Assassin's Creed Odyssey

W poszukiwaniu tożsamości

Autor: Magda 'Magi' Wiśniewska

Assassin's Creed Odyssey
Ubisoft zdecydował się wrócić do rocznego cyklu wydawania nowych odsłon Assassin's Creed i choć pojawiały się obawy, że Odyssey będzie zbyt podobna do Origins, to okazuje się, że twórcy postanowili zmienić główne założenia zabawy. Seria szuka nowej tożsamości, natomiast główna bohaterka (lub bohater) Odyssey zwiedza starożytne krainy, by odkryć swoją.

Wybierz swoją drogę

Wybory i ich konsekwencje to element widoczny w Odyssey od samego początku – przygodę możemy przeżyć jako Kasandra lub Aleksios. Ich historie nie są jednak odmienne, a różnica polega tylko na tym, że rodzeństwo zamienia się miejscami. Ważniejsze są wybory dokonywane podczas samej gry. Wiele zadań, nawet pobocznych, można rozwiązać na różne sposoby. Decyzje podejmowane w misjach z głównej linii fabularnej przynoszą konsekwencje w kolejnych zadaniach oraz mają wpływ na zakończenie opowieści.

Kolejną nowością jest tryb eksploracyjny, w którym, przynajmniej według opisu, położenie misji nie jest dokładnie zaznaczone na mapie. Zamiast tego dostajemy jedynie wskazówki co do jej ogólnego umiejscowienia. Brzmi ciekawie, ale w praktyce zupełnie się to nie udało. To prawda, że samodzielnie musimy zlokalizować punkt docelowy, ale wskazówki są na tyle precyzyjne, że ani razu nie musiałam się wysilić, by trafić w odpowiednie miejsce, a dodatkowo już w okolicach celu gra każe aktywować znanego z Origins orła, dzięki któremu poznajemy dokładną lokację. Zamysłem było urozmaicenie rozgrywki, a mechanika ta okazała się niestety niewykorzystaną szansą, która w dodatku dotyczy tylko części zadań.

Akcja rozpoczyna się w 431 roku p.n.e. na niewielkiej wyspie w pobliżu Achai. Świat gry i jego mechanizmy zostają wprowadzone delikatne i dopiero po kilku godzinach zdajemy sobie sprawę z ogromu terenu oddanego nam do dyspozycji. Attyka i Lakonia powinny być w centrum zainteresowania, jako siedziby stron konfliktu wielkiej wojny peloponeskiej, tymczasem okazuje się, że Ateny i Sparta to tylko krople w morzu bogactwa, jakim zasypał graczy Ubisoft. Po morzu podróżujemy w stylu znanym z Black Flag, płynnie przechodząc między zwiedzaniem lądu a żeglowaniem i walkami na wodzie. Na szczęście zachowano rozsądny balans między elementami lądowymi i morskimi. Co prawda widok mapy sugeruje, że przeważa woda, ale główne atrakcje czekają na lądzie. Nawet obierając kurs na następne zadanie w oddalonej krainie, warto robić przystanki na mniejszych wysepkach, które są niesamowicie urokliwe i często oferują ciekawe zadania poboczne. Nasz statek jest jednak istotnym elementem zabawy, który ulepszamy wraz ze zbieraniem surowców i obsadzamy postaciami spotkanymi w trakcie gry. System walk morskich wykonano poprawnie, choć brakuje urozmaicenia – każde starcie wygląda identycznie, nieważne, czy walczymy z malutką łajbą, czy okrętem wojennym, a jedyna różnica to czas potrzebny na zatopienie adwersarza.

Walki na lądzie są satysfakcjonujące głównie dzięki umiejętnościom aktywowanym w ich trakcie. Rozwój postaci został ujęty w trzech drzewkach, z których każde odpowiada preferowanemu stylowi zabawy. Ponownie większość przeciwników można wysłać na drugą stronę po cichu, zwłaszcza że znów nie grzeszą inteligencją i nie zauważają mordowania kolegi kilka kroków od nich. Dla fanów konkretnej walki również przygotowano odpowiednie umiejętności, podobnie jak dla zwolenników starć dystansowych. Liczba zdolności staje się problematyczna, gdy wykupimy ich na tyle dużo, że podczas walki trzeba przełączać się między aktywnymi kołami szybkiego wyboru, jednak z czasem można przywyknąć do takiego rozwiązania.

W stosunku do Origins zmieniono system wyposażenia i okazało się to strzałem w dziesiątkę. Teraz każdy element zbroi to osobna kategoria, a nie rzecz, którą można tylko ulepszać w z góry ustalony sposób. Przedmioty wypadają z przeciwników w hurtowych ilościach, każdy z nich opatrzony jest kilkoma statystykami, a do tego możemy dodać jakąś właściwość za pomocą grawerunku. Statystyki te mają duży wpływ na styl gry, bo odnoszą się do konkretnych typów obrażeń. Ukłony należą się artystom, którzy projektowali rynsztunek. Widać to szczególnie w scenkach przerywnikowych, kiedy możemy podziwiać pieczołowitość wykonania poszczególnych elementów. To samo odnosi się do broni, której jest zatrzęsienie i spokojnie można wybrać oręż pasujący do preferowanego stylu walki.

Play it again, Kasandra

Podobnie jak przy walkach morskich, brak urozmaicenia to niestety również duży problem struktury zadań. Misje główne, poboczne czy zlecenia w zdecydowanej większości opierają się na jednym schemacie – pozbycie się konkretnego przeciwnika, grupy lub wręcz wyczyszczenie całej lokacji, spalenie zapasów albo typowe zadania kurierskie, niejednokrotnie wysyłające gracza do odległego punktu tylko po to, by dostarczyć jakiś przedmiot i odebrać zapłatę. Ten problem jest najbardziej dotkliwy w zleceniach, których po pewnym czasie po prostu nie chce się więcej robić, bo nie oferują nic poza zapłatą, a na brak pieniędzy nasz bohater nie powinien narzekać. Nieco lepiej wyglądają zadania poboczne, które poza powtarzalną strukturą oferują interesujące historie, a czasem i niespodziewane zwroty akcji. Można wśród nich znaleźć kilka perełek, jak choćby wątek mocno inspirowany antyczną tragedią. Inne z kolei szczerze rozśmieszają. Niestety, nawet misje głównego wątku często opierają się na powyższym schemacie działania. Powtarzalność celów jest na tyle irytująca, że grze udaje się na długo obrzydzić słowa "forteca" i "warownia".

Skoro wymagane w zadaniach działania są na tyle mało urozmaicone, motywacją do ich wykonywania pozostaje warstwa fabularna i ciekawi bohaterowie, a w tej kwestii nie można mieć nic do zarzucenia. Jak to zwykle bywa w serii Assassin's Creed, w Odyssey pojawia się cała paleta postaci historycznych i prawdziwych wydarzeń, do których nierzadko wręcz doprowadzamy. W trakcie gry poznamy słynnych przywódców i uczonych, z których najbardziej w pamięci zapada Sokrates, zmuszający bohaterkę lub bohatera do filozoficznych dywagacji. Nowością jest możliwość romansowania z napotkanymi postaciami – oczywiście nie ze wszystkimi, ale i tak liczbą opcji zaskakuje. Szkoda jedynie, że relacjom tym brakuje głębi znanej choćby z produkcji BioWare.

Intrygujący jest przewijający się przez całą serię wątek Pierwszej Cywilizacji. Ponownie stanowi on wytrych do wprowadzenia mitycznych aspektów do w miarę realistycznej opowieści. Choć pojawiają się stosunkowo późno, nie znaczy to, że zostały zaniedbane. Nie można tego niestety powiedzieć o wątku teraźniejszym. Tylko kilka razy wcielimy się w znaną już z Origins Laylę i, podobnie jak w poprzedniej części, poczytamy wiadomości i odsłuchamy kilku nagrań. Zabrano nawet możliwość wyjścia z Animusa w dowolnym momencie. Co prawda jest to wynagradzane w finale, ale jedna świetna sekwencja to za mało, by usatysfakcjonować fanów wątku teraźniejszego. Możliwe, że zmieni się to w kolejnych częściach, bo znów wydaje się, że Ubisoft buduje bazę pod odsłonę osadzoną całkowicie we współczesności.

Oszałamiająca Grecja

Już w Origins Ubisoft pokazał, że potrafi sprawić, że gracz będzie się czuł, jakby przeniósł się w czasie. W Odyssey jest podobnie. Pierwsza podróż do Aten i wejście na Akropol to cudowne przeżycie, ale inne miasta wcale nie mają się czego wstydzić. Świat gry usiany jest mniejszymi i większymi osadami, z których wiele ma swój unikalny charakter. Na każdym kroku natykamy się na posągi bóstw i bohaterów oraz bogato zdobione świątynie. Powracają podwodne lokacje – jaskinie, wraki, zatopione ruiny, które tętnią życiem, a podczas podróży statkiem przez pięknie falujące morze często towarzyszą nam skaczące delfiny. Można wręcz powiedzieć, że Odyssey doskonale sprawdza się w roli gry turystycznej. Przełączając widok na mapie, możemy zapoznać się z encyklopedycznymi notatkami o prawdziwych miejscach przeniesionych do świata gry. W jednym z zadań pojawia się nawet namiastka Trybu Wycieczki znanego z Origins, gdy jedna z postaci oprowadza bohaterkę lub bohatera po Olimpii.

Projekty lokacji są doskonałe, natomiast zawodzą szczegóły. Napotkana w głębokiej jaskini lawa wygląda jak z poprzedniej generacji, niewiele lepszych słów można użyć do opisania drzew. Grałam na podstawowej konsoli PlayStation 4 i być może jest to znak, że nie daje już ona rady standardom najnowszych produkcji. Problemem są długie i częste ekrany ładowania, nie tylko przy szybkiej podróży, ale też przy przejściu do rozmowy. Przez całą grę zmagałam się również z różnymi problemami technicznymi – od opóźnień w doczytywaniu tekstur, przez chwilowe zawieszenia, aż po całkowite zatrzymania gry i błędy wymuszające ponowne uruchomienie. Trafiłam też niestety na zadanie poboczne, którego nie dało się ukończyć, bo gra nie pozwalała na wykonanie wymaganej czynności.

Tak samo, ale inaczej

Mimo obaw przed premierą na szczęście okazuje się, że Odyssey to nie tylko "skórka" do Origins. Wprowadzono nowe elementy, inne przebudowano i choć postacią steruje się niemal identycznie, to jednak ogólne wrażenia są inne, szczególnie za sprawą systemu dialogowego i możliwości podejmowania decyzji, a także lepiej przemyślanego ekwipunku.

Nowa odsłona Assassin's Creed porażą skalą, co nieco negatywnie wpływa na tempo narracji, gdy świat jest tak pełen rozpraszaczy. Gdy jednak już wykonujemy misje fabularne, nie pozostawiają one niedosytu. Rodzinna historia Kasandry i Aleksiosa płynnie łączy się z Pierwszą Cywilizacją, dostarczając wzruszających momentów kiedy trzeba, ale też humorystycznych, gdy można. Powtarzalność z kolei równoważona jest przez urodę wykreowanego świata.

Assassin's Creed Odyssey nie jest rewolucją w serii na miarę Origins, ale też nie jest stagnacją. Twórcy umiejętnie rozwijają formułę zabawy i jeśli ktoś dobrze bawił się z egipską odsłoną, to grecka nie powinna rozczarować, nawet jeśli Bractwo Asasynów w tamtych czasach jeszcze nie istniało.

Plusy:

Minusy: