Ostatni przystanek

Tramwaje i tramwaje

Autor: Kuba Jankowski

Ostatni przystanek
Tramwaje bez dwóch zdań fascynują twórców komiksowych. Wszak te pojazdy szynowe są bliskimi kuzynami wzbudzających powszechny podziw pociągów. W większych polskich miastach tramwaje wpisują się w pejzaż pozostawiając - zależnie od metropolii, której ulice przecinają - czerwone, zielone lub niebieskie smugi. Po Opowieściach tramwajowych, antologii krótkich form o tych środkach lokomocji publicznej  z 2006 roku, tym razem prosto po szynach postanowił narysować dla nas Tomasz 'Spell' Grządziela. Sęk w tym, że u Grządzieli tramwaje wcale prosto po szynach nie jadą.  

Czytając zajawkę ze skrzydełka okładki komiksu, można odnieść wrażenie, że za chwilę przeczytamy historię obyczajową, gdzie w kronikarskim przebiegu zobaczymy samych siebie podróżujących tym środkiem transportu masowego. Siebie bez biletów gorączkowo przyglądających się wsiadającym do tramwaju ludziom (czy któryś z nich przypadkiem nie wygląda na kanara?). Siebie udających, że śpimy albo czytamy tak zawzięcie, iż "nie widzimy" i "nie słyszymy" starszej sapiącej nad nim pani (zwanej zbiorczo "musztarduwą"). Siebie pocących się w przegrzanym wnętrzu. Siebie klnących pod nosem, że w taki ładny dzień, zamiast rowerem, musimy jechać "bydłowozem". I tak dalej, i temu podobne. To wszystko u Grządzieli jest, ale podane w sposób daleko odbiegający od obyczajówki z elementami humorystycznymi. Tego typu sytuacje posłużyły autorowi do puszczenia wodzy własnej fantazji i zostały skumulowane w obrębie jednego tramwajowego dnia, co sprawia, iż komiks jest pełen akcji, a przebieg wydarzeń nie pozwala czytelnikowi odpocząć ani na chwilę.

Przejęcie tramwaju przez grupę emerytów (najprawdopodobniej), którzy nie mają siły stać, ale mają siłę pobić osiłkowatego kanara, a laską i kulą siać zniszczenie. Dwóch dresiarzy - kanarów, którzy z radością wlepiają mandaty. Wysłany na pomoc uprowadzonym tramwajom transformers - tramwaj. Prysznic w tramwaju linii 12, porady psychologiczne i wróżby w "zjeździe do zajezdni". Japończycy, pojedynek na spojrzenia, zniszczenie, krew, różne style rysunkowe (np. hellboyowy)... To tylko niektóre elementy przygody, która zaprowadzi nas na tytułowy ostatni przystanek.

Ostatni przystanek nie posiada nazbyt skomplikowanej fabuły, ale jego lektura bez sporej dawki koncentracji się nie powiedzie i możemy przegapić nasz przystanek. Jest to komiks niemy, który tak od twórcy, jak i odbiorcy, wymaga wiele uwagi, gdyż ciężar zrozumienia spoczywa na podążaniu za sekwencją, której nie reguluje i nie dowyjaśnia tekst, kiedy autor skacze z toru na tor, z tramwaju do tramwaju. Są momenty, kiedy trudno połapać się, którym numerem jedziemy i dlaczego. Na przykład nasz psycholog/wróżbita przyjmuje klientów w tramwaju zjeżdżającym do zajezdni, w którym nagle pojawiają się kanary - dresiarze, pani motorniczy oraz masa pasażerów. Niby nic w tym dziwnego, bo i "zjazdami" można daleko zajechać, ale ten akurat tramwaj ma, kiedy stoi na pętli, uszkodzone drzwi. Raczej nie brałby ludzi na pokład. Ale ok, u Grządzieli - jak już wspomnieliśmy - to nie realizm reguluje fabułę, a puszczanie wodzy fantazji.

Ostatni przystanek to lekki komiksik, jeden dzień z życia torowiska, który można przeczytać sobie i tylko na chwilę przemknie nam myśl, że to coś w rodzaju Hard Boiled Millera/Darrowa/Legrisa. Jest bardziej ubogo, mniej ekscytująco, ale na chwilę zapomnienia w drodze tramwajem do pracy/na uczelnię wystarczy. Następny przystanek: Obyczajówka?