Wędrowiec z tundry

Kurs na mangę roku

Autor: Maciej 'Repek' Reputakowski

Wędrowiec z tundry
Każde dzieło oceniamy w odniesieniu do tła, na jakim się ukazuje. W przypadku oceny mangi siłą rzeczy i przyzwyczajenia spoglądamy na to, co oferują nam wydawcy kierujący swoją ofertę właśnie do miłośników komiksów azjatyckich.

Co widzimy? Głównie mało wymagające intelektualnie serie fantastyczne oraz tytuły skierowane do nastolatków i nastolatek, teoretycznie poruszające bliskie im problemy. Większość z nich zapewnia porcję szybkiej rozrywki. I póki stoją na solidnym poziomie (co niestety nie jest normą) – chwała im za to. Szkoda, że przy okazji zapomina się o grupie czytelników ceniących mangową stylistykę, którzy bardziej ambitnej tematyki muszą szukać w komiksie zachodnim.


Kto nas prowadzi?

Wędrowiec z tundry to (niemalże samotny) okręt flagowy, który wpłynął na nieznane i niespokojne wody. Trudno bowiem wskazać więcej niż kilka mang, które cieszyłyby się w Polsce znaczącym uznaniem. Jiro Taniguchi przy okazji współpracy z Moebiusem pokazał, że jest autorem otwartym na wpływy kultury Zachodu. Jednak dopiero jego samodzielne utwory w pełni pokazują niezwykłą wrażliwość autora, która pozwala tworzyć opowieści przemawiające do każdego, bez względu na realia, w jakich rozgrywa się ich akcja.

Tytuł, a także okładka zbioru sześciu komiksów Taniguchiego mogą wprowadzić w błąd. Landszaft i podróżniczy temat sugerują, że czytelnika czeka wyprawa w dzikie ostępy i spotkanie z nieujarzmioną przyrodą. To tylko połowa prawdy. Część historii rzeczywiście bardzo łatwo porównać do tematów typowych dla powieści podróżniczych lub opowiadań o trudnym życiu pionierów. Realistyczny rysunek i tok prowadzenia narracji zostały jednak wzbogacone szczyptą niesamowitości.

Tę magiczną atmosferę Taniguchi tworzy przepięknie przeplatając stoicki (tudzież bezlitosny) spokój świata przyrody z emocjami ludzi. Uczucia się zmieniają: poznajemy pasję poszukiwaczy złota, poczucie winy i pragnienie zemsty starego myśliwego, młodzieńczy strach i tęsknotę za nienazwanym u dorosłego mężczyzny. Nawet w noszącym znamiona autobiograficznego przerywnika epizodzie Shokaro marzenia i oczekiwania ścierają się z dżunglą, tyle że miejską. Jeśli znajdzie się czytelnik, który nie zna żadnego z tych uczuć, możemy mieć do czynienia z pierwszym przypadkiem życia pozaziemskiego.


Dokąd wędrujemy?

Jerzy Szyłak podczas jednej z internetowych dyskusji dotyczących propagowania komiksu zaproponował, by nie udowadniać ciągle, że komiks jest czymś wartościowym. Należy po prostu mówić i pisać o nim jako o równorzędnym medium, które ma swoje osiągnięcia i nie musi błagać o specjalne traktowanie. Niekiedy jednak fani komiksu znajdują się w kłopotliwej sytuacji, gdy muszą bronić swojego hobby. Wydaje się, że szczególnie polscy otaku nie mają w tej kwestii lekkiego życia. Wędrowiec z tundry to dla nich dobra wiadomość i cenny argument przemawiający za wartością japońskich historii obrazkowych.

Czy sukces Wędrowca to tylko efekt słabości konkurencji? Zdecydowanie nie. Komiks Taniguchiego to koronny dowód na to, że nie ma tematów zarezerwowanych dla jednego kręgu kulturowego. Oczywiście, aby taki dialog ponad granicami stereotypów się udał, potrzebny jest wybitny tłumacz. Najlepiej taki jak Jiro Taniguchi.


O komiksach na blogu Macieja 'repka' Reputakowskiego


Recenzja w serwisie Tanuki.pl