BlazBlue: Continuum Shift

Autor: Paweł 'Cursian' Raban

BlazBlue: Continuum Shift
Konnichiwa Gozaimasu! Na początku 2011 roku na półkach sklepowych wylądowała najnowsza (wówczas) produkcja autorów powszechnie cenionej serii Gulity Gear. Niegdysiejszy król dwuwymiarowych bijatyk abdykował jednak na rzecz dynastii Blaz Blue. Czy jej drugi syn sprostał wymogom, jakie nakłada na niego rodowód, czy okazał się raczej niegodnym uwagi bękartem?

Od przybytku głowa nie boli

Pierwszym elementem, jaki rzuca się w oczy po uruchomieniu Blaz Blue: CS jest niezwykle bogate, choć odrobinę szpetne, menu główne. Belki z różnorodnymi opcjami, trybami i galeriami zajmują całą wysokość ekranu i liczą sobie kilkanaście pozycji, jednak wbrew powszechnie znanej prawdzie, tym razem jakość zawartości podąża ramię w ramię z ilością.

Na samym początku zabawy najlogiczniejszym wyborem wydaje się byćTutorial. Z racji tego, że system walki zawarty w dziele ojców Guilty Gear jest stosunkowo skomplikowany, powinni się z nim zapoznać nawet weterani bijatyk. Do naszej dyspozycji oddano wiele lekcji, filmików, schematów i podpowiedzi, przy pomocy których w lot pojmiemy podstawy. Całość szkolenia utrzymano w lekkim, żartobliwym tonie, a do naszych uszu nieustannie dolatują złośliwie i zabawne komentarze pewnej wampirzycy.

Kolejnym etapem na drodze edukacji powinien być tryb Challenge. Podczas zabawy w nim zapoznamy się ze szczegółowymi technikami, combosami i umiejętnościami każdej z piętnastu dostępnych w grze postaci. Pomimo początkowego wrażenia niedoboru wojowników, szybko orientujemy się, że każdy z członków kompani drastycznie różni się od pozostałych. Blaz Blue: CS nie należy do tych bijatyk, w których wystarczy dobrze poznać jedną postać, by móc założyć, że zna się je wszystkie. Dość powiedzieć, że jeden z czterech przycisków odpowiedzialnych za podstawowe uderzenia ma odmienne zastosowanie u każdego ze śmiałków. Przykładowo: u Ragny odpowiada on za ciosy miecza wysysającego punkty zdrowia, a u Carla za animowanie marionetki (której używa w walce i nazywa siostrą). Podkreślam, że mowa tu jedynie o ciosach podstawowych. Jeśli dodać do tego combosy, różny stopień mobilności, zasięgu i siły, a także – uwaga – odmienne elementy interfejsu (np. olbrzymi Tager oprócz wspólnego dla wszystkich dwuczęściowego paska specjali, posiada także wskaźnik energii elektrycznej, którą kumuluje podczas starcia i używa do wzmacniania ataków), szybko dochodzimy do wniosku, że bez solidnych przygotowań daleko nie zajdziemy. Nie oznacza to jednak, że BB:CS ukierunkowano wyłącznie na hadcorowców – wystarczy zaznaczyć opcję Beginner Mode, by cieszyć się widowiskowymi akcjami nawet wtedy, gdy nasza jedyną strategią jest wciskanie przycisków pada w bliżej nieskoordynowany sposób. To proste rozwiązanie czyni produkcję jedną z najlepszych propozycji na kanapowy turniej.

Grę wyposażono również w fabularyzowany tryb Story – coś na kształt kampanii. W trakcie jego trwania przyjdzie nam zapoznać się z charakterystyką uniwersum i lepiej poznać zamieszkujących je bohaterów. W kluczowych momentach każdego z rozdziałów (wszyscy wojownicy posiadają swój własny) będziemy mogli podjąć decyzje, które pchną opowieści w stronę jednego z kilku zakończeń. Niestety, nie mamy tu do czynienia z fabułą na miarę Bleach – historyjki są banalne, przegadane i ulatują z pamięci natychmiast po odłożeniu pada (na marginesie – skróconą wersję Story stanowi, składający się z dziesięciu standardowych potyczek, Arcade).

Najciekawszą z dostępnych w Blaz Blue: CS propozycji jest bez wątpienia tryb Legion. Mamy tu do czynienia z czymś na kształt prostej strategii turowej – po tym, jak wybierzemy naszą postać, trafiamy na mapę (dostępną w trzech wielkościach) składającą się z połączonych ze sobą pól. Naszym zadaniem jest przejęcie kontroli nad całym terenem. Po pokonaniu obrońców danego sektora, otrzymamy możliwość wcielenia jednego z nich w szeregi armii, co sprowadza się w praktyce do powiększenia puli zawodników, jakimi możemy kierować podczas wyprawy. To istotne, gdyż z czasem na naszej drodze staną coraz liczniejsi oponenci, z którymi będziemy się potykać na zasadach survivalu (nasza postać ma jeden pasek energii, którego stan przechodzi z walki na walkę – jeśli polegnie zastępuje ją kolega). Najlepsza strategia polega na tym, by decydować się na przejmowanie w pierwszej kolejności tych obszarów, które pozwolą nam zyskać interesujące przedmioty (np. mikstury zdrowia) lub rekrutować ulubionych zawodników.

Jeśli po tych wszystkich atrakcjach nadal będziemy odczuwać niedosyt, pozostają nam jeszcze Score Attack i Versus (nazwy mówią same za siebie) oraz oczywiście sieciowy tryb multi będący źródłem niekończącej się frajdy.

Po oczach go Boo! Po oczach! Raaaar!

Strona audiowizualna Blaz Blue: CS może być dla nas zarówno jej najmocniejszą, jak i najsłabszą stroną. Jak to możliwe? Sposób w jaki odbierzemy grafikę produkcji zależy w dużym stopniu od naszego stosunku do mangi. Przepadasz za japońską kreską? Będziesz zachwycony. Widok przerośniętych oczu i równie okazałej broni przyprawia cię o mdłości? Uciekaj stąd jak najdalej.
Niezależnie jednak od podejścia do tego kontrowersyjnego stylu, nie sposób nie docenić wysokiej rozdzielczości tekstur, wielobarwnych aren i rewelacyjnych animacji. To, co momentami wyprawia się na ekranie, potrafi przyprawić o atak epilepsji – feerie barw towarzyszące combosom, a przede wszystkim Astral Heatom (specjalnym, efektownym finiszerom, które możemy odpalić jedynie w ściśle określonych warunkach) wprawia w szczery zachwyt i na długo pozostaje w pamięci.

Udźwiękowienie nie pozostaje daleko w tyle za oprawą. Do walki dopinguje nas niezła gitarowo-elektroniczna muzyka, a odgłosy towarzyszące uderzeniom satysfakcjonują i nadają im odpowiedniej soczystości. Warto także pochwalić voice acting (wbrew pozorom to istotne, gdyż wojownicy lubią sobie pogadać) – wyniosły, snobistyczny ton panny Alucard w połączeniu z jej zamiłowaniem do ironii rozbawią nawet największego ponuraka.

Co powiesz na sushi

Blaz Blue: Continuum Shift jest jak sushi – jedni je kochają, inni nienawidzą. Cześć z nas zachwyci się jego japońskim rodowodem, ale równie wielu zrazi on od pierwszego kontaktu. Jedno jest pewne - bogactwo smaków w postaci licznych trybów i zróżnicowanych wojowników przekona do siebie nawet największych malkontentów. Trzeba mieć świadomość, że podobnie jak przygotowanie dobrego sushi, tak i umiejętna gra w BB:CS wymaga długich, pracochłonnych treningów. Oczywiście, możemy zdecydować się na zakup mrożonki w postaci Beginner Mode, ale to już przecież nie to samo…

PS: Widoczna poniżej ocena jest próbą osiągnięcia kompromisu pomiędzy stanowiskami zwolenników i przeciwników mangi,. Jeśli należymy do tych pierwszych dodajmy do oceny jedno oczko i czym prędzej udajmy się do sklepu, jeśli do drugich właściwą oceną będzie 7 (to nadal świetna bijatyka)