Bloodforge

Uporczywość zabijania

Autor: Kordian 'sil' Krawczyk

Bloodforge
Bloodforge to rozkosznie ponure i brutalne dark fantasy z oryginalną, komiksową, grafiką, w której to, uwikłani we wręcz archetypiczną fabułę, masakrujemy chandlerowskim wojownikiem zastępy szeregowych przeciwników, minibossów i bossów właściwych.  Ten slasher z Xbox Arcade to przykład średniobudżetowej produkcji, która, mimo niedoróbek, uwodzi klimatem.

Ta opowieść zaczyna się tam, gdzie inne mogłyby się kończyć. Nasz bohater Crom – czyż może być piękniejsze imię dla wojownika – porzuca wojenne rzemiosło, by wieść spokojne życie z ukochaną żoną. Nie dane jest mu jednak długo cieszyć się tą sielanką. W czasie gdy Crom wyrusza na polowanie wioska zostaje zaatakowana, a spieszący na ratunek bohater, omamiony mroczną magią, zabija małżonkę. Producenci gry każą zrobić to Cromowi w cutscence, za nic mając wszelkie eposy na temat oddawania takich rzeczy w ręce graczy. I dobrze. Bloodforge to gra prosta jak miecz naszego bohatera. Jak staroszkolne opowiadanie sword&sorcery. Czy bardziej komiks, który Bloodforge przypomina pod względem oprawy graficznej.

Komiksowe dark fantasy 

Pierwsze skojarzenia to 300 – oryginalna paleta barw, zwykle w odcieniach szarości, przeplatana zgniłozielonymi odcieniami bagien. I czerwień krwi. Krew, dużo krwi. Absurdalne fontanny szkarłatnej cieczy tryskające z wybebeszanych przeciwników czy odrąbywanych kończyn. Strumienie posoki, czerpane z fontann, oddawane na ołtarzach. A i sam Crom ma w sobie coś z komiksowego (super)bohatera. Mimo całej celtyckiej otoczki jest po prostu szukającym zemsty twardzielem. Warstwa mitologiczna to po prostu zbiór fajnych motywów, z powodzeniem wykorzystanych dla podkręcenia klimatu. Jak choćby krucza wiedźma Morrighan, która wkrótce objawia się Cromowi, wiodąc go do krainy bogów, aby mógł dokonać zemsty. To znów klasyczna komiksowa heanchwomen, świetnie zaprojektowana postać drugoplanowa, przewodnik po mrocznych światach i sparingpartner ciętych dialogów. Zaiste, tworzą z Cromem dobraną parę. Oczywiście, znów klasycznie, w pewnym momencie okazuje się, że kanał, w który został wpuszczony Crom, ma swoje drugie dno. Brnie więc bohater, a my wraz z nim, przez ponure krainy, od areny do areny, gdzie przyjdzie mu stoczyć pojedynek z kilkoma falami przeciwników, by następnie otrzymać za nią ocenę oraz, po chwili wytchnienia i ewentualnie „filmowym” przerywniku, ruszyć dalej.

Droga wojownika

Szarobury obraz, raz po raz zalewany czerwienią posoki, przejmujące jęki zarzynanych wrogów, pompatyczna muzyka, kolejna przebitka na efektowny, choć widziany już setny raz finisher, uderzenie lekkie, mocne, proste kombo, odskok i atak na kolejnego przeciwnika. Bitewny trans, podobny temu towarzyszącemu rozgrywce w Hotline Miami, z tym, że z poczuciem dominacji nad przeciwnikami. Z uśmieszkiem politowania witamy pojedynczych zabłąkanych wrogów, metodycznie rozpracowujemy kolejną ich grupkę. W Bloodforge walka jest wszystkim. Brak jakichkolwiek elementów zręcznościowych czy logicznych puzzli, a jedyne urozmaicenie, jakie proponują nam twórcy, to niewielkie rozgałęzienia ścieżek, na których łatwo się zgubić. W naprawdę nielicznych przypadkach wspomagamy się jeszcze prostym QTE.

Lokacje, mimo że klimatyczne, na dłuższą metę stają się monotonne. Śnieżne pustkowia, przeklęta dolina, bagno, kubistyczne zaświaty. Podobnie z przeciwnikami. Na początku zachwycają swym wyglądem, by szybko się opatrzyć. Trzeba przyznać, że ich rodzajów jest niewiele. Oprócz szeregowych sług natrafimy także na przeciwników elitarnych. Groźniejszych, wytrzymalszych i bardziej wykręconych. W walce z nimi może przydać się specjalna umiejętność, tzw. ragekill, pozwalająca na wyprucie flaków wybranemu nieszczęśnikowi.

Na drodze Croma staną oczywiście także bossowie. Im więksi i obrzydliwsi, tym prostsi do pokonania. Gdy kolejnym ciosem kończymy ich marny żywot, można niemal żałować, że w swej głupocie wystąpili przeciwko Cromowi. Bardziej wymagający są ci bardziej ludzcy, przynajmniej w swym ogólnym kształcie. Gdyby nie magia, którą się wspierają, nie mieliby z Cromem żadnych szans, a i tak, jeden po drugim, padają u jego stóp. Jedyne większe wyzwanie to bóg śmierci, bynajmniej nie będący finalnym przeciwnikiem. Gdy wreszcie Crom roztrzaskuje jego czaszkę o ołtarz i nam udziela się ponura satysfakcja.

Rozgrywka przeplatana jest klasycznymi cutscenkami, podczas których Crom samodzielnie, albo w dialogu z Morrighan, czy aktualnym bossem, co i rusz rzuci ponurym głosem spod jeleniego czerepu ciętą ripostę, za którą zwykle podąży ostrze miecza.

Bo właśnie miecz to jedyna broń godna wojownika. Owszem, podczas gry w ręce Croma wpadną także szpony oraz młot (podobnie jak miecz, w coraz to lepszych wersjach). Te pierwsze zostawmy jednak o wiele lepszemu w te klocki Wolverinowi Uncaged, a na powolność drugiego spuśćmy zasłonę milczenia. Oprócz tego Crom dysponuje bezwstydnie anachroniczną kuszą, z tym, że jej skuteczność jest niewielka.

Dwa rodzaje zasobów, oprócz oczywiście życia, którymi dysponuje nasz heros, to furia i – hmmm – ładunki magiczne. To pierwsze pozwala na wejście w bitewny szał lub odpalenie wspomnianego wyżej ragekilla, to drugie – na zadanie potężniejszego ciosu bądź użycie zaklęcia. Do dyspozycji mamy trzy czary, każdy o trzech poziomach mocy, generujące różnego rodzaju ataki obszarowe. Podczas rozgrywki standardowo będziemy mieli okazję wydłużyć paski wszystkich zasobów oraz znaleźć boostery jednorazowego użytku. To tyle w temacie znajdek, które może zaoferować nam Bloodforge.

Niedosyt i niedoróbki

Sama gra jest dosyć krótka i jej ukończenie nie powinno zając więcej niż kilka, dających wytchnienie po ciężkim dniu, późnych wieczorów. A potem aż prosi się o więcej. Niestety, nie znajdziemy do niej żadnego DLC. Na osłodę pozostają jedynie zmagania z kolejnymi falami przeciwników na arenach, ewentualnie możliwość stawiania sobie wzajemnie tego typu wyzwań wedle założonych parametrów przez zaprzyjaźnionych graczy.

Nie sposób nie wspomnieć przy tym o błędach typowo technicznych – problemach z kamerą, gdy Crom walczy praktycznie na ślepo, czy nakładaniu się obiektów. Widać, jak gry poszczególnych klas różnią się od siebie i trzeba zaakceptować, że Bloodforge nie należy do tej AAA. Z drugiej strony, także dzięki temu jest sobą, może nie najpiękniejszą, ale wyjątkową.

Podsumowując – nie będzie podsumowania. Możliwie obiektywnie, chłodno i z dystansem patrząc, Bloodforge jest średnio udaną produkcją, z ciekawym konceptem, który jednak nie został zrealizowany tak, jak by mógł, czy nawet powinien. Tyle, że obiektywnie, chłodno i z dystansem nie można pisać o emocjach.