Republic #64. Bloodlines

Honor Rycerza Jedi

Autor: Maciej 'Repek' Reputakowski

Republic #64. Bloodlines
Wschodnia ezoteryka i estetyka zawsze znajdowały się na orbicie świata Gwiezdnych wojen. Buddyjski Yoda, ogarniający pustkę mistrzowie Jedi, stroje wzorowane na samurajskich pancerzach i kimonach, technika walki na miecze świetlne – wszystkie te elementy składają się na jednoznaczny sygnał mający poruszać w człowieku Zachodu nutę tęsknoty za dalekowschodnią duchowością i egzotyką. Oczywiście motywy te stanowią tylko uzupełnienie, ozdobny dodatek do przygodowej konwencji opowieści, która rządzi się już typową dla zachodniej emocjonalności logiką.

"Szanuję cię, Vidar Kim, jako mojego rodzica. Jednak moim domem jest świątynia, a rodziną zakon Jedi."

Więzy krwi to wycieczka do galaktyki samurajów. Główny bohater, generał Ronhar Kim, począwszy od nazwiska a na uczesaniu skończywszy, stanowi uosobienie cnót japońskiego wojownika. To człowiek całkowicie oddany służbie zakonowi, dla którego odrzucił swoje dziedzictwo i ścieżkę władzy, jaką szykował dla niego ojciec. I choć Kim pozostaje wierny swojemu powołaniu, los brutalnie zderza go ze światem polityki i kosmicznych spisków.

Akcję Więzów krwi umiejętnie wpleciono w linię wydarzeń poprzedzających fabułę filmu Mroczne widmo. Ojciec Kima jest senatorem, a zarazem władcą planety Naboo. Po zamachu na jego życie nowym senatorem zostaje niejaki Palpatine, a później wszystkie elementy układanki w logiczny sposób trafiają na swoje miejsce. Dzięki temu zabiegowi łatwo zorientować się w politycznym tle wydarzeń i obserwować kolejną z niezliczonych intryg przyszłego imperatora. Intrygę, którą powstrzymać próbują Kim oraz jego podopieczny Tap-Nar-Pal. Relacja mistrz-uczeń została zbudowana według typowego dla gwiezdnej sagi schematu, w którym padawan przewyższa swojego nauczyciela, ale musi mu się podporządkować do czasu, gdy osiągnie samodzielność. I, jak to zazwyczaj bywa, ma spore kłopoty z subordynacją...

"- Generale, wróg naciera. Zostało nas tylko dziewięciu. Co rozkażesz?
- Zabierzcie ze sobą tylu, ilu zdołacie. Zgińcie godnie."


Tworzenie 24-stronicowej historii, której finał (zwycięstwo Palpatine’a) jest z góry przesądzony, mijałoby się z celem i byłoby skazane na zanudzenie czytelnika. Dlatego scenarzysta, John Ostrander, darował sobie mydlenie czytelnikowi oczu i rozpoczął od końca, a więc od sceny śmierci Kima. Resztę komiksu zajmują trzy – jedna krótsza i dwie obszerniejsze – sekwencje retrospektywne stawiające wydarzenia z poprzednich stron w nowym świetle: konstrukcja prosta, ale jakże efektowna i efektywna. Ostranderowi udało się wycisnąć ze skromnej objętości zeszytu maksimum treści, którą w innych okolicznościach można by rozwlec na wielowątkową sagę lub przynajmniej jeden z epizodów jakieś książkowej trylogii o losach postaci z trzeciego planu, których tysiące zaludniają świat George’a Lucasa.

Na szczęście autor miał świadomość, że w życiu samuraja ważna jest ta jedna jedyna chwila, która determinuje cały sens jego służby. I na tej chwili się skupił, ratując honor swój i swojego bohatera.