Wonder Woman: Krew

Grecko-amerykańscy bogowie

Autor: Przemysław 'pillowbookworm' Dudziński

Wonder Woman: Krew
Wonder Woman jest superbohaterką znajdującą się w kuriozalnej wręcz sytuacji. Z jednej strony należy do panteonu najbardziej rozpoznawalnych postaci komiksowych i czołówki postaci DC Comics, gdzie wraz Batmanem i Supermanem tworzy tak zwaną Wielką Trójcę. Z drugiej nie można się oprzeć wrażeniu, że zarówno wydawcom, jak i kolejnym artystom, którym postać jest powierzana, brakuje solidnej i nowatorskiej koncepcji na stworzoną przez Johna Marstona superbohaterkę i jej przygody. Ze względu na jej prominentną pozycję w popkulturze twórcom trudno jest gwałtownie zerwać z powszechnie znanym wizerunkiem i utrwalonymi najważniejszymi elementami jej historii, a brak świeżości coraz bardziej rzuca się w oczy.

Jak duży opór wśród czytelników budzi modernizowanie Wonder Woman przekonali się swego czasu J. Michael Starczyński i Jim Lee, którzy ubrali bohaterkę w skrywający nieco więcej ciała kostium. Wraz ze startem New 52 pojawiła się kolejna szansa na bardzo potrzebny, zarówno z punktu widzenia fanów, jak i potencjalnych nowych czytelników, rewamp Wonder Woman. Zadanie to powierzono Brianowi Azzarello, scenarzyście znanemu przede wszystkim z serii 100 naboi. Jego partnerem został Cliff Chiang, rysownik współtworzący wcześniej serię Green Arrow/Black Canary.

Efekt ich pracy - a mówię to jako zagorzały i wymagający miłośnik postaci - jest bardzo dobry. Azzarello zdecydował się na powrót do naturalnego środowiska Wonder Woman. Niestety nie oznacza to gwałtownego zwrotu ku promowanej przez samego Marstona ikonografii BDSM. Zamiast tego stworzył serię w gatunku urban fantasy zaprawioną amerykańskim wyobrażeniem mitologii greckiej i kreatywnymi projektami postaci. Bóstwa zostają tu zwizualizowane w oparciu o przywołujące je tradycyjne atrybuty. Nie zawsze dzieje się to jednak w sposób zupełnie oczywisty. Szczególne wrażenie robią Hades i pojawiający się pod koniec tomu Posejdon.

Specyfika uniwersum DC polega na tym, że bardzo często źle się sprawdza jako… uniwersum, które poszczególne postaci muszą współdzielić. Elementy wyznaczające specyfikę mitologii Batmana, Supermana czy Wonder Woman po prostu nie najlepiej do siebie pasują. Stad najczęściej sprawdzają się te scenariusze, które ignorują całkowicie lub prawie całkowicie konieczność przypominania, że postać funkcjonuje w szerszej strukturze. Azzarello wybrał właśnie tę ścieżkę, kreując samodzielną historię w niemal autonomicznej rzeczywistości.

Choć w późniejszych odcinkach łączność ze światem DC jest wyraźniejsza, to nadal stanowi element poboczny, nie zakłócający rytmu historii. Paradoksalnie fakt, że za Wonder Woman - w przeciwieństwie do innych sztandarowych postaci DC jak Batman, Superman, Green Lantern, a ostatnio nawet wraz z premierą Aquaman and The Others - nie ciągnie się ogon spin-offów i tytułów pokrewnych, wyszedł jej na dobre.

Najważniejsze jest oczywiście to, jak zaprezentowano główną bohaterkę. Nie zdecydowano się tym razem na zmiany ikonicznego kostiumu - choć zobaczymy też Wonder Woman "w cywilu" - pozornie więc nie było szansy na wielką zmianę wizerunku. I faktycznie nic przełomowego na poziomie wizualnym nie miało miejsca. Niemniej heroina pod ręką Chianga przerasta większość postaci o głowę, albo i dwie, wygląda jak starsza i dojrzalsza siostra bohaterki powstającej równolegle serii Superman/Wonder Woman. Jednocześnie stateczna i potężna robi znakomite wrażenie i trafia w punkt. Punkt, który wydaje się umykać twórcom odpowiedzialnym za filmowe wcielenie Wonder Woman w nadchodzącej kontynuacji filmu Man of Steel. Gal Gadot jest może zdolną młodą aktorką, ale świetny efekt uzyskany przez Chianga po prostu nie da się zreplikować na ekranie. Przynajmniej nie przez kogoś o posturze gwiazdy sensacyjnej serii Szybcy i wściekli.

Pewną zachowawczość na poziomie wizualnym Azzarello we Krwi nadrabia redefiniując historię pochodzenia Wonder Woman, co pozwala mu wplątać ją w historię najbardziej dysfunkcyjnej mitologicznej rodziny, czyli bogów greckich. Jak każda opowieść o rodzinie, zwłaszcza takiej, Krew rezonuje w sposób prosty, a jednocześnie mocny, bo podstawowy. Krew to nie tylko udana pozycja samodzielna i początek trzymającej do końca poziom historii. To też bardzo dobry sposób na pierwsze spotkanie z bohaterką, którą wszyscy znamy, a o której wiemy niewiele. Oby dzięki Krwi osadziła się w wyobraźni polskich fanów.