The Elder Scrolls IV: Oblivion

Tam i z powrotem po traktach Tamriel

Autor: Ula 'Canela' Kuczyńska

The Elder Scrolls IV: Oblivion
Wyobraźcie sobie deszczowe, listopadowe popołudnie, wolne od szkoły / pracy / obowiązków. Taki leniwy dzień, kiedy krzątacie się bez celu po mieszkaniu raz po raz to zaglądając do lodówki, to otwierając książkę tylko po to, aby po pięciu minutach ze znudzeniem ją odłożyć. Spać się nie chce, w Internecie nie ma nic ciekawego, a na myśl o wyjściu z domu dostajecie zimnych dreszczy. I co tu robić? Odpowiedź nasuwa się sama, kiedy przypominacie sobie, że właśnie dla takich momentów kupiliście sobie konsolę. Pozostaje tylko kwestia wyboru gry - co również nie jest sprawą łatwą. Pogoda i ogólne rozleniwienie podpowiada Wam, że nie może to być nic wymagającego ani zbytniej lotności umysłu, ani manualnej sprawności. Macie ochotę po prostu sobie pobiegać i pomachać trochę mieczem w wirtualnym świecie. Bez wykonywania zadań, posuwania naprzód fabuły, nakazów, zakazów... Podsumowując: macie ochotę pograć w Obliviona.


Morza szum, ptaków śpiew...

Seria The Elder Scrolls znana jest większości graczy, poczynając od swojej pierwszej odsłony z 1994 roku. Jednak to Oblivion zaparł wszystkim dech w piersiach i sprawił, że miliony serc zabiły szybciej. Mimo, że gra ma już swoje lata (została wydana w 2006 roku), jej grafice nadal niewiele można zarzucić. Warto ją czasami włączyć chociażby tylko po to, aby udać się na któreś ze wzgórz w okolicy Cesarskiego Miasta i z jego szczytu spojrzeć na panoramę miasta. Widok falujących liści odbijających się we wzburzonej tafli jeziora, na tle największego miasta Tamriel, nawet najbardziej wybrednym zapewni niezapomniane wrażenia estetyczne. Wygląd postaci, ich ruchy są bardzo płynne i naprawdę przyjemnie się na to patrzy, jednak zbliżenie twarzy może wywołać lekki zgrzyt. Choć ich różnorodność jest duża, animacja mimiki podczas rozmowy pozostawia wiele do życzenia... Jednak porównując Obliviona do Fallouta 3, który pochodzi z tej samej wytwórni (Bethesda Softworks), najnowsze The Elder Scrolls powala go na łopatki już w pierwszej rundzie.


Wolna wola w liniowym świecie fabuły

Głównym zarzutem, który stawia się grom cRPG jest brak dowolności wyborów podejmowanych przez bohaterów. Dlatego producenci gier silą się, aby ich produkty miały setki alternatywnych zakończeń, tysiące możliwych dróg rozwoju, miliony wpływających na fabułę decyzji... Co w konsekwencji prowadzi do tego, że gracz musi zważać na swój każdy krok, ponieważ nadepnięta przez niego mrówka okazać się może, w toku wydarzeń, jego własną matką. W świecie, który wymaga stałego podejmowania słusznych wyborów, trudno zostać nonkonformistą. Oblivion łamie te stereotypy. Fabuła bardziej liniowa być już nie może – zakończenie głównego wątku jest jedno i chyba nikt się nie zdziwi, jeżeli napiszę, że jest ono szczęśliwe. Rzadko które misje można rozwiązać na więcej niż jeden sposób, lecz mimo to gra oferuje coś zupełnie unikalnego w skali cRPG: wolną wolę. Pozwólcie, że przedstawię Wam to na przykładzie historii pewnego drobnego rzezimieszka z Cyrodil:

2 dzień miesiąca Heartfire, 433 rok trzeciej ery, Cesarskie Miasto
Nareszcie! Udało mi się wydostać z tych śmierdzących szczurami lochów i to dzięki komu?! Dzięki tym królewskim frajerom! Tak jest! Sam wielki cymbał, król Uriel, mi w tym pomógł! O, ironio! Gdybym wiedział, że tak się to skończy, ukryłbym gdzieś trochę złota na czarną godzinę. Kurde, naprawdę myślałem, że zgniję w tej celi… Ten śmieszny pajac – król – chyba mu odwaliło na starość. Mówił, że śniłem mu się... Chciałem mu powiedzieć, że mi to się często córka karczmarza śni, ale ci śmierdziele strażnicy tylko czekali na taki tekst, żeby mnie przedziurawić, więc trzymałem gębę na kłódkę. Mówił coś o jakiejś przepowiedni, końcu świata – takie rzeczy. Moja babka na starość też to miała, ale jej wystarczyło powiedzieć, żeby zamknęła mordę, a ten gadał i gadał… W końcu dał mi jakieś świecidełko na szyję i kazał komuś zanieść, aby "uratować Cyrodiil przed zagładą"! – to zapamiętałem, niezły tekst, ci królowie to jednak mają gadkę, nie ma co. Ja tam tylko przytakiwałem: "tak, królu", "oczywiście, Wasza Wysokość", w końcu nie co dzień królewski pajac wyciąga ze śmierdzącej paki i daje świecidełka, nie? A tu nagle wpada jakaś banda zamaskowanych gości i go tak po prostu zatłukła. Króla, oczywiście. Zacząłem zwiewać, żeby nie było na mnie, ale zjawili się strażnicy. Myślę sobie, że to już, kurde, koniec święta cudów i że może ja już wcześniej w łeb dostałem, że to tylko taka zmora, a tu nie! Ci strażnicy każą mi zwiewać, żebym się ratował. Coś o tym królu gadali, ale już nie słuchałem tylko uciekłem. Wydostanie się z tych lochów było lepsze niż darmowa noc w zamtuzie. Tak otwieram tę cholerną kratę i myślę: "Nareszcie słońce! Tyle dni go nie widziałem!" A tam, kurde, noc. Fart się skończył, nie ma co. I tego śmierdzącego naszyjnika też sprzedać nie mogłem, bo był bezwartościowy – tyle warte są podarunki od królewskich błaznów. Wszyscy się tak podniecają tą śmiercią króla, a ja to w rzyci mam. Wiem jak się do waszmościowej chaty włamać nie zostając przy tym znowu złapanym i to mi wystarczy. Niech kto inny ratuje świat!


Tak się w skrócie przedstawia główny wątek. Po przejściu lochów, w których trzeba grzecznie naciskać przycisk "X" aż do wyczerpania dialogów fabularnych, przed graczem otwiera się cały świat i to, co zrobi zależy tylko od niego. Tuż przed zakończeniem prologu można jeszcze raz (ostatecznie) wybrać płeć / rasę / profesję, więc warto zrobić tuż przed tym save’a, żeby chcąc spróbować nowej profesji nie musieć się przedzierać po raz kolejny przez "śmierdzące lochy" i raz jeszcze przeżywać śmierci monarchy. To, czy zdecydujecie się pomóc w ratowaniu królestwa przed inwazją z otchłani – czy też nie – zależy tylko i wyłącznie od Was. Rozwiązanie głównego wątku jest tak naprawdę fakultatywne i jeśli wolicie zająć się czymś innym – droga wolna.

A tych "innych" zajęć jest naprawdę mnóstwo... Co przedstawię Wam na przykładzie dzienników jednego z Cyrodiilskich magów:

25 dzień miesiąca Heartfire, 433 rok trzeciej ery, Chorrol
Wszystko zaczęło się od nieszczęsnego popisu w karczmie… słusznie prawią, że magowie nie powinni zatracać się w piciu… pamiętam tylko tę kulę ognia – ale jaką! Pierwszy raz wyszła mi tak ogromna! A potem tylko to ciało na ziemi, krew, krzyki… Następna była podłoga w celi, długo na nią patrzyłem nie mogąc dojść do siebie. Poprzysiągłem sobie, że odkupię swe winy. Dlatego, kiedy Jego Wysokość Uriel Septim VI zlecił mi tę najważniejszą z misji, nie wahałem się ani chwili. Biegnąc ile sił w nogach zaniosłem Naszyjnik Królów do brata Jaruffe. Ten zlecił mi tajną misję, o której lękam się nawet myśleć głośno, aby ktoś mych myśli nie zdołał odczytać... Misja moja zaprowadziła mnie pod otwarte wrota otchłani, z których co rusz wychodziły piekielne stwory! Lecz nie mogłem przecież walczyć z plugastwem, nie mając w tej materii żadnego doświadczenia. Mag ze mnie żaden, a po ostatnim incydencie, który do tej pory z bólem wspominam… jestem jeszcze mniej skory do korzystania z niej. W walce mieczem także brak mi doświadczenia. Wtedy właśnie dowiedziałem się, że Gildia Wojowników werbuje rekrutów. Siły mi nie brak, a chęci tyle, że na cały oddział starczy, więc poszedłem...


Gildia Wojowników to tylko jedna z wielu frakcji, które są dostępne w świecie Elder Scrolls. Oprócz machania mieczem można również wstąpić do Gildii Magów, złodziei pod patronatem Szarego Lisa, Rycerzy Dziewiątki lub Mrocznego Bractwa – najciekawszego stowarzyszenia w Cyrodiil, którego misje są fabularnymi dziełami sztuki. Istnieje także cały szereg większych lub mniejszych zadań pobocznych, drobnych przysług, czy zwyczajnych miejsc godnych splądrowania. I – co najważniejsze – zadań typu "idź, zabij, przynieś" jest tu niesłychanie mało. I choć strzałka na mapie zabiera całą przyjemność samodzielnego odkrywania kolejnych etapów zadania, prowadząc gracza cały czas za rękę, to wykonywane questy nadal zaskakują oryginalnością rozwiązań. Dodając do tego fakt, że poziom przeciwników zwiększa się wraz z poziomem postaci, a "oczyszczone" obszary z czasem na nowo zapełniają się wrogami (Linneusz byłby wniebowzięty), Oblivion dostarcza nielimitowanej rozgrywki bez granic.


Opowieść o magu, co walczył toporem


Początkowy wybór profesji nie determinuje całego życia stworzonej postaci, są to jedynie pewne predyspozycje. Tworząc wybawcę Cyrodiil należy wybrać jedną z trzech klas: mag, wojownik lub łotrzyk, lecz wybór ten zaważy jedynie na tym, które z umiejętności (magiczne, zręcznościowe, czy siłowe) będą rozwijały się najszybciej. I tylko tyle. Dlatego będąc magiem można być bez kłopotu Arcymistrzem Ostrzy i przywódcą Gildii Wojowników tak, jak wojownik może zostać Arcymagiem (i świetnie władać magią). Najciekawiej jednak rzecz ma się w kwestii zdobywania umiejętności. Tworząc postać należy wybrać sześć przewodnich biegłości, ich powiększanie będzie prowadziło do awansu postaci – to rozwiązanie inne niż w większości gier. Umiejętności rozwija się przez… trening. Walcząc mieczem rozwija się biegłość ostrzy, skacząc – akrobatykę, biegając i pływając – wytrzymałość itd. Po wyćwiczeniu odpowiedniej ilości punktów, postać awansuje. Polega to na tym, że może ona powiększyć trzy ze swoich atrybutów (siła, zręczność, szczęście etc.) o tyle punktów, ile z danego atrybutu korzystała. To naprawdę świetne rozwiązanie, daje dużo więcej frajdy niż tradycyjne rozdzielanie punktów biegłości.


Rycerz w lśniącej zbroi

Posiadacze konsoli Playstation 3 mają prawo czuć się zaniedbani przez wydawców. Jak do tej pory gra nie doczekała się polonizacji, a dodatek Shivering Islands można nabyć jedynie sprowadzając go ze Stanów. Pewną rekompensatą tych dystrybucyjnych zaniedbań jest fakt, że w standardowej wersji na PS3 zawarty jest dodatek The Knights of the Nine, dzięki któremu można zostać Krzyżowcem...

12 dzień miesiąca Frost Fall, 433 rok trzeciej ery, Anvil
Właściwie to nigdy nie lubiłam przemocy. Ta sprawa z królem, morderstwa… przez długie dni nie mogłam zasnąć z powodu dręczących mnie koszmarów. Dlaczego ludzie muszą robić sobie takie rzeczy? Chciałam uciec jak najdalej od tych wszystkich zdarzeń. Długo szukałam swojego miejsca, aż w końcu znalazłam je tu – w Anvil. Spokojne miasto z widokiem na morze, gdzie nikt się nigdzie nie śpieszy, a życie toczy się w harmonii z naturą. Dlatego, kiedy dowiedziałam się o tym bestialskim mordzie w kaplicy, postanowiłam działać. Nie pozwolę, aby po raz drugi ktoś zniszczył mi życie! Odnalazłam miłego starszego pana, który podobno był prorokiem. Powiedział mi, że jeśli czuję powołanie, mogę spróbować zostać ostatnim sprawiedliwym – krzyżowcem broniącym świat przed mordem i nieprawością. Pomyślałam sobie: "Czemu nie?" Moją misją było odnaleźć zapomniane kapliczki naszych dziewięciu bogów, które są rozrzucone po całym Tamriel. Z początku aż zdziwiła mnie myśl, że to może być takie łatwe – bardzo się jednak myliłam. To były długie tygodnie wędrówek, spania na mchu i żywienia się jagodami. Obserwowałam z ukrycia życie zwierząt, lecz z czasem zaczęłam tęsknić za rozmowami z ludźmi. I kiedy traciłam już nadzieję na odnalezienie wszystkich kapliczek stało się TO. Chyba właśnie o tym mówił ten miły staruszek. Wizja, której doznałam, kazała mi odszukać artefakty Rycerzy Dziewiątki i z ich pomocą zabić złego demona, który dokonał mordu w Anvil i teraz chyba zagraża całemu królestwu… Trochę nie podoba mi się to całe zabijanie, ale demony chyba się nie liczą, prawda? No nic, jakoś to będzie...


Opisana wyżej kolejna duża misja, jaką jest dołączenie do bractwa rycerzy, to nie jedyne bonusy płynące z dodatku. Wprowadza on także wiele nowych lokacji, postaci niezależnych oraz dodatkowych przedmiotów. W sumie to kolejne dziesięć godzin rozgrywki, jak zapewniają wydawcy.


Biegać, skakać, latać, pływać!

Przesiadając się z PC na konsolę byłam pełna obaw dotyczących sterowania. Jak się okazało niepotrzebnie, ponieważ Oblivion jest stworzony do gry na konsoli. Korzystanie z interfejsu jest bardzo intuicyjnie ( w razie potrzeby można zmienić przyciski wedle upodobań), a możliwość szybkiego przełączenia z trybu TPP do FPP niweluje wszelkie niedogodności związane z precyzją "wycelowania" w żądany obiekt. Jest to niezwykle istotne, bo w nowej odsłonie The Elder Scrolls obiektów jest naprawdę bardzo wiele. Każda lokacja jest bogato przyozdobiona koszami, workami, pudłami i szafkami, w których znaleźć można dosłownie wszystko – od gęsich piór i pergaminów przez zużyte części garderoby do talerzy, sztućców i różnych dziwactw, które nie przydają się zupełnie do niczego. Ten, z początku denerwujący, porządek rzeczy sprawia, że świat Obliviona staje się bardziej realistyczny.

Piekielnie trudno jest znaleźć jakieś minusy tej gry. Nie wliczając w to oczywiście zarwanych nocy i dni spędzonych z padem w dłoni, zamiast przy książkach. Cieszą przede wszystkim niekonwencjonalne rozwiązania, których w tej produkcji jest niesłychanie wiele. Nowatorski system rozwoju postaci sprawia, że zbudowanie superherosa wymaga od gracza wielu treningów i wprawy w "machaniu mieczem", a nie tylko rozdzielania punktów doświadczenia. Ostatnim (i zarazem dla wielu osób najważniejszym) atutem gry jest jej cena. Cały świat The Elder Scrolls możecie mieć już za ok. 100 złotych, ponieważ Oblivion już jakiś czas temu pokrył się platyną.