Haunting Ground

Dziewczyna z sąsiedztwa i pies

Autor: Paweł 'Adahl' Matyjewicz

Haunting Ground
Capcom najwyraźniej poznał przepis na dobry horror. Uwielbiana przez jednych, znienawidzona przez drugich seria Resident Evil jest na to najlepszym dowodem. Cokolwiek by o grze nie mówić, jest ona jednym z ciekawszych przedstawicieli gatunku survival horror i nawet 4. część, która zboczyła nieco z toru, jest co najmniej tworem poprawnym. Tak więc panowie z Capcom straszą i od wielu lat robią to w naprawdę świetnym stylu. Nie dziwi zatem, że spod ich skrzydeł wychodzi coraz więcej przerażających opowieści. Jedną z nich jest wydany w roku 2005 Haunting Ground. Czy po tak wielu podobnych produkcjach tytuł ten jest w stanie nas jeszcze czymś zaskoczyć? Już teraz ośmielę się powiedzieć głośne: "TAK!". By jednak nie rzucać słów na wiatr, pozwólcie, że zacznę tradycyjnie… od samego początku.

Podstawowym składnikiem każdego dobrego horroru jest intrygująca historia. W Haunting Ground na samym początku nie wiemy kompletnie nic. Gracz zostaje uraczony bardzo klimatycznym i nastrojowym wprowadzeniem, które po chwili przeradza się w prawdziwe piekło, oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa (czy piekło może być pozytywne?). Budzimy się w klatce. A raczej budzi się w niej Fiona, bowiem tak ma na imię ponętna pannica, której losami będzie nam dane pokierować. Powinno ucieszyć to zwłaszcza męską część populacji graczy. Zresztą miłe panie, w tym przypadku nie ma nam się co dziwić. Fiona to dziewczę naprawdę urodziwe i aż prosi się, by ją uratować. A że tak rzadko dane jest nam w realnym świecie być rycerzem w lśniącej zbroi, pozwólcie chociaż, iż trzymając pada w dłoni poczujemy się niczym bohaterowie (Tak, akurat, bo ktoś uwierzy). Jest to oczywiście przykrywka dla naszych prawdziwych, niecnych intencji, a że jest na co popatrzeć… no, ale ja nie o tym. Zaraz po przebudzeniu otrzymujemy zaledwie strzępki informacji, nie mamy jednak bladego pojęcia czy są one prawdziwe. Śmierć rodziców Fiony, wypadek, z którego cudem (a może nie?) wyszła z życiem. Wszystko to wydaje się być tylko koszmarem, z którego najwyraźniej nie zdołaliśmy się zbudzić. Naszym głównym i w zasadzie jedynym zadaniem jest wydostanie się z nieznanego nam miejsca i dowiedzenie się co tak naprawdę się stało. Chociaż brzmi to bardzo banalnie, nasze odkrycia zaprowadzą nas znacznie dalej niż początkowo byliśmy w stanie przewidzieć. Na szczęście w naszych poszukiwaniach nie będziemy osamotnieni. Niemal na samym początku dane nam będzie pozyskać wiernego kompana, który będzie czuwać u naszych stóp w doli i niedoli. Ci, którym przed oczami pojawił się obraz włochatego czworonoga mają rację! W Haunting Ground naszym najlepszym i tak naprawdę jedynym przyjacielem jest… pies.

Na poczciwą psinę pozwoliłem sobie przeznaczyć cały kolejny akapit, gdyż w pełni na to zasługuje i śmiem twierdzić, iż dla niego samego warto zagrać w grę. Chyba nigdy wcześniej nie było mi dane widzieć tak dokładnie i naturalnie wykreowanego zwierzęcia. Na uwagę zasługuje fakt, iż jest on towarzyszem całkowicie interakcyjnym. Hewie posiada swoją własną inteligencję i system przywiązywania się. Co więcej, jak każdy pies ma swoje potrzeby i kaprysy. To czy polubi Fionę zależy tylko i wyłącznie od nas, a wbrew pozorom jest to aspekt bardzo ważny, o ile nie najważniejszy w całej rozgrywce. Wystarczy powiedzieć, że bez dobrze wyszkolonego psa przejście gry jest praktycznie niemożliwe. Tu ponownie pojawia się element wyszkolenia. W początkowej fazie gry czworonóg bardziej irytuje niż pomaga, zdarza mu się też zabłądzić. Taki stan rzeczy nie trwa jednak długo i, jeśli odpowiednio psiakiem pokierujemy, wędrówka w jego towarzystwie będzie prawdziwą przyjemnością. Jak zatem tego dokonać? Samo szkolenie jest banalne i stosujemy tutaj znaną i sprawdzoną metodę nagrody i kary. Otóż posługujemy się szeregiem prostych i podstawowych dla każdego psa poleceń, typu: siad, szukaj czy waruj. Jeśli nasz podopieczny zareaguje właściwie, możemy go za akcję pochwalić, co on z kolei nie omieszka się zapamiętać i przy kolejnej nadarzającej się próbie swoją wiedzę wykorzysta. Identycznie wygląda sprawa kar, gdy nasz pupil zamiast słuchać woli wylegiwać się na dywanie, należy go po prostu skarcić (broń boże kopać!). Po pewnym czasie Hewie będzie w stanie zrobić bardzo wiele, od przyniesienia potrzebnego do ukończenia gry przedmiotu, do wykrycia i zaatakowania nadchodzących wrogów. A skoro już przy nich jesteśmy…

W Haunting Ground nie uświadczymy znanej z innych gier plejady przeciwników. Tak naprawdę jest ich tu stosunkowo niewielu i co ciekawe praktycznie zawsze na raz mamy do czynienia tylko z jednym z nich. Nie znaczy to bynajmniej, iż jest łatwo. Już pierwszy prześladowca (tak… to dobre słowo) Debilitas potrafi przyprawić nas o palpitacje serca, a później jest już tylko straszniej. Wróg cały czas depcze nam po piętach i zawsze pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie. Jest to o tyle ciekawy motyw, iż podobnie jak my, nasi przeciwnicy w czasie rzeczywistym poruszają się po lokacjach, wyjątkiem są tutaj wydarzenia fabularne, w których siłą rzeczy pojawić się muszą. Na szczęście otoczenia pozwala schować się praktycznie wszędzie. Zamek (w późniejszym czasie posiadłość) aż roi się od wszelkiej maści zakamarków, w których możemy schować się i przeczekać. Jeśli jednak zbyt często będziemy korzystać z danej kryjówki, napastnik szybko zorientuje się gdzie jesteśmy. Jest to kolejny bardzo ciekawy patent, gdyż wymusza na nas ciągłe kombinowanie, a jednocześnie potęguje i tak niemałe już przerażenie. A spokój, jak się szybko okazuje, jest tu kluczem do sukcesu. W grze pojawia się znany już m.in. z Clock Tower 3 "współczynnik paniki". Różnica polega na tym, że w Haunting Ground jest on znacznie ciekawiej rozwiązany. Zaciemnienie i rozmycie obrazu, przerażające dźwięki i wibracje pada, to tylko nieliczne efekty, z jakimi będziemy mieli do czynienia. Gdy poziom paniki jest naprawdę wysoki postać instynktownie zaczyna uciekać, co z kolei prowadzi do nowych zagrożeń, gdyż dziewczyna biegnie krótko mówiąc "na oślep". Uwierzcie mi na słowo, potykająca się o własne nogi niewiasta jest łatwym celem dla z reguły opanowanego napastnika. W takiej sytuacji jedyne co możemy zrobić, to mieć nadzieję, że Hewie jest blisko.

Jak więc widzicie strach to drugi "tytuł" gry. Kolejnym potęgującym go czynnikiem jest bardzo dobra oprawa wizualna. Grafika, choć na obecne standardy nieco już jednolita, nadal prezentuje się co najmniej poprawnie. Wszystkie modele postaci, z Fioną na czele, wykonane są bardzo starannie, a sama bohaterka szybko zyskuje naszą sympatię i to nie tylko za sprawą swojego seksapilu (ach, te niebieskie oczy). Również lokacje przedstawiają się nienajgorzej. Dominuje w nich skala szarości, a większość z nich wydaje się być przytłaczająca i surowa. Wiadomo jednak, że w gatunku survival horror jest to z reguły nie wadą a zaletą. Owszem, również tutaj twórcy nie uniknęli licznych błędów, są to jednak potknięcia tak niewielkie, iż w natłoku tego, co dzieje się na ekranie, szybko o nich zapominamy. A może po prostu jesteśmy zbyt zajęci ucieczką?

Grafika byłaby niczym bez akompaniującej jej muzyki. Chociaż może powinienem napisać odgłosów, gdyż to właśnie one stanowią główny element udźwiękowienia gry. Jak w przypadku większości podobnych produkcji, tak i tu ich głównym zadaniem jest przerażać, co w moim odczuciu udało się znakomicie. Niech świadczy o tym fakt, iż czasem siedziałem w ciszy nasłuchując zbliżających się kroków i innych dźwięków, które potwierdziłyby obecność przeciwnika. Muzyka stanowi tutaj też element czysto informacyjny, bowiem każdy napastnik posiada swój własny, unikatowy motyw przewodni. Gdy więc go nie słyszymy możemy odsapnąć, gdy jednak zawita w głośnikach… cóż, po coś w końcu mamy te długie, zgrabne nogi. Oprawa audiowizualna stoi więc na przyzwoitym poziomie i nie można tak naprawdę się do niej przyczepić.

Haunting Ground to naprawdę solidny produkt, który w wielu miejscach potrafi porządnie wystraszyć. Czasami wprawdzie może irytować, lecz posiada w sobie magnez, który nie pozwala przez długie godziny odejść od konsoli. Syndrom "nie chcę, ale muszę" doskonale świadczy o jakości tytułu. A liczne innowacje sprawiają, iż jest jedną z ciekawszych pozycji w swoim gatunku. Warto też dodać, iż gra oferuje wiele zakończeń oraz liczne bonusy w postaci chociażby wyuzdanych ubrań dla Fiony. Przedłuża to jeszcze bardziej żywotność gry. Fakt ten z pewnością ucieszy koneserów kobiecych wdzięków, których przecież wśród graczy mało nie jest. Capcom przyzwyczaił nas już do tego typu dodatków, tym bardziej cieszy, że i tym razem o nich nie zapomniał. Czy zatem warto? Zdecydowanie tak. Jeśli lubicie się bać, jest to tytuł idealny dla Was. Stanowi miłą odskocznię pomiędzy kolejnymi odsłonami Resident Evil a Silent Hill, od których przecież człowiek też musi czasami odpocząć. Ciekawa fabuła, rzetelne wykonanie i podnoszący się w szybkim tempie poziom adrenaliny to niewątpliwie największe atuty Haunting Ground. No i ta niekończąca się ucieczka, ale zaraz… czy to odgłos kroków? Wybaczcie, muszę się czym prędzej oddalić w poszukiwaniu nowego schronienia. Ta szafa nie wydaje się już tak bezpieczna jak kiedyś.