Warcraft. Trylogia Sunwell #1: Smocze łowy
Zacznijmy od końca, czyli od miętowego opłatka. Tylna okładka komiksu zdradza temat tej recenzji: jest nią Trylogia Sunwell rozgrywająca się w świecie gry Warcraft. Mamy zatem dwie ważne informacje: jest to pierwszy z trzech mających się ukazać na rynku (dzięki słynnemu Kasen – po prostu gotuj!) kąsków, a także że jej szczególny walor smakowy będzie tym przyjemniejszy dla smakoszy, zajadających się trzema częściami wspomnianej strategii, tudzież degustujących już rozkoszy mmorpga World of Warcraft. Już teraz można zdradzić podtytuł, czyli clou tego menu, jakim są Smocze Łowy, które zapowiadają naprawdę ognisty dragonsztyk sauté.
Nim jednak wrócimy do dania głównego, przetrawmy deser. Wisienką na jego szczycie jest jednooki krasnolud o aparycji zabójcy smoków (zatem nikogo nie zaskoczy, że faktycznie nim jest). Jego krępa postać, wyczarowana lekką i sprawną kreską Jae-Hwan Kim, wprowadza w klimat epickiej opowieści fantasy. Zamieszczona przy nim notatka uchyla rąbka tajemnicy, zapowiadając historię smoka, imieniem Kalec, który wyrusza w pełną heroicznych czynów wędrówkę, w której wspierać go będą wybrani przez Los towarzysze. Poniżej znajduje się informacja, że autorem historii jest Richard A. Knaak, autor książek z serii Dragonlance, co pozwala oczekiwać prawdziwie klasycznej opowieści z nutą pikanterii, która, jak zaznaczono, przeznaczona jest dla smakoszy w wieku powyżej 13 wigilijnych biesiad. Dodatkowo jesteśmy informowani o przystępnej cenie tej pyszności, oraz oficjalnym patronacie firm Blizzard i Tokyopop, internetowego magazynu o mandze. Kod i numer ISBN są niejadalne, najlepiej je wypluć na łyżeczkę i odłożyć na talerzyk.
Cofając się wreszcie do dania głównego, mijamy część sponsoringu medialnego (tutaj puszczamy łakome oko Polterkowi), spot reklamowy Priesta i Ragnarok (zagadka dla prawdziwych łakomczuchów: kto będzie je recenzował?) i w końcu dwa zbiorowe fotosy, przedstawiające jak na wspólnym talerzu głównych bohaterów historii. Już tutaj możemy dokładnie przyjrzeć się kresce rysownika: sprawnej, czystej, zdyscyplinowanej, uzupełnionej wyważonym cieniowaniem. Ilustracje są dobrze skomponowane, czytelne, postaci dynamiczne, pełne spontanicznej ekspresji i poprawne anatomiczne – co w kapryśnej kuchni koreańskiej nie jest wcale takie oczywiste. Jednakże i w naszym placku znajdzie się mały zaKalec. Rysownikowi najlepiej wychodzą postaci bestii lub ludzi w momencie silnych emocji: postaci, których funkcją jest bycie ładnymi, wypadają czasami sztucznie. Najbardziej cierpi na tym Kalec, a rodzice jego partnerki, Anveeny wykazują niepokojące podobieństwo do rodziców Lapisa z Les Bijoux (dla prawdziwych łakomczuchów: por. t. I L.B.).
Przedarłszy się przez ciasto, dochodzimy do nadzienia, czyli mięcha, pokrojonego w zgrabne kawałki smoczym lancetem. Cięcia są proste, równe, żadnych zaskakująco małych czy zbyt soczystych kawałków. Farsz przełyka się szybko, bez problemu, troszkę pośpiesznie, a troszkę pretekstowo, co jednak nie powinno przeszkadzać przy jego lekkości. Niebieski smok, będąc ściganym przez krasnoludzkiego łowcę, zostaje poważnie ranny. Opiekuje się nim piękna Anveena, która pchana jest do decyzji tajemniczą, choć wyczuwalną ręka losu. To dzięki niemu do dwójki bohaterów dołączają kolejni, tworząc prawdziwie epicką drużynę, która będzie musiała stawić czoła prawdziwemu mrocznemu charakterowi, słudze Króla Lich, roznoszącego plagę Scourge'a. Auć! Właśnie trafiliśmy na boleśnie pikantną papryczkę translatorską! Jej smak i ból migdałka cofa nas myślami do przystawki.
Wstępem do komiksu jest opisana na dziewięciu stronach skrócona wersja historii świata Azeroth. Pierwszą kucharką tej części jest Katarzyna Demusiak, która prócz tłumaczenia przepisu kulinarnego na język gotowej potrawy, pokusiła się także o bycie jej testerem, dodając do smoczej polędwicy dwie piersi kaczki redaktorskiej. Dzięki temu przysmak mięsno-warzywny niespodziewanie obrósł kwiatkami. Wprowadzenie jest spisane tak, żeby odebrać mu wszelkie pozory prawdopodobieństwa. Narracja wstrząsana nieprzyjemną czkawką jeszcze bardziej cierpi z powodu błędów w tłumaczeniu: raz wspominana trupia Plaga (ang. Scourge) zamienia się w klątwę pana Scourge'a (jakże aktualną w obecnym okresie przedświątecznym), Król Licz (zaakceptowany w języku fantasy) stał się baśniowym Królem Lich, zastanawia też pozostawienie niektórych słów w wersji angielskiej. Spuśćmy na to jednak zasłonę milczenia, złóżmy na dnie Pokrętnego Dołu i rozkoszujmy się pozostałymi przysmakami.
Czy prawdziwe łakomczuchy biegną w tej chwili do księgarni po pierwszy tom Warcrafta? Oczywiście, że nie – oni złasowali go już miesiąc temu. Ale jeszcze nie jest za późno, by przyłączyć się do ich grona. Niewątpliwie predestynowani są ku temu wybitni smakosze, których kubeczki smakowe wspinały się na wyżyny wyrafinowania na wirtualnych produktach Blizzarda, smoczych specjałach literatury i w dalekowschodnim raju pięciu smaków.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Nim jednak wrócimy do dania głównego, przetrawmy deser. Wisienką na jego szczycie jest jednooki krasnolud o aparycji zabójcy smoków (zatem nikogo nie zaskoczy, że faktycznie nim jest). Jego krępa postać, wyczarowana lekką i sprawną kreską Jae-Hwan Kim, wprowadza w klimat epickiej opowieści fantasy. Zamieszczona przy nim notatka uchyla rąbka tajemnicy, zapowiadając historię smoka, imieniem Kalec, który wyrusza w pełną heroicznych czynów wędrówkę, w której wspierać go będą wybrani przez Los towarzysze. Poniżej znajduje się informacja, że autorem historii jest Richard A. Knaak, autor książek z serii Dragonlance, co pozwala oczekiwać prawdziwie klasycznej opowieści z nutą pikanterii, która, jak zaznaczono, przeznaczona jest dla smakoszy w wieku powyżej 13 wigilijnych biesiad. Dodatkowo jesteśmy informowani o przystępnej cenie tej pyszności, oraz oficjalnym patronacie firm Blizzard i Tokyopop, internetowego magazynu o mandze. Kod i numer ISBN są niejadalne, najlepiej je wypluć na łyżeczkę i odłożyć na talerzyk.
Cofając się wreszcie do dania głównego, mijamy część sponsoringu medialnego (tutaj puszczamy łakome oko Polterkowi), spot reklamowy Priesta i Ragnarok (zagadka dla prawdziwych łakomczuchów: kto będzie je recenzował?) i w końcu dwa zbiorowe fotosy, przedstawiające jak na wspólnym talerzu głównych bohaterów historii. Już tutaj możemy dokładnie przyjrzeć się kresce rysownika: sprawnej, czystej, zdyscyplinowanej, uzupełnionej wyważonym cieniowaniem. Ilustracje są dobrze skomponowane, czytelne, postaci dynamiczne, pełne spontanicznej ekspresji i poprawne anatomiczne – co w kapryśnej kuchni koreańskiej nie jest wcale takie oczywiste. Jednakże i w naszym placku znajdzie się mały zaKalec. Rysownikowi najlepiej wychodzą postaci bestii lub ludzi w momencie silnych emocji: postaci, których funkcją jest bycie ładnymi, wypadają czasami sztucznie. Najbardziej cierpi na tym Kalec, a rodzice jego partnerki, Anveeny wykazują niepokojące podobieństwo do rodziców Lapisa z Les Bijoux (dla prawdziwych łakomczuchów: por. t. I L.B.).
Przedarłszy się przez ciasto, dochodzimy do nadzienia, czyli mięcha, pokrojonego w zgrabne kawałki smoczym lancetem. Cięcia są proste, równe, żadnych zaskakująco małych czy zbyt soczystych kawałków. Farsz przełyka się szybko, bez problemu, troszkę pośpiesznie, a troszkę pretekstowo, co jednak nie powinno przeszkadzać przy jego lekkości. Niebieski smok, będąc ściganym przez krasnoludzkiego łowcę, zostaje poważnie ranny. Opiekuje się nim piękna Anveena, która pchana jest do decyzji tajemniczą, choć wyczuwalną ręka losu. To dzięki niemu do dwójki bohaterów dołączają kolejni, tworząc prawdziwie epicką drużynę, która będzie musiała stawić czoła prawdziwemu mrocznemu charakterowi, słudze Króla Lich, roznoszącego plagę Scourge'a. Auć! Właśnie trafiliśmy na boleśnie pikantną papryczkę translatorską! Jej smak i ból migdałka cofa nas myślami do przystawki.
Wstępem do komiksu jest opisana na dziewięciu stronach skrócona wersja historii świata Azeroth. Pierwszą kucharką tej części jest Katarzyna Demusiak, która prócz tłumaczenia przepisu kulinarnego na język gotowej potrawy, pokusiła się także o bycie jej testerem, dodając do smoczej polędwicy dwie piersi kaczki redaktorskiej. Dzięki temu przysmak mięsno-warzywny niespodziewanie obrósł kwiatkami. Wprowadzenie jest spisane tak, żeby odebrać mu wszelkie pozory prawdopodobieństwa. Narracja wstrząsana nieprzyjemną czkawką jeszcze bardziej cierpi z powodu błędów w tłumaczeniu: raz wspominana trupia Plaga (ang. Scourge) zamienia się w klątwę pana Scourge'a (jakże aktualną w obecnym okresie przedświątecznym), Król Licz (zaakceptowany w języku fantasy) stał się baśniowym Królem Lich, zastanawia też pozostawienie niektórych słów w wersji angielskiej. Spuśćmy na to jednak zasłonę milczenia, złóżmy na dnie Pokrętnego Dołu i rozkoszujmy się pozostałymi przysmakami.
Czy prawdziwe łakomczuchy biegną w tej chwili do księgarni po pierwszy tom Warcrafta? Oczywiście, że nie – oni złasowali go już miesiąc temu. Ale jeszcze nie jest za późno, by przyłączyć się do ich grona. Niewątpliwie predestynowani są ku temu wybitni smakosze, których kubeczki smakowe wspinały się na wyżyny wyrafinowania na wirtualnych produktach Blizzarda, smoczych specjałach literatury i w dalekowschodnim raju pięciu smaków.
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Warcraft. Trylogia Sunwell #1: Smocze łowy
Scenariusz: Richard A. Knaak
Rysunki: Jae Hwan Kim
Wydawca: Kasen
Data wydania: listopad 2005
Liczba stron: 158
Format: 13x19 cm
Oprawa: miękka, kolorowa
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Cena: 19 zł
Scenariusz: Richard A. Knaak
Rysunki: Jae Hwan Kim
Wydawca: Kasen
Data wydania: listopad 2005
Liczba stron: 158
Format: 13x19 cm
Oprawa: miękka, kolorowa
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Cena: 19 zł
Tagi:
Warcraft. Trylogia Sunwell #1: Smocze łowy | Warcraft. Trylogia Sunwell | Richard A. Knaak | Jae Hwan-Kim