Wiedźmin 2: Edycja Rozszerzona

Pierwsze wrażenie

Autor: Przemek 'Gonz' Pawełek

Wiedźmin 2: Edycja Rozszerzona
CD Projekt długo kazał mi czekać na konsolowego Wiedźmina. Może nie płakałem po informacji o skasowaniu konwersji pierwszej części na X360, ale było mi jej naprawdę szkoda. To jedyna gra, która powoduje u mnie zazdrość pod adresem pecetowców. W końcu jednak doczekałem się – mogę wsunąć płytę do swojego Xboxa i stać się Geraltem. Nie wiem, czy warto było czekać aż tyle (bo jedynki dalej nie było dane mi poznać), ale na pewno przygoda z kontynuacją daje satysfakcję.

Mroczna Edycja, z którą mam przyjemność obcować, robi wrażenie jeszcze przed odpaleniem gry – sposobem wydania. Duże, masywne pudełko przyciąga uwagę głową wilka. Raczej tanio prezentuje się wiedźmiński medalion, zwłaszcza na tle breloczka, który pamiętam jako gadżet promujący część pierwszą. Miło, że dołączono bonusy z informacjami o powstawaniu gry. Na razie ich jednak nie ruszałem, zostawiam sobie na deser po skończeniu gry. Dziwi mnie natomiast że nie dołączono do nich filmików streszczających pierwszą część tym, którzy w nią nie grali. Zaskakuje mnie to tym bardziej, że takie materiały przygotowano. W zestawie, tak samo zresztą jak w zwykłej edycji, znajduje się płyta ze ścieżką dźwiękową, mapa świata (chętnie zawieszę sobie w gameroomie w antyramie) i poradnik (acz do tego raczej zaglądał nie będę). Mroczną Edycję na pewno warto mieć dla albumu z artworkami – świetnie wydanego, w tłoczonej okładce ze srebrną głową wilka. Zawartość jest naprawdę imponująca, zwłaszcza na tle podobnych tego typu dodatków, przeskakując je o co najmniej klasę. Album wydano w dużym formacie, jest naprawdę gruby, a grafiki opatrzono opisami. Zgłębianie go też zostawiam sobie na czas po ukończeniu tytułu, ale fani Wiedźmina nie powinni mieć wątpliwości, którą edycję wybrać.

Pierwszy kontakt z grą nie zawodzi oczekiwań. Nie ma wizualnych wodotrysków, ale otoczenie wygląda na pewno lepiej i ciekawiej niż np. w Dragon Age II. System alchemiczny jest rozległy, walki dynamiczne, a użycie znaków urozmaica starcia. Głosy polskich aktorów brzmią w większości przypadków wiarygodnie, muzyka to podnosi napięcie pompatycznym zadęciem, to ułatwia wprowadzenie się w klimat świata folkowymi nutami. Sama fabuła zaczyna się z grubej rury, oblężeniem zamku, by uwikłać Geralta w intrygę obejmującą jakąś połowę świata wykreowanego przez Sapkowskiego. Historia jest wielowątkowa, równolegle wiedźmin rozwikłuje zagadkę kryminalną dotyczącą zabójstw na wysokim szczeblu, łata luki we własnej pamięci, i – jak zwykle, chcąc nie chcąc – wikła się w konflikty o charakterze rasowym i politycznym.

Brakuje mi nieco znajomości pierwszej części, ale autorom świetnie udało się oddać całą paletę szarości świata z wiedźmińskich opowiadań i pięcioksięgu. Spotykane postaci zwykle oscylują gdzieś pomiędzy staczającymi się cynikami, a zdemoralizowanymi draniami i totalnymi degeneratami. W momentach wyborów nie ma dobrych rozwiązań. Są tylko złe i te gorsze. Ekipa ze studia RED oddała jednak nie tylko moralny rozkład świata, problemy z rasizmem i nietolerancją, dążącym do starcia fundamentalizmem. To także cała lista barwnych i znanych fanom Sapkowskiego postaci, wątków i motywów. Zarówno król Foltest z Temerii, rycerz zakonny któremu w jednym z opowiadań Geralt pokancerował gębę, jak i nieodłączny trubadur Jaskier.

Najlepszą częścią gry jest dla mnie jak na razie świat, w który mogę się zanurzyć, bohaterowie, których mogę lepiej poznać, i historia, którą poznaję oraz daję sobie wmówić, że ją współtworzę. Nie ma jednak róży bez kolców. W drugim Wiedźminie tymi kolcami okazał się dla mnie szereg technicznych niedoróbek wpływających na rozgrywkę. Przeszkadza także mało satysfakcjonujący system walki, któremu koledzy pecetowcy zarzucali miesiące temu zbytnią konsolowość (czyli, jak rozumiem, uproszczenie), a który dla mnie jest w sferze posługiwania się mieczem zbyt banalny.

Listę wtop mniejszych i większych mógłbym ciągnąć jeszcze jakiś czas, zostawiam to sobie jednak na recenzję po skończeniu gry, bo jak na razie nawet one nie psują mi przyjemności z grania. Świat Sapkowskiego fascynuje, jego mrok jest wręcz magnetyczny, tym bardziej w interaktywnej, ożywionej wersji. Cieszę się, że w końcu dane jest się o tym przekonać również posiadaczom Xboxów.