Konstrukt #02

Ontologiczna ścieżka zdrowia

Autor: Jarosław 'beacon' Kopeć

Konstrukt #02
Tazosy to był zaledwie początek. Plan opiewający na wydanie osiemdziesięciu czterech zeszytów, gry fabularnej i figurek kolekcjonerskich – to wszystko twórca i wydawca Konstruktu zdążył już zapowiedzieć. Co będzie za kolejny miesiąc, dwa? Ja osobiście czekam na franczyzę restauracji i kin samochodowych.

Po przyjętym z mieszanymi uczuciami pierwszym numerze serii Jakuba Kijuca środowiskowa szarpanina wokół wydawnictwa Czarna Materia ucichła. Okazało się, że inwestor faktycznie jest na tyle szalony, by wydawać comiesięczną zeszytówkę w nakładach zbliżonych albo i przekraczających całościowe nakłady wszystkich innych komiksów wprowadzanych do obiegu w podobnym czasie, serwując przy tym historię wcale niełatwą w odbiorze. Teraz główne pytanie brzmi nie tylko, jak uda się Kijucowi zgromadzić wokół swojego komiksu szeroką rzeszę czytelników. Należy też zastanowić się, jak uda mu się utrzymać przy serii wiernych komiksiarzy, których z pewnością mogą męczyć formalne eksperymenty i trudna do ogarnięcia umysłem fabuła.

W drugim zeszycie Emil Aumbach dowiaduje się czegoś więcej na temat "sylwetki w bieli", która pojawiła się na samym końcu poprzedniego numeru. Relacja wewnątrz trójkąta Aumbach-Stix-mięsna kobieta również doczekuje się pewnego rozwinięcia. Stix zaczyna jawić się jako szalony despota, który kontroluje kobietę i usiłuje sterować Aumbachem. Między bohaterami zaczyna delikatnie iskrzyć. Bardzo ciekawe, jak rozwinie się ten najbardziej osobisty wątek Konstruktu.

O świecie przedstawionym znowu nie wiemy zbyt wiele, jednak lakoniczna w tym względzie narracja podsyca ciekawość. Tajemnicza sceneria, w której obracają się bohaterowie, zachęca do wypełniania niedomówień własnymi pomysłami, przez co o Konstrukcie nie przestaje się myśleć zaraz po dotarciu do ostatniej strony.

Ale jednocześnie nie da się ukryć, że komiks Kijuca jest bełkotliwy. Zorientowanie się w wydarzeniach nie przychodzi w nim łatwo. Zamazane rysunki i nieczytelne kadrowanie to jedno. Naszpikowanie quasi-matematyczną nowomową, zamotanymi konceptami i przemieszanie chronologii – drugie. Ekspresjonizm i zindywidualizowana perspektywa narratora – trzecie. Ten komiks to ontologiczna ścieżka zdrowia, która prostuje zwoje mózgowe lepiej niż matematyczna łamigłówka.

Nie do końca sprawnie wyczuwa Kijuc moment, w którym należy poluzować zarzucone na mózg chomąto i zaserwować nieco czytelniejszy fragment historii. Ta chwila jednak po kilku-kilkunastu stronach nadchodzi, a wraz z nią ulga. Czy jednak nie dzieje się to odrobinę za późno? Czy twórca nie przekracza delikatnej granicy pomiędzy intrygowaniem a irytowaniem?

Jeszcze trudno wyrokować, co z Konstruktu wyniknie. Czy okaże się, że cała ta mózgowa gimnastyka czytelników nie pójdzie na marne? Że jest sens, którego warto się w tych bohomazach doszukiwać? Jakubie Kijucu, nie chciałbym być w twojej skórze, kiedy okaże się, że to wszystko pic na wodę.