Na szybko spisane #2: 1990-2000

Seks, Atari i Grunge

Autor: Jarosław 'beacon' Kopeć, Maciej 'repek' Reputakowski

Na szybko spisane #2: 1990-2000
Maciej (rocznik '80): Michał Śledziński dopiął swego i zaprezentował drugą część swojej trylogii. Jej premiera kilka razy się przesuwała, lecz ostatecznie możemy się przekonać, jak rozwinęła się historia rozpoczęta w jednym z najważniejszych polskich albumów ostatnich lat. A może i jednym z najważniejszych w ogóle.

Jarek (rocznik '89): Nieudane samobójstwo, którym kończy się pierwsza odsłona Na szybko spisane, definitywnie zamyka dziecięcy okres życia głównego bohatera. "Pewien introwertyczny człowieczek", czyli bezimienny protagonista pseudobiograficznej sagi Śledzia, wchodzi w wiek dorastania nie tylko na przełomie dekad, ale i epok. Nagle wszystko wokół się zmienia, a on nie jest w stanie tego ogarnąć. Z niewiadomych przyczyn w miejsce starych "baz" pojawiają się kolorowe, plastikowe kioski, a dzieciaki z placów zabaw i boisk przenoszą się pod brudne klatki schodowe. Na drodze do dorosłości jednak są jeszcze trzy kluczowe stacje: pierwszy seks, pierwsza pasja, pierwsza impreza.

Seks

M: Śledziu już rok temu nieco prowokacyjnie zapowiadał, że zacznie od sceny masturbacji. Ta pojawia się co prawda dopiero na stronie dwunastej, ale nie da się ukryć, że drugi tom NSS jest przesycony tematyką erotyzmu. Zapowiada to już okładka, a pierwsze doświadczenia seksualne powracają niczym refren. I to refren niezbyt przyjemny dla ucha.

J: Inicjacja seksualna utrwala się w pamięci na zawsze, a często odbywa się w zupełnie nieromantycznych okolicznościach. Nie inaczej jest z bohaterem, który poznaje pierwszy z zarezerwowanych dla dorosłych tematów z niemieckiej telewizji. Ten refren jest naprawdę bolesny.

M: Wydaje mi się, że właściwsze byłoby nazwanie tego doświadczenia wstydliwym. Zresztą szybko poznajemy jedno ze źródeł owego wstydu, czyli instytucję obowiązkowej spowiedzi, przeprowadzanej przez przerażającego księdza. To jedno z tych miejsc, w których Śledziu portretuje sytuację bardzo prywatną, lecz stającą się udziałem wielu polskich dzieciaków.

Atari

J: Pasja, którą odkrywamy w okresie dorastania, w dużej mierze determinuje to, kim zostajemy jako dorośli ludzie. Bez niej o wiele łatwiej zagubić się na rozstajach młodzieńczych wyborów. Niebywała miłość do komputerów czyni z głównego bohatera zupełnego odludka, który nie potrafi odnaleźć się w rówieśniczym środowisku; nie umie nawiązywać znajomości; nie umie rozmawiać. Być może właśnie dzięki niej, bohater nie wpada w złe towarzystwo jak jego brat i nie zatraca się w rezygnacji. Zamiast tego, młody "człowieczek" wypada poza nawias rówieśniczego społeczeństwa.

M: Przy okazji obserwujemy swego rodzaju paradoks pokoleniowy. W owym czasie komputer dopiero stawał się obowiązkowym meblem. Razem z naszym "łysiejącym okularnikiem" przechodzimy niemalże przez kolejne etapy ewolucji informatycznej. Co zabawne, z dzisiejszej perspektywy zawód informatyka czy programisty doczekał się stosunkowo wysokiego statusu. W rzeczywistości rysowanej przez Śledzia stanowi jeszcze domenę rozmaitych dziwaków.

J: Jednak przy okazji autor zapędził się w podkreślaniu outsiderstwa głównego bohatera i odebrał mu wiarygodność, która pozwalała rozbudzić sympatię w poprzednim albumie. Nastolatek z lat dziewięćdziesiątych, który nie wie, kto to Kurt Cobain; który jak dziecko chwali się, że oszczędzając na bilecie miesięcznym może czasem kupić sobie zapiekankę? Coś tu nie gra. Z outsidera Śledziu zrobił socjopatę, a to przesada.

M: Wątek Kurta Cobaina, "Jima Morrisona lat dziewięćdziesiątych", rzeczywiście może wydawać się nieco niewiarygodny. Trudno sobie dziś wyobrazić, że młody, czternastoletni człowiek mógłby nie wiedzieć, kim jest lider topowego, wpływowego zespołu. Warto jednak zauważyć, że mówimy o roku 1994. Na rynku krążyły jeszcze pirackie kasety, Internet znajdował się dopiero w powijakach, a wiedzę o świecie gwiazd czerpało się niemal wyłącznie z MTV, Bravo i Popcornu. Wystarczyło się tym nie interesować i część spraw, którymi żyli rówieśnicy, umykała. Sam pamiętam, że Nirvanę "odkryłem" dopiero po samobójczej śmierci Cobaina. W tej części komiksu nieco ważniejsza wydaje mi się kwestia pierwszego kontaktu z alkoholem i urokami imprezowego życia.

J: OK, ale przyznaj: bohater wydaje się przesadnie wyobcowany. Zachowuje się zupełnie jak dzieciak, a nie nastolatek. Sam jestem teraz w jego wieku i nikt z moich rówieśników nie mówi w ten sposób! Chyba że dziesięć lat temu dzieci dorastały dwa razy wolniej.

M: Tak, myślę, że czas mniej nas poganiał, później musieliśmy zdawać poważne egzaminy. Do tego język zmienia się stosunkowo szybko, a większe niż w latach osiemdziesiątych możliwości sprawiają, że dzisiejsze dzieci po prostu muszą dorastać szybciej. Dotyczy to zresztą również obniżającego się wieku inicjacji seksualnej. Z drugiej strony, z perspektywy trzydziestolatka nastolatkowie mogą wydawać się dziećmi tym bardziej, im mocniej chcą wierzyć, że już nimi nie są.

J: Wydaje mi się, że przyspieszenie inicjacji seksualnej i szeroko rozumianego "dorastania" nie wpływa na powtarzanie przez nastolatka dziecinnych przechwałek. Co do języka – dzisiaj większy udział w młodzieżowej gwarze mają makaronizmy, skróty i slang, ale to nie znaczy, że język, w którym ich nie ma, automatycznie staje się językiem tak dalece dziecinnym. W wypowiedziach naszego bohatera nie razi to, że nie używa żadnych "modnych" słów, tylko że konstruuje zdania proste na poziomie ucznia drugiej klasy podstawówki; że nie ma własnego sposobu mówienia, a jego sposób narracji niewiele różni się od tego z pierwszej dekady życia.

M: Może dlatego, że to jednak narracja człowieka dorosłego, który z oddali opisuje przeszłe wydarzenia. To język dość prosty, który w zetknięciu z wizerunkiem młodego chłopaka można odczytać jako dziecinny. Zwróć uwagę, że sam bohater w ogóle nie konstruuje zdań, a w samym komiksie nie ma dialogów. To narrator, a nie główna postać, opowiada o przeszłych wydarzeniach. Mamy więc raczej do czynienia ze stylizacją, niż próbą oddania sposobu mówienia realnego nastolatka tamtego okresu, bo formuła komiksu tego nie wymaga. To także ten sam narrator, swoimi słowami, wspomina pierwsze miłości, pasje, imprezy.

Grunge

J: Alkoholowo-imprezowe rozdziewiczenie miewa opłakane skutki, o czym bohater również się przekonuje. Jednak i to doświadczenie jest mu potrzebne, aby stać się w końcu dorosłym. "Mały człowieczek" pobiera kolejne życiowe nauki w ekstremalnych okolicznościach, ale pozwolą mu one stać się w pełni dojrzałą osobą.

M: Co ciekawe, aby tak się stało, musi najpierw totalnie się skompromitować, udając dorosłego.

J: To chyba konieczny stopień we wspinaczce do pełnoletności. Wydaje mi się, że bez takiej otrzeźwiającej kompromitacji trudno w pełni dojrzeć. Boli tylko kolejny brak wiarygodności bohatera: syn alkoholika, wychowany w nie stroniącej od "gazu" rodzinie nie ma pojęcia, że wino upija i może człowieka sponiewierać.

M: W pierwszym odruchu sympatii mam ochotę bronić niewinności chłopaka, choćby wskazując na potrzebę zaistnienia w grupie, ale rzeczywiście, coś jest "na rzeczy". W tym konkretnym przypadku można by się spodziewać większej wiedzy i samoświadomości.

Serenada o świcie

J: W drugim tomie Na szybko spisane zyskuje nieco publicystyczno-reportażowe zacięcie. Choćby wtedy, gdy główny bohater w kilku słowach demitologizuje uroki życia w domu studenckim, albo gdy jako przypadkowy świadek obserwuje rozpacz dziewczyny po śmierci jej idola.

M: Skoro już wspomniałeś o elementach publicystycznych, byłem ogromnie zaskoczony zupełnym brakiem tła politycznego. W pierwszej części upadkowi komunizmu poświęcony jest dokładnie jeden kadr. Paradoksalnie, choć mogłoby się wydawać, że na początku lat dziewięćdziesiątych każde polskie dziecko było homo politicus, bohatera komiksu Śledzia te sprawy interesują jeszcze mniej niż piosenkarze-samobójcy.

J: Trudno mi znaleźć uzasadnienie dla zupełnego olania polityki. Licealista, zwłaszcza dość inteligentny, powinien być jej już w miarę świadomy. Choćby nawet w tej najbardziej powierzchownej postaci. Może po prostu Śledziu nie chciał zupełnie angażować się w polityczne oceny i wybrał bezpieczne milczenie?
Jednak w dalszym ciągu druga część jest zdecydowanie mniej intymna, chociaż obraca się wokół bardzo osobistych doświadczeń bohatera. Jego naiwność i alienacja dodatkowo wyostrzają szerszą, ponadosobistą wymowę. Oceny są dokonywane z coraz chłodniejszej, bardziej zdystansowanej perspektywy.

M: W kwestii intymności odniosłem dokładnie przeciwne wrażenie. Więcej, gdy w kontekście drugiej części wracam do pierwszej, "jedynka" wydaje mi się znacznie bardziej osobista, niż sądziłem rok temu. Śledziu opisywał dzieciństwo w latach osiemdziesiątych na tle upadającego peerelu, przez co osobom pamiętającym ten okres łatwo się było odnaleźć w spisanej na szybko opowieści. Ale i tam każde wydarzenie pojawia się dlatego, że ma dojmujący wpływ na to, kim staje się główny bohater. Dojrzewanie to sprawa jeszcze bardziej indywidualna i intymna, lecz i tutaj istnieją pewne powtarzające się schematy. Może właśnie dzięki odcięciu doraźnego tła politycznego, udało się Śledziowi opowiedzieć historię bardziej uniwersalną, która szybko się nie zestarzeje?

J: Powstaje pytanie, czy ten kontrast postaci nastolatka i charakteryzującego go dziecięcego niezrozumienia to błąd czy przemyślane narzędzie wzmacniające końcowy efekt.

M: O tym, jaka okaże się finałowa wymowa Na szybko spisane, przekonamy się za rok, gdy naprawdę będziemy mogli ocenić "końcowy efekt" w pełnym znaczeniu tego słowa.


Blog Jarosława Kopcia

O komiksach na blogu Macieja 'repka' Reputakowskiego