę, że przyjedzie więcej ludzi, niż się rejestrowało wcześniej. Tyle że nie mieliśmy żadnej orientacji, ile osób będzie z Warszawy, a ile zamiejscowych. Bo na każdym konwencie sporo przyjezdnych to Warszawa i inne duże miasta (bo łatwiej z nich gdziekolwiek dojechać).

Dlatego wahaliśmy się, jak szacować liczbę gości - w końcu zwyciężyło oszacowanie, że będzie jakieś 800-1000 z Warszawy i około 400-500 osób spoza Warszawy (więc na tyle przygotowaliśmy noclegi, zakładając, że część i tak śpi u rodziny lub znajomych).

A było o połowę więcej - w ogóle. Mogę jedynie mieć nadzieję, że nie było takich osób, które z braku noclegów musiały wrócić...

Natomiast co do wymiany doświadczeń - Polcon to impreza wędrowna, składkowa, nie wiem, jak to dobrze nazwać - w każdym razie w przygotowaniu tego Polconu poza klubami warszawskimi (Pegaz i Rassun) duży udział miały Ad Astra, Druga Era, GKF, S.M.E.R.F., ŚKF - w kolejności alfabetycznej, bo nie sposób wycenić, kto się przyłożył bardziej. Na recepcji przez większość konwentu królował GKF i Ad Astra. Polcon Patrol to był przede wszystkim Pegaz, a takze Gnom i Nimeria. Program to Tredo i Ostry, czyli zupełnie nie warszawiacy. I tak dalej.

I tak jest przy każdym Polconie - ja sam przyłożyłem jakąś cząstkę swojej pracy do Polconu 2004, a jeśli mi się uda, będę coś robić jeszcze przy dwóch kolejnych. Wiem, że Ad Astra potrafi zrobić profesjonalny konwent nawet bez naszych doświadczeń, ale mimo to nie wypięli się i pomogli - dzięki czemu nasz sukces jest także ich sukcesem. Nie będę tego powtarzać słowo w słowo, bo trochę miejsca powyższe zdanie zajmuje, ale mogę to samo powiedzieć o Drugiej Erze (Pyrkon!), GKF-ie (Nordcon i Teleport!), ŚKF-ie (Seminarium i nie tylko), a nawet o S.M.E.R.F.-ie - klubie młodym, ale mającym za sobą dwa bardzo fajne U-Boty. Więc mamy pewność, że nasze doświadczenia nie będą zapomniane - ekipy dwóch przyszłych Polconów były wśród nas. Wróć - ekipy dwóch przyszłych Polconów, i paru (-nastu?) następnych to przecież my wszyscy, nieważne kto skąd...
11-09-2007 19:27
~Bartosz 'Kastor Krieg' Chilicki

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Kastorze. Padam na twarz i jęczę, przepełniona bólem istnienia, albowiem zwróciłeś mi uwagę i uznałeś, że się ośmieszam. Bo wszak ty nigdy nie bluzgasz, a na pewno nie na tych, których uznajesz za stojących w hierarchii niżej od ciebie.
Padaj i jęcz, bo nigdzie nie powiedziałem że sam jestem bez winy. Owszem, zdarza mi się. Ale nie jak tobie, cztery czy więcej razy na przestrzeni dwóch stron jednego wątku. Poza tym, kobiecie tak jakby nie przystoi. Chyba, że uznajesz się za feminazistkę or compatible. Wtedy pogratulować stylizacji, trafna.

Poza tym, "jak się nauczysz czytać ze zrozumieniem to wróć i odpowiedz raz jeszcze" [(c) WO, honorowy gość Polconu]. Meritum mojej wypowiedzi był szczeniacki jad pod adresem repka, a nie twój brak wychowania. Do tego, miałem nadzieję że stać cię na coś bardziej wyrafinowanego niż odbicie piłeczki jakiego unikałem nawet w przedszkolu.

eot.
11-09-2007 19:32

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.