God of War collection

Autor: Przemek 'Gonz' Pawełek

God of War collection
Kratos powrócił. Jest jeszcze bardziej wściekły niż dotąd. Nauczył się nowych sztuczek. Jego lewa łydka ma teraz trzy razy więcej polygonów niż cały model postaci z poprzedniej części. Trzecia odsłona Boga Wojny niechybnie napędzi sprzedaż platformy PS3 - sam widziałem brzuchatego pana po 40-tce, wychodzącego ze sklepu z kratosową edycją konsoli i Avatarem na Blu-Rayu pod pachą. Czy to nie właściwy moment, aby zarobić jeszcze raz na poprzednich dwóch częściach cyklu? Pewnie że tak i nie można mieć tego SONY za złe.

God of War to bez wątpienia jeden z najpopularniejszych cykli poprzedniej generacji konsol. Magia greckiej mitologii, charakterny główny bohater i wciągający gameplay przykuwały do PS2 na długie godziny. Obie części gry wciągały na tyle skutecznie, że wielu osobom nie wystarczało jedno przejście. Tak więc nie było zaskoczeniem ponowne wydanie zremasterowanych klasyków na jednej płycie.

Omawiany przeze mnie zestaw wydany pod znakiem "to było grane, ale warto zagrać znowu" ma dwa typy docelowych odbiorców: pierwszym są hardkorowi fani Ducha Sparty, którzy znają te gry na wylot, ale na pewno nie odmówią sobie zagrania w nie jeszcze raz, tym razem w rozdzielczości HD i z możliwością zdobycia dwóch zestawów trofeów. Ta recenzja nie jest skierowana do nich. Oni jej nie potrzebują - już mają to wydanie przygód Kratosa i już wycisnęli z niego dwie platyny. Drugi typ odbiorców kolekcji stanowią gracze, którzy przegapili poprzednią platformę SONY. Teraz mają oni okazję nadrobić zaległości, poznać dzieje Spartanina i wyrobić sobie własne zdanie: czy faktycznie GoW to jedna z najlepszych serii typu action-adventure wszechczasów?

Muszę przyznać, że rozpoczęcie zabawy ostudziło mój zapał do poznawania historii najpopularniejszego konsolowego łysola. Pięć lat po premierze, nawet po podciągnięciu rozdzielczości do poziomu HD, gra wygląda co najwyżej średnio. O ile mogę wybaczyć stopień zaawansowania modeli, o tyle jakość tekstur z dzisiejszej perspektywy po prostu gryzie w oczy. Zdaję sobie sprawę, że pół dekady to w tym interesie cała epoka, jednak odpalając na X360 starszego o rok Ninja Gaiden (oryginalny Black, żadna tam remasterowana edycja), nie miałem aż tak dużego wrażenia cofnięcia się w czasie. To chyba kolejny dowód na istniejącą, ale niewykorzystaną do końca przez Microsoft przepaść technologiczną między PS2 a pierwszym Xboxem.

Wraz z nieświeżą grafiką, idzie też mało współczesny gameplay. Nie chodzi mi tu nawet o quick time eventy – w końcu są one dziś normą - ale raczej o mechanikę gry. Płynność ruchów Kratosa to zdecydowanie przedwczorajszy poziom, podobnie "czołganie się" po olinowaniach statku na początku, gdzie ruchy dłońmi nie mają nic wspólnego z mijanymi punktami zaczepienia. Design A.D. 2005. Oddzielnym tematem jest sianie pożogi, nabijanie combosów i posługiwanie się magią. To się nie zestarzało, ale na mnie akurat nie zrobiło wrażenia - pozostaję wierny japońskiej szkole slasherów. Koderzy z Konami czy Capcomu zęby na takich grach zjedli, zanim wymyślono środowisko 3D - Amerykanie nadrabiają za to epickością, której starciom nie brakuje. Wrażenie robi już walka z olbrzymią Hydrą na początku gry, a potem jest tylko lepiej.

O ile sam gameplay powoli powleka się już patyną, to gra dalej potrafi zauroczyć paroma elementami. Ani trochę nie zestarzała się muzyka, świetnie podkreślająca wagę wydarzeń, których Kratos jest bohaterem. W końcu to starcie z bogami! Tak samo ciekawie wypada sposób narracji - achronologiczny, stopniowo ukazujący historię Kratosa, jego przeszłość i relacje z poszczególnymi mieszkańcami Olimpu. Mimo wszystko jednak pierwszego GoW kończyłem "na siłę", dla zasady, by mieć go z głowy, zanim zabiorę się za dwójkę. Warto było, bo dopiero po poznaniu zdarzeń z jedynki fabuła tworzy spójną całość.

Kontynuacja wydaje się być robiona zgodnie z receptą Cliffa Bleszinsky’ego na sequele – "bigger, better, more badass". Kratos, po zgładzeniu Aresa, zajmuje tron boga wojny. Poczyna sobie jednak zbyt śmiało, co kończy się zdradzieckim pozbawieniem go przez Zeusa boskich mocy. Ponownie przychodzi czas na zemstę, jednak tym razem nie na jednym z bogów, a na władcy Olimpu. Odarty ze zdobytych już umiejętności Kratos musi ponownie rozwijać zarówno umiejętność walki mieczami na łańcuchach, jak i poszczególnymi (w tym także nowymi) odmianami magii. Bohater jest tu jeszcze większym twardzielem, gra toczy się o wyższą stawkę, po jego stronie stają też między innymi tytani czy pegaz, na którego grzbiecie przyjdzie mu latać. Wyzwania oczywiście także stają się jeszcze bardziej spektakularne. Dość powiedzieć, że zabawa rozpoczyna się od walki z Kolosem Rodyjskim, a potem - zgodnie ze znaną już recepturą - epickość nabiera jeszcze większego rozmachu.

Studio z Santa Monica nie zmarnowało dwóch lat, jakie upłynęły od premiery pierwszej części gry. Kontynuacja nie tylko stawia na epickość przez duże "E"; to także dużo lepsza grafika - bogatsze modele postaci i lokacji, lepiej dopracowane tekstury oraz ciekawszy design leveli. Czuć, że to gra sprzed kilku lat, ale o dwójce nie można już powiedzieć że wygląda paskudnie. Oczywiście muzyka jest na tak samo wysokim poziomie.

Spoglądając na obie części, można się doczepić do instrumentalnego, powierzchownego wykorzystania mitologii. Cerber to wędrowne bydlę, które można spotkać to tu, to tam. Poszczególne postaci okazują się być całą rasą potworków. Bogowie odbiegają od swoich mitologicznych pierwowzorów. Nie ma to jednak zbyt dużego znaczenia, w końcu nie o walory edukacyjne tu chodzi. Autorzy nie zaszaleli na pewno tak, jak miało to miejsce w Xenie czy serialowym Herkulesie. I tak chodzi tylko o pretekst do wielkiej waśni i masowej sieczki, a to znajdziecie tu w nadmiarze.

Wychodzi na to, że jestem jednym z malkontentów uważających, że najważniejsza jest grywalność. Jak przychodzi co do czego, to już nie potrafię grać w gry, które mi się nie podobają wizualnie. Jedynka mnie zmęczyła. Wraz ze wzrostem jakości grafiki przy dwójce odczułem też nagły wzrost współczynnika miodności. A może po prostu kontynuacja przebiła pierwowzór o parę długości? Możliwe. Muszę jednak przyznać, że mam do tej paczki dość ambiwalentne podejście. W końcu jej połowę przeszedłem niejako z poczucia obowiązku, a przyjemności miałem z grania mało. Druga połowa packa wyrównała jednak minusy własnymi zaletami.

Czy mogę więc polecić kolekcję tym, którzy jeszcze nie znają poprzednich przygód Kratosa? Zdecydowanie tak. W końcu to kawał historii naszej ulubionej gałęzi rozrywki. Duch Sparty to jedna z bardziej charyzmatycznych postaci w historii gier. Nie ma w końcu zbyt dużo kolesi, którzy najpierw pyskują bogom, by potem ich zarżnąć. To także wstęp do jednej z najgłośniejszych gier z nowej generacji konsol. Jako lekcję historii mogę God of War Collection spokojnie polecić. Oczywiście ta lekcja ustępuje nowym produkcjom, momentami męczy i nudzi, ale każdy hardkorowy gracz powinien ją kiedyś przerobić. Choćby tylko po to, by odpowiedzieć sobie na pytanie: czy on sam, tak jak większość prasy, dałby pierwszemu Bogu wojny ocenę oscylującą w okolicach 9/10? Ja na pewno nie dałbym tylu punktów, ale warto zagrać i ocenić samemu. Ponad dwadzieścia godzin zabawy oraz dwa zestawy trofeów, w cenie jednej gry, to dodatkowe argumenty, przemawiające na rzecz tego zestawu.

Przemysław Pawełek jest dziennikarzem Polskiego Radia