Thunderbolts #4: Bez litości

Nie wszystko stracone

Autor: Shadov

Thunderbolts #4: Bez litości
Kryminaliści, zabójcy, mutanci tworzą grupę równie niebezpieczną, co zwariowaną. I chociaż do tej pory pierwsze albumy o Thunderboltsach wydane w serii Marvel Now! nie należały do ciekawych, to wraz z najnowszym tomem czeka nas wybuchowa mieszanka, która zdecydowanie przyciągnie więcej zwolenników niż przeciwników.

Bez litości to już czwarty album cyklu o przygodach niecodziennej grupy przestępców, w skład której wchodzą dobrze znani miłośnikom komiksu antybohaterowie: Deadpool, Punisher, Elektra, Venom, Czerwony Leader oraz Mercy, zebrani pod sztandarem Generała Thaddeusa Rossa – Czerwonego Hulka. Niestety ich pierwsze przygody w Bez Pardonu nie były zbyt zachwycające, podobnie zresztą jak w kolejnym tomie pt. Czerwony postrach. Dopiero Nieskończoność przełamała złą passę - historia w końcu się rozkręciła za sprawą Mercy. A Bez litości to jeszcze lepsza opowieść.

Na najnowsze wydanie Thunderbolts składa się materiał z siedmiu zeszytów pierwotnie opublikowany w Thunderbolts #20-26. Jednak ostatecznie na scenę wysuwają się trzy historie. I wszystkie są prawie równie dobre. Pierwsza z nich odnosi się do poprzedniej części, czyli Nieskończoności. Scenarzysta Charles Soules łączy ze sobą kilka pośrednich wątków, skupiających się wokół jednego zadania głównego. I tak nasi bohaterowie szukają nowego miejsca na bazę, knują spisek przeciwko członkowi swojej grupy, werbują nowego towarzysza i trafiają do piekła. W efekcie otrzymujemy ciekawą mieszankę, przy której nie sposób się nudzić. Jest pełno akcji, nawalanki, złośliwego humoru (w większości Deadpoolowego), spisków i napiętych sytuacji świetnie oddających niestabilność grupy. W końcu nie zawsze przeciwieństwa się przyciągają.

Słabiej prezentuje się kolejna historia, gdzie grupa łotrów zgadza się wykonać misję Flasha Thompsona – Venoma, którą będzie walka z kosmicznym pasożytem bohatera. Tutaj wszystko skupia się wokół bijatyki. Każdy z bohaterów otrzymał swoje pięć minut na walkę jeden na jednego z symbiontem Venomem i trzeba przyznać, że jest to ciekawe, chociaż mało efektowne rozwiązanie. Podobnie jednak jak wcześniej, tak i tutaj, nie zabrakło humoru Deadpoola, który dobrze uzupełnia sceny i nadaje lekkości historii.

W ostatniej przygodzie antybohaterowie zgadzają się wykonać misję Generała Rossa – wyruszają w głąb dżungli w Ameryce Środkowej, aby odnaleźć trzech zaginionych żołnierzy. Opowieść momentami będzie zaskakująca, a czasami przybije swoją nieoryginalnością. Niemniej Charles Soules nawet najbardziej wydawać by się mogło oklepane motywy ubiera w nowe i ciekawe epizody. Scenarzysta pokusił się o dość pouczającą dla bohaterów misję. Od samego początku ukazuje słabości grupy Thunderbolts, odsłania jej czułe punkty i daje do zrozumienia, że załamanie zespołu wisi w powietrzu. Nie skupia się na efekciarskiej akcji ani bijatyce (jak w poprzednich historiach w tym komiksie), ale pokazuje, że nawet oni nie są niepokonani.

Chociaż nasi bohaterowie mają swoje lepsze i gorsze momenty, to zdecydowanie wszystkie są równie zabawne za sprawą lekkiego podejścia do życia postaci. Nikt z nich, nie boi się śmierci, a w obliczu zagrożenia zwyczajnie żartują, dzięki czemu przez cały album przewijają się humorystyczne sceny, które dobrze oddają złośliwo-awanturniczy charakter członków Thunderbolts.

Solidnie prezentuje się strona rysunkowa. Carlo Barberi, Kim Jacinto i Paco Diaz spisali się naprawdę dobrze, zapewniając czytelnikowi na 156 stronach przyjemne widowisko, od którego ciężko się oderwać. Soczyste kolory i wyraźny kontur tworzą świetnie połączenie. Do tego panowie zachowują odpowiednie proporcje przy wszystkich scenach walki oraz dbają o duże uszczegółowienie postaci. Co w efekcie dało dobre ukazanie emocji na twarzach bohaterów. Różnice widać jedynie w kadrach. Pierwsze zeszyty to niestandardowe połączenie kadrów, gdzie postacie wychodzą poza ramy, a na całostronicowych rysunkach pojawiają się mniejsze. Dzięki temu historia nabiera jeszcze lepszej dynamiki. Z kolei końcowe zeszyty pod tym względem zachowują standard, komórki przedzielone są wyraźnymi czarnymi lub białymi liniami.

Bez litości jest najciekawszym albumem do tej pory wydanym w serii Marvel Now! o Thunderboltsach. W końcu czytelnik odpocznie od nudnych zadań i nijakich dialogów, na rzecz szybkiej akcji i złośliwego humoru połączonego z dziecinnymi scenami. Jeśli ktoś zaczął przygodę z tą grupą antybohaterów i raczej nie dał jej szansy po pierwszych albumach, to warto sięgnąć po najnowszy tom przygód jednego z bardziej rozpoznawalnych zespołów marvelowskiego uniwersum.