Wiedźmin. Dom ze szkła

Szklana pułapka

Autor: Camillo

Wiedźmin. Dom ze szkła
Komiksowy Geralt trafił za oceanem do stajni Dark Horse Comics, więc nigdy nie ujrzymy go ratującego świat razem z Avengersami albo zasiadającego w Lidze Sprawiedliwych i chędożącego Wonder Woman. Inna sprawa, że na takie atrakcje na razie nie zasłużył, bo Wiedźmin. Dom ze szkła to album co najwyżej ze średniej półki.

Za scenariusz odpowiada Paul Tobin, zeszłoroczny laureat nagrody Eisnera w kategorii Digital Comic/Webcomic, natomiast rysunki wykonał nie mogący na razie pochwalić się wielkimi sukcesami Joe Querio. Rezultat ich wspólnej pracy mogliśmy od początku śledzić po polsku, bowiem wydawane cyfrowo zeszyty dostępne były za pośrednictwem platformy Dark Horse Digital również w naszej wersji językowej. Jednak od niedawna Dom ze szkła w formie zbiorczego papierowego wydania stoi także na półkach w salonach Empiku, a po nowym roku (kiedy Empikowi wygaśnie prawo wyłączności) powinien trafić do oferty innych sklepów.

Nowa przygoda Geralta rozpoczyna się, gdy wiedźmin spotyka niejakiego Jakuba obozującego na mokradłach pod samotnym wzgórzem. Pustelnik twierdzi, że wzgórze nawiedzane jest nocami przez jego zmarłą żonę, która po śmierci przemieniła się w coś, do czego lepiej się nie zbliżać. Jakub ostrzega więc wędrowców, żeby omijali wzgórze szerokim łukiem. Zmęczony tym niewdzięcznym zadaniem, postanawia w końcu opuścić ponure miejsce i wyruszyć razem z Geraltem w stronę ludzkich siedzib. Po drodze obaj błądzą jednak w gęstym lesie, a po kilku starciach z nieprzyjaźnie nastawioną fauną trafiają do położonego w środku gęstwiny tytułowego domu ze szkła.

Od początku widać, że komiks powstawał we współpracy z CD Projekt RED, a próg wejścia w uniwersum dostosowano do odbiorców, którzy świat wiedźmina znają głównie z gier komputerowych. Na drodze Białego Wilka już na pierwszych planszach stają utopce i bruxy, czyli potwory licznie występujące zwłaszcza w pierwszej części gry. Szybko pojawia się też leszy, przedstawiony jako wysoki humanoid z rogami, a więc niemal dokładnie tak, jak na concept artach z planowanej na przyszły rok części trzeciej (na gejmplejach widać jednak, że ostatecznie programiści zmienili jego wygląd – teraz przypomina skrzyżowanie łosia z rottweilerem). Uwagę zwraca także styl walki komiksowego Geralta, non stop używającego swoich wiedźmińskich znaków - w grach bardzo przydatnych, ale w opowiadaniach i sadze wykorzystywanych nader oszczędnie.

Jeśli chodzi o samą historię, Dom ze szkła jest oderwany zarówno od twórczości Sapkowskiego, jak i produkcji REDów. Akcja toczy się w bliżej niesprecyzowanej przestrzeni czasowej, ale biorąc pod uwagę brak choćby wzmianki o kluczowych postaciach i wydarzeniach z tego uniwersum oraz póki co mało zgorzkniały charakter Geralta, można domniemywać, że przygoda rozgrywa się gdzieś w początkach jego wiedźmińskiej działalności, zapewne jeszcze przed akcją pierwszego opowiadania.

W każdym razie opowieść reprezentuje poziom, który najkrócej można by scharakteryzować jako solidnie napisany thriller klasy B. W komiksie nie brakuje napięcia i kilku czekających na rozwiązanie tajemnic, ale nie są one specjalnie oryginalne ani wyrafinowane. Na dodatek lekko kuleje logika zachowań bohaterów, którzy nie raz podejmują trudne do zrozumienia decyzje. Dopiero na koniec okazuje się, że stały za nimi motywacje, o jakich czytelnik nie mógł wiedzieć. Choć nawet wtedy niektóre kwestie pozostają mętne i niejasne. Na przykład: dlaczego Geralt i jego kompan tak swobodnie i nieostrożnie zachowywali się w domu ze szkła, skoro od początku byli świadomi, że nie jest to szczególnie przyjazne miejsce? Dialogi natomiast utrzymane są na poziomie dalekim od tego, do czego przyzwyczaił nas autor literackiego oryginału i koncentrują się raczej na zwięzłości niż na wymyślnej słownej szermierce, ale nie rażą sztucznością i nie odbiegają od komiksowych standardów.

Nie można tego za to z pełnym przekonaniem powiedzieć o ilustracjach. Querio rysuje specyficznym niechlujnym stylem, często oszczędzając na detalach i stroniąc od realistycznej kreski. Widać to zwłaszcza podczas scen walki, gdy pozycje przyjmowane przez Geralta sprawiają wrażenie, jakby właśnie skakał po macie tanecznej, a nie walczył z potworami. Zresztą portretowanie postaci ogólnie nie jest najmocniejszą stroną tego rysownika. Nie kłopocze się na przykład przedstawieniem twarzy: oblicza bohaterów są nie tylko pozbawione mimiki, ale w ogóle podstawowych rysów, jak manekiny w sklepach odzieżowych. W ten nieurodzaj graficzny świetnie wpisuje się paskudna okładka Mike'a Mignoli, która śmiało może pretendować do miana najbrzydszego artu z udziałem wiedźmina. Ze strony wizualnej albumu na pochwałę zasługują właściwie tylko kolory – one akurat dobrane są nieźle i jako jedyne konsekwentnie budują tajemniczy klimat komiksu.

Dark Horse ma w ofercie coraz więcej komiksów bazujących na grach komputerowych (niedawno do sprzedaży trafił choćby album oparty na Dragon Age: Inquisition). Domu ze szkła nie otoczono specjalną atencją. Choć jest to dzieło spełniające pewne niezbędne minima, to jednak do pełnego dopracowania i perfekcji mu daleko. Wydaje się więc, że komiksowy Wiedźmin, jeśli w ogóle doczeka się kolejnych odsłon, pozostanie typowym licencjonowanym produktem i pewnego poziomu nie przeskoczy.