PETS

Potwory i demony

Autor: Balint 'balint' Lengyel

PETS
Czy może się przytrafić coś gorszego od porwania przez kosmitów? Owszem: uprowadzenie przez obcych połączone ze społecznymi niepokojami, aniołami oraz "zwykłymi" potworami. Jak żyć w takich okolicznościach przyrody? No jak?

Sięgając po PETS, pierwszym pytaniem po pobieżnym przekartkowaniu było kim jest Martin Gimenez? Otóż scenarzysta oraz ilustrator omawianego komiksu jest również właścicielem wydawnictwa NNComics. Kilka minut poszukiwań dostarczyło garść interesujących wiadomości, wartych przedstawienia. Ten argentyński twórca jest w swojej ojczyźnie jednym z najważniejszych autorów, dostrzeżonym również w Stanach Zjednoczonych, gdzie uhonorowano go wyróżnieniem Top Cow Talent Hunt. Argentyńczyk uchodzi za człowieka kreatywnego, czego potwierdzeniem jest PETS, komiks z uniwersum urban animals, pełnego dziwadeł oraz mutantów.

Po sprawdzeniu biogramu zasiadłem do lektury, do której zachęca informacja zamieszczona na okładce. Oto bowiem młody Luc zostaje porwany ze swojej farmy przez kosmitów. Chłopak po jakimś czasie odesłany został na Ziemię, po czym zaciągnął się do wojska. Nie był to jednak szczęśliwy czas: Luc trafił na rządy wojskowej junty, obław skierowanych przeciwko terrorystom oraz licznych pacyfikacji cywili. Na domiar złego na Ziemi pojawiły się istoty z innych wymiarów. Czy w tej sytuacji powrót do cywila jest w ogóle możliwy?

Gimenez postawił na bogactwo i zróżnicowanie koncepcji, jakie upchnął na przestrzeni zaledwie 80 stron. Już od pierwszych kadrów czytelnik został rzucony w nurt bardzo wartkiej, a przy tym brutalnej akcji. Na kartach powieści dzieje się bardzo wiele, zaś perypetie, które stają się udziałem Luca po pierwszych stronach, znamionujących klimaty political fiction, coraz szybciej nabierają charakteru powieści z pogranicza fantastyki i horroru.

Autor serwuje czytelnikom pomysły w sposób zupełnie nieskrępowany, dowolnie mieszając rozmaite style i konwencje. W rezultacie karty komiksu kipią akcją, a równocześnie tworzą atmosferę osobliwej tajemnicy, a uważny czytelnik wychwyci nawet pytanie przypisywane samemu Tomaszowi z Akwinu. Wydaje się więc, że bogactwo treści w połączeniu z dynamiczną akcją powinny zachwycić czytelnika. Niestety nie do końca tak się dzieje.

Gdzie kucharek sześć, ta nie ma co jeść – cóż, ta maksyma chyba najlepiej oddaje pierwsze zderzenie z lekturą, a i po drugim jest niewiele lepiej. Taka, a nie inna koncepcja Gimeneza skutkuje sporym chaosem i ciągłym gubieniem zależności przyczynowo skutkowych. Nie do końca wiadomo też, o czym tak naprawdę ma być komiks: kosmitach? Potworach? Demonologii? Jedynie wątek political fiction zgrabnie łączy się ze wszystkimi trzema elementami. Fabuła przypomina miejscami zbiór rozrzuconych klisz, miejscami posklejanych nieco na siłę, tak aby w miarę pasowały do siebie. Znajduje to przełożenie na przyjemności płynącej z lektury, która nie jest aż tak wielka, jak mogłaby być.

Z kolei obcowanie z warstwą artystyczną PETS to doznania estetyczne z najwyższej półki. Wydawca reklamuje ilustracje Gimeneza mianem fotorealistycznych, ale nawet to określenie nie oddaje pietyzmu oraz mnóstwa detali poupychanych w niemalże każdym kadrze. Analiza poszczególnych kadrów zapewnia mnóstwo frajdy, jak i dowodzi olbrzymich umiejętności Argentyńczyka. Do tego należy podkreślić umiejętne operowanie cieniami, co jest niezwykle istotne w przypadku dzieła czarno-białego.

PETS wzbudził mieszane uczucia. Z jednej strony nie można Gimenezowi odmówić oryginalnego pomysłu oraz nie dostrzegać próby nadania dziełu wielopłaszczyznowej głębi. Oprawa graficzna wzbudza zachwyt, ale... całość zdecydowanie została przeciążona koncepcjami, a przez to ciężkostrawna. Gratka, ale tylko dla koneserów komiksu.