Monstressa 1-2

Zwierzoludzie, wiedźmy i piękna kreska

Autor: Daga 'Tiszka' Brzozowska

Monstressa 1-2
Niedawno ogłoszone nominacje do nagrody Eisnera – komiksowego Oscara – potwierdziły przewidywania fanów: Monstressa znowu znalazła się w czołówce. W zeszłym roku debiutująca seria otrzymała trzy nominacje, w tym – pięć. Dlatego warto przyjrzeć się bliżej temu fenomenowi.

Maika Półwilk to niezwykła kobieta: zażarta, zdeterminowana, pełna gniewu i kryjąca w sobie śmiertelnie niebezpieczną tajemnicę. Poznajemy ją w momencie, gdy decyduje się zbadać historię swojej matki i odkryć tajemnicę kryjącą los, jaki ta jej przeznaczyła. Posuwa się do ekstremum. Jest Arkanitką – potomkinią pradawnych, potężnych istot o częściowo zwierzęcych kształtach – zatem jej ciało jest dla wiedźm cennym źródłem magicznej substancji, mogącej przywracać młodość lub tworzyć energię. Maika oddaje się czarownicom w niewolę. Jednak nasza bohaterka to nie typowa dama w opałach, a bezwzględna, brutalna i inteligentna babka, szybko więc ucieka, zdobywając informacje i przy okazji ratując innych uwięzionych … a to dopiero początek tej epickiej opowieści.

Monstressa to pełna rozmachu historia o zemście, magii i demonach osadzona w fantastycznym świecie rodem z okrutnych baśni. Na poziomie fabularnym nie jest wybitnie odkrywcza – podobnych historii o młodych bohaterach poszukujących swojej tożsamości wbrew przeciwnościom losu widzieliśmy już wiele. Siła tego komiksu tkwi na płaszczyznach: graficznej i narracyjnej.

Sana Takeda, do niedawna niezbyt znana szerszemu gronu rysowniczka współpracująca z Marvelem czy Segą, kreuje w Potworzycy prawdziwe cuda. Jej rysunki są aż gęste od detali – łączą w sobie elementy tradycyjnej sztuki japońskiej, komiksu zachodniego i barokowej ornamentyki. Drobne szczegóły, które można odnaleźć w kadrach, takie jak wzory na tkaninach, tapety, zdobienia na przedmiotach zapierają dech w piersiach. Widać ogrom pracy i artyzmu włożony w każdy fragment grafiki. Pod względem rysunku Monstressa to jedna z najlepszych rzeczy, które trafiły do rąk czytelników w ostatnich latach. Ma to niestety też złe strony: na kolejny album będzie trzeba trochę poczekać.

Za scenariusz odpowiadała Marjorie Liu, pisarka urban fantasy oraz scenarzystka komiksowa, którą zagorzali fani mogą kojarzyć z Marvelem. Stworzyła bogaty, żywy świat, idealne tło dla epickiego fantasy; sięgnęła po motywy ze wschodnioazjatyckiego, zwłaszcza japońskiego folkloru, ale użyła ich oszczędnie i z wyczuciem. Dzięki dodatkowemu uzupełnieniu w postaci plansz z wykładami o historii świata czytelnik może poznać niebezpieczne, spustoszone wojną krainy z komiksu oraz rządzące nimi prawa, a świetnie skrojone epizody w głównej fabule dodają życia tym suchym informacjom. Scenarzystce dobrze wychodzi też zmiana tempa akcji. W pierwszym tomie wydarzenie goni wydarzenie i nie ma ani chwili na odpoczynek. W drugim koncentrujemy się na mniejszej liczbie wątków, mając możliwość lepszego poznania świata, w którym żyją bohaterowie (co jednak nie zawsze spotkało się z dobrym przyjęciem ze strony czytelników). 

Ciekawym elementem jest też kreacja postaci. Liu postawiła na kobiety – w pierwszym albumie nie ma prawie wcale męskich bohaterów, w drugiej Monstressie jest ich nadal niewielu. Panie stoją u władzy, prowadzą badania, są kapitanami okrętów i potrafią zabijać z zimną krwią – w czym zresztą nie ustępują im nieliczni panowie. To pierwszy tak “sfeminizowany”, a jednocześnie dobrze napisany komiks, który wpadł mi w ręce: nie ma tu, jak mogą się niektórzy obawiać, wpychania na siłę feministycznych czy poprawnościowych idei, jest za to dużo intryg, akcji, tajemnic z przeszłości i naprawdę groźnych kobiet. Co ciekawe, Liu udało się zbudować wiarygodne, interesujące bohaterki na każdej płaszczyźnie fabularnej – zarówno Maika, jak jej wrogowie oraz przypadkowi sojusznicy mają ciekawe rysy osobowości i nie są traktowani po macoszemu.

Monstressa to ciekawy komiks, który spodoba się z pewnością fanom pięknej kreski oraz fantastycznej fabuły najeżonej tajemnicami i polityką, dodatkowo wydany w stylu, do którego przyzwyczaiło już nas Non Stop Comics: dobry papier, świetnej jakości druk, korekta i redakcja w sumie bez zarzutu. Na pewno znajdą się też przeciwnicy – nie każdemu tego typ opowieści pasuje. Warto jednak wdać się z tą historią w romans chociażby na próbę – jest duże prawdopodobieństwo, że zachwyci czytelnika.