» Recenzje » Sandman. Senni łowcy

Sandman. Senni łowcy


wersja do druku

Za parawanami snu

Redakcja: Maciej 'Repek' Reputakowski

Sandman. Senni łowcy
Podczas pracy nad dialogami do filmu Księżniczka Mononoke Neil Gaiman poznał japońskiego ilustratora Yoshitakę Amano. W jakiś czas potem autor, między innymi, Nigdziebądź i Amerykańskich Bogów wpadł na pomysł, aby jeszcze raz podjąć temat jednego ze swoich najsłynniejszych bohaterów – Sandmana. Zainspirowała go japońska baśń Lisica, mnich i Mikado Wszelkiego Nocnego Śnienia, której sam tytuł nasuwa skojarzenia z Gaimanowskim cyklem. O pomoc w tworzeniu nowego komiksu scenarzysta poprosił Amano, który zgodził się wykonać ilustracje do książki, ale nie komiksu. I w ten sposób powstał album Sandman: Senni Łowcy.


Księga dawnych wydarzeń

Fabuła Sennych Łowców jest reinterpretacją japońskiej baśni, zaktualizowaną względem uniwersum Sandmana. Fuzja tych światów zrobiona jest tak, że opowieść przenika duch Japonii, zaś sam Władca Snów został w nią wkomponowany na zasadach tamtejszego bóstwa. Neil Gaiman wielokrotnie konsultował się ze specjalistami, aby cała historia była spójna i odpowiadała kulturowym wzorcom. W ten sposób powstało dzieło, które zachwyci miłośników orientu oraz fantastycznych fabuł Gaimana.



Wchodząc do japońskiej Krainy Snów, czytelnik mija twardą, błyszczącą okładkę. Na złotym tle, przywodzącym na myśl parawany Ogaty Kōrin (il. 1), bądź wizje buddyjskich krain bogów (il. 2), stoi tytułowy Sandman. Wokół władcy krążą fantastyczne, senno-mityczne bestie, a przed nim lewituje uśpiona kobieta w białej szacie. Już eleganckie wykonanie ilustracji i wysokiej jakości druk zapowiadają, że historia, która za chwilę zostanie przedstawiona, będzie równie piękna.


Opowieść o Promienistym

Fabuła Sennych Łowców opowiada o młodym mnichu, który samotnie opiekuje się niewielką świątynią w górach. Pewnego razu staje się ofiarą zabawy, jaką urządziły sobie dwa magiczne zwierzęta: lisica i borsuk. Historia mogłaby się zakończyć na tej krótkiej anegdocie, ale w jej wyniku lisica zakochuje się w młodym mężczyźnie i tym samym wplątuje w dalsze perypetie. Albowiem w dalekim Kioto pewien zdesperowany onmyōji, taoistyczny czarodziej, aby pozbyć się przenikającego jego życie lęku, uknuł przeciwko mnichowi morderczą intrygę. W jej wyniku w końcu bohaterowie, walcząc o swoje życie i miłość, trafiają przed oblicze Pana Snów.


Historia utrzymana jest w konwencji japońskiej tragedii. Protagoniści zostają postawieni przed wyborami, z których żaden nie doprowadzi do szczęścia. Pojawiają się też klasyczne tematy: miłość, wystawiana na próbę, wykraczająca poza śmierć; przerażająca obsesja, odzierająca z człowieczeństwa; wreszcie zemsta, nieunikniona jak cięcie katany i zaskakująca jak uderzenie węża. Opowieść jest bardzo ponura i wzruszająca, epatująca mrocznymi namiętnościami, co podkreślają nastrojowe ilustracje. Przenika je to samo rozedrganie i pasja, które wpływają na decyzje bohaterów.


Dziesięć tysięcy liści

Strona graficzna Sennych Łowców jest zachwycająca. Na efekt składają się nie tylko piękne ilustracje Amano, ale i cała typografia oraz opracowanie pierwszych stron rozdziałów z niewielkimi ornamentami. Same prace japońskiego artysty stanowią jeden z największych atutów książki. Na każdą stronę z tekstem przypada druga z ilustracją, między akapitami pojawiają się pojedyncze obrazki, jest też kilka dużych plansz na dwie strony. Książkę można potraktować wręcz jako album o sztuce. Co więcej, obrazy nie mają li tylko charakteru ilustracji czy komentarza. Są takie miejsca w tekście, gdzie narracja słowna zostaje zawieszona i podjęta w sferze wizualnej. W odróżnieniu od funkcji obrazu w tradycyjnej książce ilustrowanej, w Sennych Łowcach nie można jej potraktować jako służebnej względem tekstu, tylko jako równorzędnie tworzącą znaczenie i sens całości.

Styl japońskiego ilustratora jest bardzo ozdobny, wręcz secesyjny. Nic dziwnego, główne nawiązania artysty, czyli malarstwo japońskie oraz europejski symbolizm, mocno wpływały również na sztukę fin de siecle. Pierwsza z wymienionych inspiracji do czerpanie z estetyki malarstwa tuszowego (charakterystyczne, rozpływające się kształty, obrazki malowane cienkim pędzelkiem) i parawanowego (komponowanie figur na płaskim, złotym tle), a także ukiyo-e – rodzaju japońskiej grafiki, podejmującej tematy świata gejsz i aktorów kabuki, a także literatury popularnej i podań ludowych. Bardzo wyraźne są nawiązania do dzieł Katsushiki Hokusai, a szczególnie jego serii Opowieści snutych przy tysiącu knotków (il. 3), bądź też groteskowych postaci z klasycznego podręcznika Manga. Widać je szczególnie w kompozycji oraz projektowaniu fantastycznych stworów.

Wpływy Zachodu są obecne w bogactwie form i barw, rozpływających się w tajemniczych mgłach. Część ilustracji nosi znamiona stylu francuskiego symbolisty, Gustava Moreau (il. 4), jego skłonności do przesadnego ornamentu, mocnych barw (purpury, karminu, złota), zestawianych z efemerycznymi postaciami, malowanymi delikatną linią. Tak właśnie tworzy Amano: wśród burz jedwabiów, onirycznych chmur, niczym motyle pojawiają się lekkie, smukłe, bardzo kobiece ciała. Choć nie można tu mówić o nawiązaniu, a jedynie o analogii, kojarzyć się mogą z pracami Rebecki Guay (il. 5), która również reprezentuje szkołę secesyjnych inspiracji.



Zapiski spod poduszki

Sandman: Senni Łowcy to książka dla koneserów. Fani serii powinni być nią szczerze zachwyceni, ale satysfakcja z posiadania go daleko wykracza poza zwykłe pasje kolekcjonerskie. Lektura sprawia przyjemność nie tylko ze względu na piękną opowieść, rozgrywającą w znanym uniwersum, ale i osadzenie jej w głębokim tle kulturowym oraz mistrzowskie opracowanie plastyczne.

Neil Gaiman lubi kolekcjonować na swoim artystycznym koncie prace z różnorodnych mediów – tym razem pojawiło się na nim dzieło, będące czymś więcej niż tylko ilustrowaną książką. To krótka powieść o walorach aspirujących wręcz do estetyki artystycznych wydań klasycznej japońskiej Opowieści o Księciu Genji (pierwszej na świecie powieści!).

The Yellow Book: blog Juliana Czurko
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


10.0
Ocena recenzenta
7.57
Ocena użytkowników
Średnia z 23 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Sandman. Senni łowcy
Scenariusz: Neil Gaiman
Rysunki: Yoshitaka Amano
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: lipiec 2008
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Liczba stron: 128
Format: 17x26 cm
Oprawa: twarda, kolorowa
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Cena: 69 zł
Wydawca oryginału: DC Comics/Vertigo



Czytaj również

 Sandman. Senni Łowcy
Sandman dla każdego
- recenzja
Śmierć
Młodsza, fajna siostra
- recenzja
Sandman #8: Koniec światów
Gaiman jakiego lubimy
- recenzja
Sandman #2: Dom lalki (Wyd. III)
Wizyty w karczmie
- recenzja
Sandman #1: Preludia i nokturny (wyd. III)
W objęciach Morfeusza
- recenzja
Sandman: Noce nieskończone
Bracia i siostry Snu
- recenzja

Komentarze


~akito

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Aleś mi zrobił SMAKA! jesteś złośliwe bakemono!
12-09-2008 17:25
rincewind bpm
   
Ocena:
0
I całkiem słusznie, bo rzecz jest naprawdę godna uwagi :) Choć cena za niezbyt długą książeczkę nie należy do najniższych, to naprawdę warto... Świetne na prezent, między innymi.

Bardzo dobra, fachowa recenzja.
12-09-2008 20:40
~Tencz

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Recenzja zawiera często pojawiające się w mediach błędy. Oto kilka, które wyłapałem, czytając pobieżnie:
- w języku polski nie piszemy Kyoto, a Kioto;
- brak przedłużeń np. onmyoji – onmyōji;
- brak konsekwencji w zapisie nazw własnych – raz są odmienione częściowo np. Katsushiki Hokusai;
- dlaczego Japończycy mają najpierw nazwisko potem imię, a Europejczycy i Amerykanie na odwrót (taki zapis można zastosować, jeśli zmieści się informację, że w tekście została zastosowana taka kolejność)
- to nie borsuki! – chodzi o Nyctereutes procyonoides, zwane po polsku jenotami lub w japońskiej odmianie – tanuki (inne nazwy to:szop usuryjski, junat, tanuki, lis japoński, kunopies); jest to częsty błąd, gdyż w języku angielskim to jest „raccoon dog”.


Część z tych błędów leży ewidentnie po stronie recenzenta, ale są takie, które dotyczą fabuły i mogły leżeć po stronie tłumaczki (np. Kyoto) albo autora (np. borsuki). Nie widziałam ani oryginału, ani tłumaczenia, ale to są błędy, które wyłapałem z recenzji i jeśli pojawiły się w polskim wydaniu, ich wyłapanie powinno leżeć po stronie recenzenta.
14-09-2008 18:35
Repek
    Tencz
Ocena:
0
Dzięki za uwagi. Postaramy się część z nich uwzględnić w recenzji.

Co do borsuka - w polskim przekładzie jest borsuk. :)

Co do przedłużeń - to bardziej kwestia techniczna, nie braku wiedzy. Używanie takich znaków powoduje czasem małe zamieszanie przy wrzucaniu [podobnie francuskie akcenty]. Specjalnie dla Ciebie - podejmiemy ryzyko wyłożenia się serwisu. :P

Kolejność personaliów - to kwestia nieco umowna, jak sam zauważyłeś. O które konkretnie nazwiska Ci chodzi?

Co do odmiany - To nie jest takie proste, imho, jak piszesz. Podobnie w jęz. polskim czasami nazwiska się nie odmienia, a imię tak. Przykład: Julian Czurko. :) Moim zdaniem w podanym przez Ciebie przykładzie odmiana jest ok [zwłaszcza pozostawione bez odmiany imię]. Ty jak byś odmienił?

Pozdrawiam
14-09-2008 20:35
Mayhnavea
   
Ocena:
0
Dziękuję, Tenczu, za czujność.

Z tym Kyoto to moje zboczenie. Bo skoro piszemy Kioto, to dlaczego nie Hiroszige? Kwestia preferencji transkrypcji - ale chodzi o regułę jęz. polskiego, masz rację.

Z onmyoji - tak jak mówił repek, unikam używania dodatkowych znaków przy literach, bo mogą popsuć tekst, jeśli przeglądarka nie odczyta tego kodu. Przy okazji, nie wskazałeś, że nie zrobiłem akcentu przy "fin de siecle"!

Japończycy mają nazwisko przed imieniem, bo taki jest japoński usus. Ponieważ jest to sposób zachowany w słownikach (niezmiennie: Katsushika Hokusai), też się go trzymam jak mogę. Przy tym problematyczne jest, co w języku japońskim jest imieniem, co nazwiskiem, co pseudonimem artystycznym czy nadanym przydomkiem... Wolę nie mieszać w tym jeszcze bardziej robiąc szarady.

Co do odmiany: staram się pozostawiać obco brzmiące nazwiska w miarę niezmienione. Jeśli bym zrobił "Katsushuki Hokusaia", to ktoś nie znający japońskich artystów mógłby się zastanawiać, czy to "Hokusai" czy "Hokusaia".

Jak napisał repek, w polskiej wersji są "borsuki", tak też pozostawiłem.

To dobrze, że mamy na Polterze tak skrupulatnych detektywów, dzięki temu na przyszłość będziemy sprawdzać nasze teksty jeszcze lepiej, żeby były na wyższym poziomie. Niemniej, następnym razem w takich kwestiach zapraszam na priv, takie błędy można szybko poprawić, nie pozostawiając ściany tekstu.
14-09-2008 20:59
~Tencz

Użytkownik niezarejestrowany
    Repku, Mayhnavo! (chyba tak to będzie w wołaczach :) )
Ocena:
0
Skoro był borsuk, to należałoby się zastanowić, czy to był błąd tłumaczki czy autora. Niemniej jest to dość istotne potknięcie, gdyż dla japończyków tanuki (jenoty czy jak to inaczej by nie zwał) są magicznymi zwierzętami, a borsuki nie. Wiele źródeł podaje nawet, że te zwierzęta są często mylone z borsukami. Jeśli ktoś by pomylił i zamiast Green Arrow napisał Green Lantern, to by się straszny tumult zrobił, a kto by się martwił małym jenotem :D

Jeśli chodzi o przedłużenia, to jeszcze mi się rzuciło Kōrin. Nie mają one takich funkcji, jak akcenty w języku francuskim, gdyż nie są to akcenty, lecz przedłużenia i ich brak to jakby brak jednej litery. Nie znaczy to jednak, że należy pomijać akcenty, gdyż masz rację, „fin de siècle” też jest napisane z błędem. Akcent jest wymagany chociażby według Słownika Kopalińskiego. Kwestia techniczna, to żadne tłumaczenie. Kiedyś problemem technicznym były także polskie znaki :)

Kwestia nazwisk i imion: w każdym słowniku czy encyklopedii będzie również Sienkiewicz Henryk. Jeśli zobaczycie jakąś koprodukcje japońsko-europejską, to nazwiska japończyków będą również po imieniu. Jeśli chcecie się nie mieszać, to wystarczy informacja, o tym że została zastosowana taka kolejność. Inaczej sprawdzić (nawet od biedy na Wikipedii), co jest imieniem, a co nazwiskiem i zamienić.

Jeśli chodzi zaś o odmianę, to tłumaczenie, że będzie to niezrozumiałe, jest trochę nielogiczne, gdyż odmieniłeś nazwisko, a jak sam powiedziałeś Katsushika Hokusai jest tak w słownikach, więc już „Katsushiki” tam nie znajdziesz. Jeśli już odmieniać to powinno być też Hokusaia. Jednak skoro nie jesteś pewien, to może lepszym rozwiązaniem jest w ogóle nie odmieniać i zaznaczać, że pozostawiono dla przejrzystości nieodmienione.

„Hiroszige” jest potworkiem językowym, gdyż jeśli chciałbyś spolszczyć, to by najwyżej było „Hirosige”. „Shi” nie czytamy jako „szi” tylko „si”. Polacy mają tendencje do amerykanizacji japońskich słów i błędnie czytanie ich twardo, podczas, gdy powinno być miękko.

Jeśli chodzi o przesyłanie na priva, to nie uważam to za właściwą drogę. Jeśli w artykule są błędy to zawsze można o nich dyskutować. Osoby, które nie zgadzałyby się z moim zdaniem zawsze też mogą się tu przecież odezwać. A po poprawieniu wszystkie zawsze można wyrzucić niepotrzebne teksty, dotyczące jedynie błędów.

Napisałeś dobry tekst, dlatego się czepiam i jeszcze bym się mógł czepić kilku rzeczy. :P A czepiać się jest sens, gdy jest coś, co reprezentuje dobry poziom i rozmówcy inteligentni. Inaczej byłoby to tylko bezsensowne stukanie w klawiaturę :)
14-09-2008 22:35
Mayhnavea
   
Ocena:
0
Wow, co za skrupulatność. Ale jak na eksperta od odmian, może postaraj się lepiej z nickiem "Mayhnavea" ;)

Ad. 1 - w tekście jest borsuk, więc opis jest trafny. Nie będę się wdawać w szczegóły i tłumaczyć, czym jest tanuki i nie będę pisać o "lisicy i kunopsie". Miłośnicy kultury japońskiej będą wiedzieli, o co chodzi.

Ad. 2 - brawo.
A ja jednak będę się bawić w prosty kod, dopóki repek nie powie mi inaczej (na tej samej zasadzie cudzysłowy nie są polskie, tylko takie:").
Wiem, jakie są reguły języka, nie musisz przywoływać ducha Kopalińskiego - tu jest kwestia techniki internetowej.

Ad. 3 - niektórzy odmieniają, inni nie. Nie mów mi za wszelką cenę, jak należy - p. Zofia Alberowa, ekspertka od sztuki japońskiej, odmieniała w ten sam sposób co ja. To jest kwestia wybrania metody i konsekwentnego trzymania się jej.
Tak na marginesie, jeżeli mamy "Kitagawa Utamaro", to celownik będzie "Kitagawie Utamarze"? Przewiduję takie sytuacje i unikam kwiatków.

Ad. 4 - stawianie nazwiska przed imieniem jest japońskim zwyczajem, a nie moim wymysłem. To tak, jak z rosyjskim otczestwem - niektórzy je pomijają, inni stosują zgodnie z tą tradycją i to nie jest błąd.

Ad. 5 - Skoro Hiroszige to taki potworek, co powiesz o autorach "Hiroszimy"? Nie ma jednego sposobu zapisywania japońskich słów, osobiście wolę wersję "zangielszczoną". Wiem, jak się czyta "shi", i żaden zapis - ani "si" ani "szi" mu w 100% nie odpowiada.

Ad. Napisałeś dobry tekst, dlatego się czepiam i jeszcze bym się mógł czepić kilku rzeczy. :P - jesteś zdecydowanie zbyt łaskawy ;)

Dziękuję za dyskusję.
14-09-2008 23:28
~Tencz

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Nigdy nie twierdziłem, że jestem specjalistą od odmiany, tylko od Japonii. Aby móc prawidłowo coś odmienić, trzeba mieć na uwadze skąd dane słowo pochodzi, a ja niestety nie wiem skąd pochodzi Twój nick.

Ad. 1 Jesteś recenzentem i wychwalasz w tym tekście, jak Gaiman się konsultował w sprawie kultury japońskiej, więc powinieneś zwrócić uwagę na błędy merytoryczne.

Ad. 2 Jeśli to jest aż tak trudne (a nie jest), wystarczy napisać np. Kourin – też poprawnie, bez niedostępnych znaków.

Ad. 3 Są pewne wzorce odmiany. „Utamarze" dla mnie sugeruje, że mamy do czynienia z kobietą.

Ad. 4 Jeśli tak już twierdzisz, to dlaczego na okładce komiksu Egmontu jest odwrotnie? Sam też używasz „Yoshitaka Amano”, więc kompletnie brakuje tu konsekwencji.

Ad. 5 Nie ma obecnie transkrypcji przez „sz” i nie ma takiej wymowy. „Hiroszima” to również wymysł (głównie mediów) z ostatnich lat – encyklopedie oraz książki (pisane przez japonistów) podają dwie wersje: „Hiroshima” i „Hirosima”.
21-09-2008 22:56
Repek
    @Tencz...
Ocena:
0
...dalikatnie się wtrącę.

Ad. 3 Są pewne wzorce odmiany. „Utamarze" dla mnie sugeruje, że mamy do czynienia z kobietą.

Jak ktoś odmienia "Jana Marii" [moi eksperci podpowiadają mi: "Bonawenturze"] to też sugeruje Ci to kobietę? :)

Są rzeczowniki rodzaju męskiego, które - z racji końcówki - odmienia się jak rodzaj żeński.

Pozdrówka
22-09-2008 01:21
~mm

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Takiej formy nie spotkałem nigdzie wcześniej.
19-12-2008 14:19

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.