» Wieści » Relacja z Dracoola 2003

Relacja z Dracoola 2003

|

Dracool 2003 był już trzecią imprezą organizowaną przez Wydawnictwo Portal. Poprzedni ich konwent zebrał sporo pozytywnych recenzji, więc postanowiłem zarezerwować sobie trochę czasu w dniach 27-30 czerwca .

Na wyjazd do Gliwic udało mi się namówić dwóch znajomych z Siedlec, a w Warszawie dołączyli jeszcze starlift i Brego. Pierwotnie planowałem wyspać się w pociągu, ale z taką ekipą okazało się to niemożliwe. Jako, że dość mieliśmy siedzenia, to będąc już w Gliwicach postanowiliśmy dotrzeć do konwentowej szkoły piechotą (w końcu według informacji na stronie były to tylko 4 przystanki). Skończyło się to jednak na tym, że po półgodzinnym błądzeniu wróciliśmy na przystanek autobusowy, gdyż owszem, były to jedynie cztery przystanki, ale rozmieszczone na bardzo długiej trasie.

Okazało się, że jesteśmy pierwszymi konwentowiczami, których mogą zarejestrować organizatorzy (była dopiero 10), więc korzystając z faktu, że do pierwszych prelekcji było jeszcze wiele godzin, spokojnie rozłożyliśmy się w sali i odpoczywaliśmy po podróży.

O 17:00 zaczęło się. Ignacy podczas oficjalnego rozpoczęcia imprezy powitał uczestników i przedstawił skrótowo regulamin, który można było znaleźć w informatorze. Chyba najważniejszym jego punktem była całkowita prohibicja na terenie konu, punkt standardowy, ale w tym wypadku potraktowany poważnie. Dowiedzieliśmy się także o tajnym planie zwanym roboczo Dracool 2. W skrócie: część prelegentów nie dojechała, więc Ignacy sam poprowadzi ich prelekcje. Na szczęście nie było ich wiele.

Pierwszą z prelekcji, którą postanowiłem "zaliczyć" było spotkanie z redakcją Portalu. Trzewik z MOraczem opowiadali o losach poszczególnych numerów, ciekawe historie związane z pracą nad pismem oraz plany dotyczące przygotowywanego, ostatniego numeru. Następny w programie był konkurs post apokaliptyczny (głównie neuroshimowy) Marcina Blachy. Było ciekawie, jednak zbyt długo jak na konkurs (przeciągało się wyłonienie zwycięzców).

Tu piątkowy blok prelekcji się kończył i zostawało jedynie granie. Wiele osób narzekało, że organizatorzy obiecali program trwający do późnej nocy, a tymczasem ostatni punkt kończył się o 22. Całe szczęście pojawiło się już sporo, dawno nie widzianych, znajomych i z nimi mogłem spędzić wolny czas.

W sobotę pierwszy punkt programu stanowiły warsztaty Marcina Blachy dotyczące tworzenia światów w RPG. Z relacji uczestników wynika, że było bardzo ciekawe, ale niestety mnie punkt ten ominął, gdyż postanowiłem skorzystać z bogactwa gier, które udostępnili orgowie. Zwariowanych planszówek i gier karcianych naprawdę nie brakowało. Można było pobawić się w zabijanie wnerwiającego staruszka, tak aby nikt nie widział (Kill Dr. Lucky) lub dla odmiany uratować mu życie (Save Dr. Lucky), zarobić trochę pieniędzy wysyłając szalone krowy z Anglii na pola minowe we Francji (Unexploded Cow) czy skoczyć z wieżowca w błyskawicznym Fallingu. Oczywiście przez cały czas trwania konwentu królowała najnowsza gra Portalu - Zombiaki.

Największą atrakcją całego sobotniego bloku okazała się prelekcja "Szpada, Katana, Rapier", którą prowadził Nurglitch wraz z Bogusiem Dawiecem. Prelegenci po przekazaniu fragmentu swojej wiedzy o broni, zabrali słuchaczy na zewnątrz i tam, podczas pokazu walki bronią kolną i mieczem japońskim, wyjaśnili jak wyglądałoby starcie samuraja z europejskim szermierzem.

Tego samego dnia odbyła się także dyskusja dotycząca losów świata Neuroshimy. Była to niezwykła gratka dla fanów systemu, którzy do tego stopnia zaangażowali się w "tworzenie historii", że w ciągu dwóch godzin nie udało się omówić wszystkich pierwotnie zaplanowanych punktów. Sobotni blok programu zwieńczył Nie kujoński konkurs fantastyczny, który, mimo swej nazwy, stał na wysokim poziomie i niektórymi pytaniami szokował uczestników.

Jako, że pobliską knajpę zamykano już o 23, a samą szkołę o 3, to w odróżnieniu od innych podobnych imprez, życie konwentowe wieczorami toczyło się na terenie szkoły, a nie w pubach. Organizatorzy wspierani przez zatrudnioną, bardzo profesjonalną ochronę, dopilnowali, aby zakaz spożywania alkoholu był przestrzegany. Nieliczne osoby, którym udało się coś przemycić i wypić robiły to bardzo kulturalnie, pochowani w swoich salach. Niektórym to przeszkadzało, ale większość uczestników doceniła fakt, że oszczędzono im widoku osób niepotrafiących "dawkować" trunków.

W niedzielę szczególnie przypadły mi do gustu warsztaty prowadzone przez Wojtka Rzadka, który jako zwycięzca PMM przekazywał swoja wiedzę Mistrza Gry. Każdy z obecnych miał możliwość spróbowania rozpoczęcia lub zakończenia sesji wykorzystując jedną z kilku charakterystycznych metod w wylosowanym settingu. Zarówno podane wskazówki, jak i pokazy umiejętności co odważniejszych "misiów", były bardzo ciekawe. Żałuję, że orgowie przeznaczyli tylko godzinę na ten punkt programu.

Innym ciekawą atrakcją tego dnia miała być "daleka wyprawa w świat Monastyru" - niezwykle obszerne przedstawienie nadchodzącej gry Portalu. Przez kilka godzin Ignacy wspierany przez Michała Oracza, w ciemnej, oświetlonej tylko kilkoma świecami, sali wprowadzał po części zahipnotyzowanych, a po części sennych uczestników w uniwersum Dominium. Wszystko wypadło bardzo dobrze, ale wytworzyło tyle samo pytań, co wyjaśniło wątpliwości. Do tego stopnia, że po powrocie, w sali Poltergeista i GGFFu doszło niemal do kłótni na temat jeszcze nie wydanej gry.

Jedną z głównych atrakcji konwentu na które liczyłem były ciekawe LARPy. Specjalnie na Neuroshimowy Posterunek miałem uszyty habit, a na gangsterskiego LARPa, w realiach Świata Mroku wiozłem garnitur wraz z niezbędnymi, dla ojca chrzestnego, dodatkami. Niestety jakieś złe fatum wisiało nade mną, gdyż żaden z nich się nie odbył. Pierwszy w wyniku nie dojechania ARTUTa, który go organizował, natomiast drugi z powodu niedostatecznej ilości graczy. Odbył się za to, chwalony przez wszystkich graczy, wilkołaczy LARP organizowany przez grupę MAYA oraz LARP Machina "Zlecenie z zachodu".

W poniedziałkowym programie znajdował się już tylko konkurs dźwiękonaśladowczy (naśladowanie łączącego się modemu to dopiero sztuka!), po którym nastąpiło oficjalne zamknięcie imprezy. Na gliwicki konwent przybyło trochę ponad 200 osób, co nie jest wielką liczbą, ale pozwoliło to uzyskać miłą, kameralną atmosferę. Generalnie organizatorzy spisali się bardzo dobrze. Przez wszystkie cztery dni dbali o bezpieczeństwo i porządek. Ignacy dwoił się i troił, aby wszędzie zajrzeć czy zagonić przechodzących przypadkiem ludzi do jednej z oczekujących gier. Jednak nie obyło się także i bez wpadek. Otóż ponownie zabrakło prysznicy. Chyba każdy może sobie wyobrazić jak pachnie człowiek po czterech dniach na konwencie, gdy żar leje się z nieba. Drugim minusem był całkowicie nie działający system karteczkowy. Owszem sesji była cala masa, ale aby się na jakąś dostać, trzeba było mieć znajomego MG lub farta, gdyż często gracze byli brani "z łapanki".

W sumie Dracoolowi należy się "czwórka" i to nawet z plusem. Bawiłem się na nim bardzo dobrze i chętnie powrócę do Gliwic za rok. Liczę, że organizatorzy wezmą sobie do serca uwagi uczestników i Dracool 2004 będzie jeszcze lepszy, dostarczając ponownie świetnej zabawy na każdym kroku.



Obejrzyj fotorelacje z Dracoola 2003
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.