Pyrkon 2014

Mrówka na konwencie

Autor: Joanna 'Senthe' Falkowska

Pyrkon 2014

Ubiegłoroczny Pyrkon zaskoczył wszystkich oszałamiającą wręcz frekwencją. Jak się okazuje poprzednia edycja poznańskiej imprezy była tylko pierwszą jaskółką zwiastującą nadchodzące zmiany. W tym roku festiwal z 12,5 tysiąca uczestników urósł do ponad 24,5 tysiąca odwiedzających. Tym samym zyskał miano nie tylko największego konwentu w Polsce, ale również jednego z największych przedsięwzięć o takim profilu w Europie. Co działo się na tegorocznym Pyrkonie i jakie wyniosłam z niego wrażenia? 

Atrakcje Pyrkonu 2014 można by opisać dwoma słowami: klęska urodzaju. Poza imponującą listą gości, zawierającą między innymi nazwiska takich sław, jak Charles Stross, Tad Williams, Sandy Petersen czy Cameron Stewart, przygotowano również liczne konkursy, turnieje, wystawy, pokazy, zabawy, prelekcje, koncerty i warsztaty. Program zamknął się w - bagatela - około 1100 punktach na 1500 zgłoszonych, zajmując łącznie ponad 1800 godzin.

Najważniejszymi punktami konwentu były z pewnością spotkania z gośćmi, ale sporym zainteresowaniem cieszył się także konkurs cosplay, panel youtuberów, koncert zespołu Percival czy konkurs LARP-owy Złote Maski. W bloku gier elektronicznych odbywały się turnieje League of Legends czy Starcraft II i przedpremierowe pokazy Age of Wonders III. Blok RPG kusił polskimi premierami podręczników Beast & Barbarians, Adventurers i Krwieżercze Duchy oraz sesjami, a blok literacki poza wieloma spotkaniami z pisarzami zapewnił także bookcrossing, czyli akcję wymiany książek. Fani fantastyki w każdej możliwej odmianie na Pyrkonie mogli znaleźć coś dla siebie.

Mocno rozbudowana została również festiwalowa część konwentu, gdzie każdy odwiedzający, nawet zupełnie fantastyką niezainteresowany, mógł się rozerwać w przyjaznej atmosferze. Wraz ze specjalnym blokiem dla początkujących, blokiem dziecięcym oraz blokiem integracyjnym zadecydowały one o ogromnej otwartości Pyrkonu - nie tylko na hardkorowych fantastów, ale i ludzi zwyczajnie poszukujących weekendowej rozrywki i miłego towarzystwa.

Podobnie jak Andrzej Zimniak sądzę, że właśnie otwartość na mniej fantastyczne formy spędzania czasu była głównym czynnikiem decydującym o tak wysokiej frekwencji. Nie bez znaczenia było na pewno zaproszenie bardzo ciekawych gości (niektórzy spekulują, że sporą część uczestników mogła przyciągnąć nawet obecność znanych polskich youtuberów), rozbudowana kampania promocyjna (to pierwszy niewrocławski konwent, którego plakaty zobaczyłam na przystankach w centrum miasta), imponujący pod wieloma względami program, dobra fama poprzednich Pyrkonów, a wreszcie o 30 stopni wyższa niż w zeszłym roku temperatura zachęcająca do wyjścia z domu (przypomnijmy - w roku 2013 o tej porze panowały kilkunastostopniowe mrozy). 

Podczas gali Pyrkonu rozdano nagrody w ramach konkursu malowania figurek, konkursu strojów Maskarada, konkursu LARP-owego Złote Maski, nagrody dla książki roku i najlepszego debiutu roku przyznane przez redakcję Nowej Fantastyki oraz Identyfikatory Pyrkonu przyznawane przez organizatorów konwentu we współpracy z serwisem Poltergeist. Gala została urozmaicona robiącymi wrażenie występami i pokazami kuglarzy.

Pyrkon w tym roku przywitał uczestników zupełnym brakiem kolejek. Najwyraźniej wyciągnięto wnioski z poprzednich edycji i zamiast przeprowadzać pełny rytuał akredytacyjny, sprawdzanie dokumentów i zakładanie opaski, w tym roku sprzedawano same identyfikatory w formie biletów, które w dodatku można było nabyć już dzień wcześniej. Miało to swoje dobre i złe strony: po zagubieniu identyfikatora można było co najwyżej zakupić kolejny, ale za to wpuszczanie uczestników na konwent mocno przyspieszyło. Pakiety z informatorami i bonusami były rozdawane przez gżdaczy już za bramkami wejściowymi. Niestety w paczkach szybko zabrakło smyczy do identyfikatorów, a potem nawet kolorowych informatorów, przez co niektórzy konwentowicze byli zmuszeni do korzystania wyłącznie z prostych tabelek programowych, które ostatecznie również się skończyły. Nie powinno to jednak nikogo dziwić, mając na uwadze fakt, że na imprezę przybyło niemal 25 tysięcy uczestników.

Być może dla organizatorów Pyrkonu tak duża liczba konwentowiczów oznacza wielki sukces. Ponadprzeciętna frekwencja nie miała jednak pozytywnego wpływu na moje wrażenia z festiwalu. Chyba jedynie atrakcje odbywające się na scenie, zajmującej prawie cały pawilon, można było zobaczyć bez większych komplikacji. Do Games Roomu w "godzinach szczytu" nie dało się wcisnąć nawet szpilki. Do stoisk niektórych wystawców w ogóle nie można było się dopchać, zaś do dyżurów autografowych ustawiały się ogromne kolejki. Prelekcje i spotkania również były dramatycznie zatłoczone. Już w zeszłym roku, kiedy uczestników było niemal dwa razy mniej, narzekano na ten problem, ale to nie przeszkodziło organizatorom skorzystać z dokładnie tych samych sal. Trzeba przyznać, że w rozładowaniu tłumu nieco pomogło planowanie punktów programu "na zakładkę": w niektórych blokach zaczynały się o pełnych godzinach, w innych pół godziny później. Nadal jednak przed niektórymi z pomieszczeń ustawiał się tłum o wiele większy, niż sala mogłaby pomieścić (momentami wręcz stwarzając zagrożenie zepchnięcia kogoś przez barierkę w dół, na stoiska wystawców), i - pomimo wysiłków gżdaczy - wewnątrz ludzie cisnęli się na podłodze i na ścianach. W sobotę na większość interesujących mnie prelekcji zwyczajnie nie udało mi się wejść. W końcu przestałam nawet próbować.

Warunki w salach prelekcyjnych również bywały nienajlepsze. W jednym z pomieszczeń zepsuła się klimatyzacja, powodując cierpienia prelegentów i najbardziej zdeterminowanych słuchaczy. Uczestnicy bloku mangi i anime skarżyli się na wyjątkowo złą słyszalność w nienagłośnionych salach, a blok angielskojęzyczny zamiast oddzielnej sali otrzymał wydzieloną z korytarza przestrzeń, izolowaną od zewnętrznych hałasów jedynie niską cienką ścianką. Na części punktów problemy techniczne spowodowały z kolei spore utrudnienia i opóźnienia. Szczególnie bolesne było to przy koncertach Jacka Kowalskiego i Basi Karlik, które nagle z pięćdziesięciu minut skrócone zostały do pół godziny. Koncerty Percivala odbywające się na większej scenie miały zaś problemy z nagłośnieniem. 

Oczywiście organizatorzy festiwalu wskazują na niedogodności lokalizacyjne i brak dostępnych sal na terenie Centrum MTP, a problemy techniczne pojawić się mogą nawet na najlepiej zorganizowanym konwencie. Jednak jeśli z góry wiadomo, że lokalizacja nie może udźwignąć tylu zainteresowanych, a uczestnicy rokrocznie narzekają na zatłoczone punkty programu, dlaczego kolejne edycje Pyrkonu tak uparcie dążą do zwiększania skali wydarzenia? Wydaje się, że należałoby najpierw zorganizować sobie odpowiednie zaplecze, tak by nikt nie musiał wychodzić z konwentu sfrustrowany, że nie udało mu się wejść na zaplanowane spotkania i prelekcje. Być może rozwiązaniem na przyszłe lata będzie wcześniejsza rejestracja na poszczególne punkty, tak jak dzieje się to na dużych zagranicznych konwentach, albo wynajem innych budynków. Póki co jednak wiele osób, w tym ja, było rozczarowanych dość niefrasobliwym podejściem do problemu.

Jeśli chodzi o rozmieszczenie atrakcji, nastąpił spory progres względem roku poprzedniego, kiedy to spory hałas utrudniał spokojne przebywanie w niektórych pawilonach. Scenę umieszczono w hali z wystawami i dyżurami autografowymi, dzięki czemu odbywające się na niej atrakcje nikomu już nie przeszkadzały. Najbardziej hałaśliwy blok gier elektronicznych tym razem dzielił pawilon z nieco ściśniętym blokiem integracyjnym i wioską fantasy zamiast z Games Roomem, który niestety nadal cierpiał z powodu zgiełku dobiegającego z pobliskiej Areny.

Poza hałasem najbardziej chyba dawał się we znaki kiepski catering. Jedzenie serwowane w pawilonie 5A nie dość, że było przeciętnej jakości, to jeszcze osiągało horrendalne ceny. W efekcie większość uczestników w ramach obiadu urządzała sobie wycieczki do pobliskiego Poznań City Center, zaś pawilon wykorzystywany był głównie jako pijalnia piwa. Z jednej strony plusem jest, że istniała dobra alternatywa dla konwentowego cateringu, z drugiej strony szkoda, że nie udało się w tym zakresie zorganizować czegoś bardziej przystępnego.

Wydaje się, że podczas trwania samego konwentu organizatorzy, ochrona i gżdacze stanęli na wysokości zadania. Nigdzie nie uświadczyłam bałaganu, każdy salowy gżdacz dzielnie służył pomocą prelegentom, problemy techniczne, gdy się już pojawiały, zawsze zostawały w końcu opanowane, a ludzie zbierający się w tłumach byli organizowani w zgrabne kolejki (co nie dotyczy niestety oczekujących na prelekcje). Gdy pojawił się problem z bramkami skanującymi identyfikatory, a co za tym idzie przed samymi wejściami zbierały się spore kolejki, ochronie nie zajęło zbyt wiele czasu zorganizowanie dodatkowego stanowiska, gdzie wejściówki dużo sprawniej sprawdzali ochroniarze. Dla osób próbujących przemieszczać się po klaustrofobicznym pawilonie 14 stworzono zaś w sobotę dodatkowe boczne przejście. 

O sercu wkładanym przez różne osoby w to wydarzenie świadczyły drobne radości nieujęte w programie, takie jak uroczy drogowskaz na inne polskie konwenty, tablica magnetyczna przeznaczona do wolnego bazgrania czy spot, gdzie można było zawiesić własne ogłoszenie na dowolny temat. Wszędzie panowała pozytywna atmosfera, budowana częściowo przez uczestników, czy to barwnymi cosplayami, czy to tabliczkami "free hugs", czy w końcu zwykłymi uśmiechami i poczuciem humoru. 

Mały konwent na 200 uczestników ocenia się z zupełnie innej perspektywy niż imprezę, w której brało udział 2000 osób. Jak jednak ocenić konwent-festiwal, konwent-gigant, konwent-monstrum, jakiego jeszcze nikt z nas nie widział? Z jednej strony docenić trzeba naprawdę ogromną ilość heroicznej wolontariackiej pracy włożonej przez organizatorów i ich pomocników w to wydarzenie. Z drugiej - uwzględnić także osobiste doświadczenia uczestniczki, jednostki, małej mróweczki. Wystawienie liczbowej oceny nie było dla mnie łatwe. Jednak niezależnie od niej jedno jest pewne. Tegoroczny Pyrkon swoim rozmachem nieodwracalnie zmienił kształt polskiej sceny fantastycznej. I za to dziękuję.