Tomb Raider

Początek Legendy

Autor: Łukasz 'Qrchac' Kowalski

Tomb Raider
Choć Tomb Raider to wielka seria mająca miliony fanów na całym świecie, nie da się ukryć, że jej ostatnie części zaczynały już lekko trącić myszką. Nie może zatem dziwić, że Crystal Dynamics postanowiło odświeżyć serię i pchnąć ją na nowe, bardziej współczesne tory. Przez ostanie dwa lata specjaliści od promocji umiejętnie pompowali balonik oczekiwań, który w dniu premiery osiągnął wręcz kolosalne rozmiary. Czas przekonać się, jakie są skutki spotkania teoretycznie świetnej gry z rzeczywistością.


__________________



Bo to nie (je)bajka

Nie ma chyba lepszego sposobu na ponowne opowiedzenie historii, jak powrót do jej genezy. Gdy poznajemy Larę Croft, jest ona początkującą panią archeolog, która wyrusza na swoją pierwszą poważną wyprawę, aby zbadać legendę Himiko, antycznej Słonecznej Królowej. Niestety, statek, którym płynie rozbija się w trakcie sztormu a rozbitkowie trafiają na wyspę pełną wraków. Moment po wydostaniu się na plażę dziewczyna zostaje ogłuszona, a gdy odzyskuje przytomność, okazuje się, że została uwięziona w jaskini, pośród ludzkich szczątków. Teraz musi się uwolnić, odnaleźć resztę swoich towarzyszy i wydostać z wyspy, która kryje w sobie mroczną tajemnicę.

Już pierwsze wzmianki o reboocie sugerowały, że twórcy będą chcieli urealnić wydarzenia. Efekty tego widać na pierwszy rzut oka. Historia jest dojrzała i przeznaczona dla takiego właśnie odbiorcy. Fabuła nie zaskakuje może czymś wyjątkowym i nie ma w niej specjalnie wielkich zwrotów akcji, ale mimo to wciąga i w najmniejszym nawet stopniu nie pozwala się nudzić. Jej jedynym minusem jest błyskawiczna przemiana Lary z normalnej dziewczyny w zimnokrwistą zabójczynię – jednak wytłumaczeniem tego może być fakt, że nie było zbytnio czasu na przedstawienie tego procesu.

Świat, w jaki zostaje rzucona główna bohaterka jest brutalny, bezkompromisowy i nie wybacza błędów. Na wyspie wystarczy jedno małe potknięcie, żeby pożegnać się z życiem i do większości rzeczy należy podchodzić z ostrożnością. Twórcy zafundowali nam prawdziwy roller-coaster uczuć – obrzydzenie, podziw, niepokój, ulga, radość, złość, bezradność. Wszystkie one przeplatają się ze sobą, tworząc niesamowitą duszną atmosferę zapomnianej przez Boga wyspy, na której przyjdzie walczyć nam o życie.

Świetnie spisali się też scenarzyści tworząc prawdziwe, autentyczne postacie. Każda z nich rzeczywiście wywołuje uczucia adekwatne do swojego charakteru – niestety, czasami zbyt czytelnego. Agendy każdej z nich są zbyt mocno nakreślone i praktycznie oczywiste od samego początku. Jeśliby postąpiono inaczej, fabuła mogłaby być delikatnie bardziej zaskakująca. Niemniej każda napotkana osoba zdaje się być realna i uwiarygadnia przedstawiane wydarzenia.


Archeolog bojowy

Tomb Raider rozgrywką nie ustępuje w niczym historii. Przede wszystkim jest mocno urozmaicona. Owszem, zdarzały się chwile, kiedy przechodziła mi do głowy myśl, że ktoś przesadził z jakimś elementem, np. kiedy szarżowały na mnie kolejne fale przeciwników i miałem wrażenie, że twórca postanowił skorzystać z ich ciągłego respawnu. Na szczęście były to tylko pojedyncze chwile. Przez większość czasu wszystko było dobrze zbalansowane: walka przeplatała się ze wspinaczką i elementami zręcznościowymi, żeby po chwili płynnie przejść do skradania się. Wszystko było na swoim miejscu.

Ostatnie zdanie odnosi się również do tego, jakie przeszkody czekały na drodze młodej pani archeolog. Twórcy czerpali garściami z pomysłów, które znamy z innych gier oraz filmów, co ponownie nie jest zarzutem. Z jednej strony trudno posądzić ich o oryginalność z drugiej zaś wszystkie wykorzystane elementy świetnie do siebie pasują i są naprawdę dopracowane. Nie ma znaczenia, że po raz setny uciekałem z płonącego budynku, bo była to jedna z najlepszych sekwencji, w jakie miałem przyjemność grać.

Lara ma niesamowite umiejętności i nie są straszne jej żadne przeciwności losu, jednak wystarczyła chwila nieuwagi, żeby zobaczyć ekran ładowania ostatniego zapisu. Zawdzięczamy to głównie QTE, które pojawiają się od czasu do czasu, dając dosłownie chwilę na reakcję, po czym jeśli spóźniliśmy się z naciśnięciem przycisku, bezceremonialnie uśmiercały pannę Croft. Walka natomiast nie pozwala na zabawę w Rambo – owszem, zostawiamy na swojej drodze setki trupów, ale aby to osiągnąć należało umiejętnie korzystać z osłon i odpowiednio wybierać swoje cele. SI jest na tyle dobrze napisana, że wrogowie rzeczywiście współpracowali ze sobą aby nas dopaść i np. kiedy skupiałem się na jednym z nich, reszta skrupulatnie próbowała to wykorzystać strzelając z bezpiecznej pozycji i próbując otoczyć moją osobę.

Delikatnie zawiodło mnie za to przeszukiwanie grobowców – tym razem twórcy poszli na ilość, a nie jakość. Prawie w każdej lokacji, jaką odwiedzimy na wyspie, znajduje się jedno lub dwa miejsca do splądrowania. Niestety, dokonanie tego zajmuje nie więcej niż kilka, kilkanaście minut i nie stanowi praktycznie żadnego wyzwania. Wolałbym, żeby było ich mniej ale angażowały dużo bardziej a po dotarciu do ich skarbów można było poczuć satysfakcję – tak jak było to w choćby w przypadku Far Cry 3. Oprócz tego po mapie rozrzuconych była cała masa różnego rodzaju rzeczy do znalezienia, których ilość potrafiła doprowadzić do zawrotu głowy. Jest ich na tyle dużo, że szukaniem większości zajmiemy się już po ukończeniu głównej fabuły, kiedy to mamy możliwość swobodnego zwiedzania wyspy.

Dość ciekawie połączono system rozwoju postaci ze wszystkim, co można kolekcjonować. Głównym źródłem punków doświadczenia Lary są wykonywane przez nią zadania oraz, oczywiście, pokonani wrogowie, jednak nie tylko. Każda rzecz, jaką znajdujemy daje nam dodatkowe doświadczenie a zebranie konkretnego zbioru przedmiotów lub dzienników dodaje kolejne bonusy. Oddzielnie potraktowano możliwości ulepszania przedmiotów, których można było dokonywać dzięki rozrzuconym po terenie surowcom, gdyż bez tego walka stałaby się naprawdę upierdliwa. To całkiem skuteczna motywacja do przeszukiwania mapy.


Raj utracony

Trzeba przyznać, że widoki jakie roztaczają się przed każdym, kto zwiedza ową przeklętą wyspę są wspaniałe. Graficy postarali się, żeby stworzyć coś, co równocześnie będzie piękne i złowieszcze. Poszczególne poziomy znacznie różnią się od siebie wyglądem – przyszło mi zwiedzać piękne i tętniące życiem lasy, mroczne jaskinie, stare azjatyckie świątynie, bunkry z II wojny światowej oraz ośnieżone szczyty gór. Miałem wrażenie, że trafiłem do swoistej wariacji na temat dzieła Lewisa Carrolla, w której koszmary przenikają się z rzeczywistością. Wygląd postaci również trzymał poziomi, podobnie jak płynność ich ruchów. Ogólnie pod względem grafiki nie ma się do czego przyczepić.

Nie inaczej jest z grą aktorską, pierwszy raz bowiem od długiego czasu polska lokalizacja stoi na naprawdę dobrym poziomie. Owszem, zdarzały się pojedyncze wpadki ale nie było ich wiele. Wszyscy aktorzy, zarówno pierwszoplanowi jak i podkładający głos pod zwykłych bandziorów spisali się naprawdę świetnie. Często zdarzało mi się zatrzymać i siedzieć w ukryciu słuchając o czym rozmawiają wrogowie, jak oceniają to co dzieje się dookoła nich i przy okazji zdradzają kilka ciekawych, choć nie koniecznie przydatnych, informacji. Udźwiękowienie również należało do jednego z lepszych, jakie ostatnio miałem przyjemność słyszeć, podobnie jak muzyka, która w rewelacyjny sposób potęgowała nastrój panujący w grze.


Nic nie jest idealne

Czy w takim razie Tomb Raider jest grą doskonałą? W żadnym wypadku. Twórcom zdarzały się różne małe wpadki. Przy skokach Lara potrafiła przesuwać się nagle w górę lub bok, bo tak zostało przewidziane miejsce w którym chwyci się krawędzi lub zacznie zjazd na linie. Przeciwnicy, po tym jak wybiło się już kilku z nich, nagle potrafili ze zdziwieniem krzyczeć "Uwaga, ona ma broń!". Lekko kulała walka w zwarciu a dokładnie namierzanie celów, które przy ich większej ilości zdawały się być wybierane całkowicie losowo, co owocowało parusekundowym wciskaniem trójkąta z nadzieją, że przeciwnik o którego nam chodzi również się załapie na cios. Potrzebowałem też chwili na to, żeby dobrze wyczuć system celowania, który działa delikatnie inaczej niż w większości strzelanek, choć to akurat trudno nazwać błędem.

Najsłabszym elementem całości jest tryb wieloosobowy, który pozostawia wiele do życzenia a przynajmniej wypada blado w porównaniu z kampanią solo. Brakuje mu dbałości o szczegóły i dopracowania tak dobrze widocznego w trybie opowieści. Nie mogę powiedzieć, że nie widzę tutaj potencjału, bo ten jest całkiem duży, jak w przypadku Uncharted, jednak brakuje tutaj kilku dodatkowych szlifów, które nadałyby mu ostateczny kształt. Dobrze rozwiązano system rozwoju postaci, mapy i możliwości ich demolowania są naprawdę niezłe ale to zdecydowania za mało. Sterowanie postacią zdawało mi się lekko toporne i z niewiadomych przyczyn nie zawsze byłem w stanie zrobić to co chciałem np. uzdrowić kompana z drużyny, czy podnieść zasobu, bo gra ignorowała wciśnięcie klawisza. Możliwe, że zostanie to naprawione w niedalekiej przyszłości, ale póki co potrafi potężnie zirytować.

Reboot serii okazał się jak najbardziej udanym przedsięwzięciem, mówiąc szczerze lepszym niż się spodziewałem. Tomb Raider jest grą, którą mogę polecić z całego serca każdemu i obiecać, że będzie się przy niej wybornie bawił. Lara jeszcze nigdy nie była tak porywająca a filmowy klimat sprawia, że godziny spędzone z padem w ręku mijają w zastraszającym tempie. Tryb wieloosobowy jest tutaj zbędny i większość graczy może po prostu go sobie odpuścić. To co się naprawdę liczy to walka rozbitków o przetrwanie. Już nie mogę się doczekać kolejnych odsłon serii.