» Teksty » Artykuły » Trzy style, jeden mistrz

Trzy style, jeden mistrz

Trzy style, jeden mistrz
Trudno jest osiągnąć perfekcję nawet w jednym gatunku. Czy ten sam autor może więc jednocześnie tworzyć wybitne dzieła w tak odległych literacko i wizualnie stylistykach jak opowieść historyczna, fantasy i science-fiction? Albumy Françoisa Bourgeona pokazują, że jest to... prawie możliwe.

Ten francuski autor wydaje niewiele, ale gdy już coś opublikuje, lekturę niełatwo się zapomina. Z wykształcenia jest mistrzem-witrażystą i może to wyuczona profesja sprawiła, że z taką drobiazgowością tworzy swoje graficzne opowieści.

Podczas prac nad Towarzyszami zmierzchu, chcąc narysować średniowieczny zamek, najpierw przez kilka miesięcy budował jego makietę, żeby później oddać na planszach jak najwięcej architektonicznych szczegółów. Przy powstawaniu Pasażerów wiatru skonstruował model statku "Marie Caroline", na którym podróżują bohaterowie, aby dokładnie oszacować proporcje jego budowy i przenieść je w odpowiedniej skali do komiksu. Z kolei rysując kosmiczne przygody Cyann budował makiety niemal wszystkich budowli i pojazdów, przez co pracował tak wolno, że nie dotrzymywał kolejnych terminów i musiał procesować się z wydawcą.

W wymienionych tytułach zawiera się niemal cały dorobek Bourgeona. Nie licząc wczesnych prac dla różnych magazynów w latach 70., stworzył do dziś tylko trzy serie. Każda z nich została jednak nagrodzona i doceniona zarówno w ojczyźnie autora, jak i w innych krajach.

Poniżej znajdziecie zwięzłą próbę przybliżenia, po które dzieła francuskiego mistrza warto sięgnąć i dlaczego po wszystkie.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Towarzysze zmierzchu

Pierwszym albumem Bourgeona, który polscy czytelnicy mieli okazję postawić na półkach, było zbiorcze wydanie tryptyku Towarzysze zmierzchu (Les Compagnons du Crepuscule). Ta seria zaczęła powstawać jeszcze pod koniec lat 70., ale ze względu na różnicę zdań między autorem a potencjalnymi wydawcami zadebiutowała nieco później, bo w 1983 roku na łamach czasopisma A suivre.

Akcja przenosi nas do czasów Wojny Stuletniej. Z rzezi urządzonej w jednej z wiosek żywi uchodzą tylko młody chłopak imieniem Anicet i jego rówieśnica Mariotte, z racji rudych włosów uważana w okolicy za czarownicę. Aby zachować życie, przyłączają się jako słudzy do podróżującego w pobliżu tajemniczego rycerza z zasłoniętą twarzą. Rycerza niespecjalnie interesuje tocząca się wojna, bardziej pochłonięty jest nawiedzającymi go snami i wizjami, które obiecują mu spełnienie przeznaczenia. W jego poszukiwaniu pozwala młodym podróżować u swego boku, uprzedzając jednak, że wędrówka nie będzie bezpieczna.

W skład serii wchodzą trzy części. Niejednego czytelnika z pewnością zaskoczy, że każda z nich wyraźnie różni się od pozostałych. Pierwsza, Czary w Lesie Mgieł (Le sortilège du bois des brumes) to dość prosta, ale pełna szybkiej akcji historia o burzliwym spotkaniu z mieszkańcami tytułowego lasu, pod koniec zwieńczona nutką tajemnicy odnośnie realności rozgrywających się wydarzeń. Ten pomysł autor rozwija w części drugiej, którą są Cynowe oczy Posępnego Miasta (Les yeux d'étain de la ville glauque). Tempo akcji jest dużo wolniejsze, ponieważ rozgrywa się ona na dwóch płaszczyznach – jednej w miarę rzeczywistej, drugiej niczym z dziwnego snu. Pełno jest tu metafor, symboli, fragmentów legend i baśni, które razem tworzą niesamowity nastrój, zwłaszcza jeśli czytamy album w nocy. Natomiast trzecia odsłona, Ostatni śpiew Malaterre’ów (Le dernier chant des Malaterre), to dla odmiany powrót do twardej rzeczywistości. Elementy nadprzyrodzone nadal występują, ale jest ich wyraźnie mniej. Zamiast tego znajdziemy mnóstwo ciekawych szczegółów historycznych, nie tylko w fabule, ale także w pełnych detali rysunkach zamku i średniowiecznego miasta. Ta część jest też wyraźnie poważniejsza i mroczniejsza od poprzednich – w końcu to w niej bohaterowie odnajdują przeznaczenie.

Wielu czytelników za najlepszą z tryptyku uważa część trzecią. Trudno się dziwić – jest ona przygotowana z największą pieczołowitością, o czym świadczy sama objętość, którą przerasta dwie poprzednie części razem wzięte. Zapewne jednak niejeden odbiorca nie zgodzi się z tą opinią i za najciekawsze uzna oniryczne Cynowe oczy Posępnego Miasta albo pełne akcji Czary w Lesie Mgieł. Prawda jest bowiem taka, że mimo swojej odmienności wszystkie trzy części są świetne i od indywidualnych preferencji zależy, która najbardziej przypadnie nam do gustu.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Całych Towarzyszy zmierzchu można docenić za to, że autor nie trzyma się sztywno jednej konwencji, ale bierze z kilku to, co w nich najlepsze. Średniowieczne realia przeplatają się z elementami fantastycznymi, dynamiczna akcja z pełnymi sennej magii wizjami, a sceny humorystyczne z takimi, które przerażają okrucieństwem. Razem tworzy to niesamowitą mieszankę, dla której album należy koniecznie przeczytać i mieć w swojej kolekcji.

Problemem może być tylko to, że polski nakład jest już od dawna niedostępny. Biorąc jednak pod uwagę, że wydawnictwo Egmont konsekwentnie publikuje pozostałe dzieła Bourgeona, prędzej czy później powinien także przyjść czas na wznowienie jego bodaj najlepszego dzieła.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Pasażerowie wiatru

Dziełem najpopularniejszym – pod względem sprzedanych egzemplarzy – jest jednak pierwsza seria stworzona przez Bourgeona, czyli Pasażerowie wiatru (Les passagers du vent). Zaczęła ukazywać się w magazynie Circus w 1980 roku i pierwotnie doczekała się pięciu części, które autor uważał za zamkniętą całość, ale z czasem zmienił zdanie i po 29 latach (!) ukazała się jednak ich kontynuacja.

Spójrzmy jednak najpierw na cykl z lat 80. Tym razem przenosimy się pod koniec XVIII wieku, na kilka lat przed wybuchem rewolucji francuskiej, za to w trakcie angielsko-francuskiej wojny o kolonie. Sytuacja na morzach jest napięta i nie sprzyja podróżom. Co jednak zrobić, gdy okoliczności lub porywy serca zmuszają do szukania szczęścia za wielką wodą? Śledzimy więc grupki awanturników, zmierzających do francuskich kolonii na Karaibach, gdzie zamierzają rozpocząć nowe życie. Jest wśród nich wydziedziczona arystokratka o imieniu Isa, jest też zakochany w niej z wzajemnością marynarz Hoel, a także kilka innych barwnych postaci. Tylko nielicznym będzie jednak dane dopłynąć do celu.

Główną różnicą w porównaniu z Towarzyszami zmierzchu jest to, że Pasażerowie wiatru są całkowicie pozbawieni elementów fantastycznych. To historyczno-przygodowa opowieść, w której autor pozwala swoim bohaterom na burzliwe przeżycia, ale jednocześnie twardo trzyma się realiów. Rozwój akcji trudno przewidzieć, postaciom zdarza się uchodzić cało z wielkich opresji, ale także padać ofiarą jednego z licznych czekających na żeglarzy niebezpieczeństw. Siłą tej opowieści jest umiejętne połączenie atrakcyjności scenariusza i jego wiarygodności. Niezależnie od tego, czy akcja toczy się na lądzie czy na morzu, autor potrafi spiętrzyć przed bohaterami niezliczone przeszkody, a jednocześnie zadbać, by ich rozwiązanie nie obrażało inteligencji odbiorców. Sprawia to, że komiks bywa brutalny, ale jednocześnie zyskuje na nieprzewidywalności i czyni bohaterów bardziej realnymi. I choć czytelnicy, którzy mają skłonność do utożsamiania się z postaciami, mogą poczuć się rozczarowani przebiegiem niektórych wątków, reszta powinna docenić "dorosłość" tej opowieści. Tym bardziej, że całość podlana jest niemałą porcją erotyki i czarnego humoru.

W 2009 roku Bourgeon wydał dwuczęściową opowieść Dziewczynka z Bois-Caman, opowiadającą dalsze losy Isy już po dotarciu do Luizjany. Tę historię poznamy jednak z retrospekcji, bo właściwa część akcji rozgrywa się 60 lat później i opowiada o wnuczce Isy, rezolutnej i pyskatej Zabo, która zostaje wyrzucona z rodzinnej posiadłości i wyrusza w głąb mokradeł Luizjany, gdzie podobno wciąż żyje jej babka.

Choć formalnie ta późniejsza dylogia wchodzi w skład Pasażerów wiatru, to tak naprawdę Dziewczynka z Bois-Caman stanowi osobne dzieło. Przede wszystkim nie jest to już opowieść przygodowa. Akcja jest dużo wolniejsza, skoncentrowana na postaciach, ich celach i marzeniach, które w nieco późniejszej epoce wciąż nie są łatwe do spełnienia. Bardzo rozbudowana jest warstwa obyczajowa, poznajemy też wiele szczegółów na temat pełnej bagien i niewolników XIX-wiecznej Luizjany. A mimo to historia jest jeszcze brutalniejsza od poprzedniej. Po lekkim usypianiu czujności odbiorcy Bourgeon w obu częściach nagle serwuje bowiem takie wydarzenia, aby z wrażenia czytelnik spadł z fotela. Zwłaszcza końcówka drugiej części co wrażliwszych odbiorców może przyprawić o traumę. Jednak kunszt narracyjny autora sprawia, że nie jest to zwykły wyciskacz łez, ale piękna opowieść o miłości i poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi.

Tak jak w przypadku Towarzyszy zmierzchu, również oba albumy Pasażerów wiatru są lekturą obowiązkową, nie tylko dla miłośników komiksu frankofońskiego, ale dla wszystkich zainteresowanych opowieściami graficznymi. Szczęśliwie z ich dostępnością nie ma żadnych problemów i w każdej chwili można wyruszyć w czytelniczą podróż po morzach świata lub mokradłach Luizjany.

Cyann

Pozostał jeszcze trzeci z wielkich cyklów Bourgeona – kosmiczne przygody Cyann (Le cycle de Cyann). Tę opowieść francuski mistrz tworzył wspólnie ze swoim wieloletnim przyjacielem, Claudem Lacroix, aczkolwiek współpraca dotyczyła tylko koncepcji – cały scenariusz i rysunki są dziełem Bourgeona. Publikacja cyklu w oryginale przypadła na lata 1993-2014, w trakcie których powstało sześć części. Długi okres przerwy między kolejnymi albumami tym razem wynikał nie tylko z pieczołowitości Bourgeona, ale także z konfliktów prawnych z wydawcami. Autor zawsze był apodyktyczny w kwestii swojej wizji twórczej i na starość bynajmniej nie zmienił nawyków. Trudno chyba znaleźć na świecie inny sześciotomowy cykl komiksowy, który w trakcie powstawania ukazywał się nakładem aż czterech (!) różnych edytorów.

Tak czy inaczej Cyann zabiera nas w odległą przyszłość na planetę Olh. Jest ona trawiona przez purpurową gorączkę – straszliwą, ale i seksistowską chorobę, zabijającą tylko mężczyzn. Aby znaleźć na nią lekarstwo, zorganizowana zostaje wyprawa na odległą planetę Ilo. Przywódca rządzącej na Olh kasty wymusza, aby dowództwo nad wyprawą objęła jego córka, nieznośna i złośliwa Cyann. Mając do pomocy kilka podobnych sobie koleżanek i grupę niezbyt rozgarniętych mężczyzn, wyrusza w drogę do celu. To jednak dla niej dopiero początek kosmicznej podróży, bo w następnych tomach przychodzi jej zwiedzić kolejne planety wykreowanego przez duet Bourgeon-Lacroix wszechświata.

Cykl cechuje ogromna staranność w podejściu do kreowania budynków, pojazdów, fauny i flory odwiedzanych planet. Pracę nad komiksem poprzedziły podobno tysiące próbnych rysunków przedstawiających architekturę i mieszkańców nowych planet, aby na planszach wszystko wyglądało na dopracowane do perfekcji. Chęć tworzenia zupełnie nowego świata sięgnęła też języka, jakim napisane są dialogi w opowieści – pełno w nich neologizmów i obco brzmiących terminów, których znaczenie nie zawsze jest oczywiste.

Wskutek tego kompulsywnego "światotwórstwa” ucierpiała nieco fabuła, która nie jest tak atrakcyjna jak w pozostałych albumach Bourgeona. Cyann na pewno stanowi gratkę dla miłośników science-fiction, choć należy też pamiętać, że jest to opowieść zupełnie innego typu niż na przykład cykl Aldebaran autorstwa Leo – tworzenie nowych światów nie jest tu środkiem do celu, ale celem samym w sobie. Natomiast czytelnicy, którzy w SF nie gustują, mogą się od przygód Cyann nieco odbić – choć rezygnować z góry z lektury na pewno nie warto i lepiej samemu przekonać się, jak odbierzemy tę opowieść. Każdy zaś powinien docenić stronę graficzną – szczegółowość i pomysłowość rysunków powoduje, że pod tym względem to akurat zdecydowanie najlepszy z cyklów Bourgeona.

Polskie wydanie mieści się w trzech albumach, z czego dwa już ukazały się na rynku, a na trzeci przyjdzie nam poczekać do grudnia.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Pasażerowie wiatru
Gdzie wiatr poniesie
- recenzja
Cyann #2: Aleja z Aldaalu, Kolory Marcady
Na koniec galaktyki i z powrotem
- recenzja
Cyann #1
Kobiety w kosmosie
- recenzja

Komentarze


Nadiv
   
Ocena:
+1

Fantastyczny artykuł - byłoby świetnie jakby powstały kolejne w takim stylu :) Mam nadzieję, że Egmont wkrótce pokusi się o wznowienie Towarzyszy Zmierzchu...

12-06-2017 11:07
Anzelm
   
Ocena:
0

Na kolejne artykuły i ja mam nadzieję :) Towarzyszami Zmierzchu zresztą też bym nie pogardził - u mnie na półce ich brakuje :(

12-06-2017 16:11
Henryk Tur
   
Ocena:
0

Bardzo podoba mi się ten artykuł! Nie miałem pojęcia o tym rysowniku, ale jak widzę - kreska świetna. Postacie kobiece kojarzą nieco z Manarą.

12-06-2017 16:29
Anzelm
   
Ocena:
0

Manara daje chyba kobietom nieco gładsze rysy twarzy ;)

12-06-2017 16:55
Camillo
   
Ocena:
+1

Kolejne artykuły z pewnością będą. Jeden nawet niebawem ;)

12-06-2017 21:19

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.