Konstrukt #3 (albo #2,5 i #3)

Quo vadis, Konstrukt?

Autor: Jarosław 'beacon' Kopeć

 Konstrukt #3 (albo #2,5 i #3)
Gdybym zrobił wykres moich ocen kolejnych numerów Konstruktu, byłby on zwróconą w dół prostą przecinającą kolejno 9, 7 i 5.

Początkowo finansowa i artystyczna wolta Jakuba Kijuca zasługiwała na doping. Pojawił się w polskim środowisku ktoś, kto zdecydował się zaryzykować niemałe pieniądze i wepchnąć do kiosków komiks pozostający jak najdalej od terminu wyrażającego dzisiaj szczególnie wysoką aprobatę: "szybko się czyta". Ale faktem jest, że momentami "nie można się było od Konstruktu oderwać".

Przy numerze drugim pojawiło się pytanie, czy z niewyraźnych rysunków i enigmatycznej historii coś w końcu wyniknie? Czy wysiłki związane z własnoręcznym budowaniem z porozrzucanych fabularnych drobin naszych własnych wersji historii Aumbacha, Stixa i mięsnej kobiety zostaną wynagrodzone wybijającym szczękę z zawiasów odsłonięciem?

Wygląda na to, że nie.

Numer trzeci przynosi pewne wskazówki dotyczące tożsamości głównego bohatera. Pozwala też lepiej zrozumieć związek pomiędzy tajemniczą konstrukcją, w której dusznych wnętrzach Aumbach próbuje zrekonstruować swoją przeszłość, z pozostającym na zewnątrz/wewnątrz Lublinem. Dowiadujemy się czegokolwiek o motywacjach i historii poszczególnych postaci. Ale odsłonięcie nawet znacznej części tajemnicy nie przynosi satysfakcji. Pozwala raczej przyklasnąć z rozczarowaniem wykorzystanej po raz n-ty strukturalnej kliszy.

Tym, co pozwala zachować ledwie tlący się płomyczek nadziei, że Konstrukt jednak zasłuży w końcu na polecankę bez zastrzeżeń, jest zapowiedź Króla w szkarłacie. Kijuc ma zamknąć pierwszą mini-serię czwartym zeszytem, by potem opowiedzieć historię nawiązującą, jak deklaruje, do Stephena Kinga i Lovecrafta. W numerze 2,5 padło już imię wywodzącego się z Mitologii Cthulhu wysłannika Bogów Zewnętrznych – Nyarlathotepa.

Obok głównej serii, Konstruktu, ukazywały się będą historie sygnowane znakiem "M" – od Czarnej Materii – do których rysować będą różni graficy. Może to pozwoli nam odpocząć przynajmniej od chaotycznych, trudnych w lekturze kadrów Kijuca.

I może nadejdzie Król w szkarłacie i nie okaże się nagi.