Kajko i Kokosz. Nowe Przygody #2: Łamignat Straszliwy

Łamignat bez pary

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Kajko i Kokosz. Nowe Przygody #2: Łamignat Straszliwy
Banałem jest stwierdzenie, że seria o Kajku i Kokoszu jest cyklem absolutnie kultowym, na którym wychowały się rzesze naszych rodaków. Okrągłe 20 albumów ukazało się na przestrzeni piętnastu lat, w okresie od 1975 do 1990 roku, zaś od zeszłego roku wydawnictwo Egmont rozpoczęło nową inicjatywę wydawniczą, znaną jako Kajko i Kokosz. Nowe Przygody. Najpierw światło dzienne ujrzał Obłęd Hegemona, teraz do rąk czytelników trafił Łamignat Straszliwy.

Omawiany album składa się w sumie z czterech historii: Słoń a sprawa zbójcerska, Łamignat StraszliwyPojedynek oraz Instytut Badania Smoków. Dla pierwszych trzech wspólnym mianownikiem jest osoba scenarzysty, Macieja Kura. Ostatnia zaś jest samodzielnym dziełem (scenariusz oraz ilustracje) Tomasza Samojlika, autora świetnego cyklu o Ryjówce Przeznaczenia. Należy oczywiście wspomnieć o pozostałych twórcach – grafikach: Sławomirze Kiełbusie (Słoń a sprawa zbójcerska, Pojedynek) oraz Piotrze Bednarczyku (Łamignat Straszliwy).

Naczelną ideą przyświecającą nowej odsłonie przygód Kajka i Kokosza było zachowanie ducha pierwowzoru, stworzonego przez nieodżałowanego Janusza Christę. Dlatego też niezmiernie ważne jest spojrzenie na bieżącą propozycję Egmontu z tej właśnie perspektywy, nawet jeśli zadanie na pierwszy rzut oka wydaje się niemożliwe. Jednak rzadko kiedy tego typu inicjatywy wytrzymują starcie z oryginałem.

Komiks otwiera Słoń a sprawa zbójcerska – lekka i bardzo przyzwoita historia, zdecydowanie czerpiąca z dorobku oraz klimatu Kajka i Kokosza. Oto bowiem Hegemon zamarzył sobie zdobyć Mirmiłowo przy użyciu bojowego słonia. Gdy jednak ten, w środku zimy, zostanie sprowadzony do twierdzy Zbójcerzy, okaże się źródłem wielu problemów. Gagi słowne i humor sytuacyjny przywodzą na myśl dawne historie. Ponadto Sławomir Kiełbus bardzo udanie naśladuje kreskę Janusza Christy. Mimo zauważalnych różnic całość tworzy kompletny utwór i miejscami można uwierzyć, że utwór mógłby tak właśnie wyglądać, gdyby wyszedł spod pióra autora pierwotnego cyklu. Przeszkadzać mogą ostatnie kadry, w warstwie terminologicznej zdecydowanie odchodzące od dotychczasowej konwencji. Na szczęście jest ich tylko kilka.

Ocena historii 8/10

To, czego Maciej Kur z trudem uniknął w pierwszej historii stało się przyczyną porażki części drugiej – Łamignat Straszliwy. Egmont obiecywał, że opowieści trzymają oryginalny klimat i styl. To opowiadanie, niestety, nie trzyma niczego. Zupełnie przeciętna historia o wątpliwym moralnie zadaniu sympatycznego rozbójnika, przepełniona za to współczesnym slangiem (lub pseudo-slangiem) jest właśnie z tego powodu zupełnie nie do zaakceptowania, będąc totalnym zaprzeczeniem głównego założenia Nowych przygód. Trudno w zasadzie zrozumieć, dlaczego scenarzysta zdecydował się na taki ruch. A jeśli dodamy do tego zupełnie przeciętną – a miejscami wręcz brzydką – oprawę graficzną, wówczas efektem lektury będzie odruch wyparcia i próba zapomnienia tego, co właśnie się przeczytało. 

Ocena historii 2/10

Już czytając sam tytuł: Instytut Badania Smoków, intuicyjnie czułem, że Tomasz Samojlik jest tym właśnie autorem, który powołany został przez przeznaczenie do opowiedzenia historii o Milusiu. I szczerze, to jest dokładnie taki Tomasz Samojlik, jakiego lubię, tak w warstwie graficznej, jak i narracyjnej. Na wskroś optymistyczna historia okraszona interesującą puentą. I jedyne czego brakuje, to Kajko i Kokosz. Niby wszystko jest na swoim miejscu, ale jednak autorowi nie udało się uchwycić ducha pierwowzoru, między innymi dlatego, iż kreska w najmniejszym stopniu nie przypomina oryginału. Tym niemniej w przypadku tego tekstu uniknięto wpadki, jaka stała się udziałem Łamignata Straszliwego.

Ocena historii 6/10

I znowu opowieść napisana przez Macieja Kura. Szczęśliwie Pojedynkowi zdecydowanie bliżej do historii Słoń a sprawa zbójcerska niż do zupełnie nieudanego Łamignata Straszliwego. Zaledwie sześciostronicowa nowela kipi żartami słownymi oraz sytuacyjnymi z fajtłapowatego Mirmiła oraz jego pojedynku z bratem Wojmiłem, co ponownie jest podkreślane przez świetną kreskę Sławomira Kiełbusa. Jest krótko, ale treściwie; zwięźle, lecz zabawnie. Jest dokładnie tak, jak być powinno.

Ocena historii 7/10

Jak widać, stworzenie opowieści, która udanie nawiązywałaby do oryginalnych historii napisanych przez Janusza Christę jest nie lada wyczynem. Można zaryzykować wręcz stwierdzenie, że jest to rzecz nieosiągalna; w końcu mistrz może być tylko jeden.

Owszem, można próbować uzupełnić świat Kajka i Kokosza kolejnymi historiami, które rozwiną uniwersum lub choćby dadzą czytelnikom namiastkę dawnej frajdy, kiedy to każdy album czytało się od kilkunastu do kilkudziesięciu razy. Olbrzymie znaczenie ma również próba zachęcenia współczesnych dzieci i młodzieży do sięgnięcia po kultowe dla ich rodziców komiksy. Aspekt popularyzatorski jest naprawdę nie do przecenienia.

Trzeba to jednak czynić rozważnie i obstawać przy poczynionej deklaracji, że wszelkie kolejne epizody będą trzymać ducha pierwowzoru. Należy czarować, ale unikać wypaczeń, ponieważ – jak widać na tym przykładzie – efekt finalny może daleko odbiegać od planowanego, chociaż zapewne znalezienie złotego środka było olbrzymim wyzwaniem dla autorów historii.

Należy napisać w tym miejscu uczciwie: o ile inicjatywa Egmontu jest ciekawym eksperymentem, któremu po prawdzie kibicuję, o tyle historyjki, które trafiają do druku muszą przejść przez bardzo staranną i bezkompromisową selekcję, bowiem jakiekolwiek uchybienie jest zwykłą obrazą dla pierwowzoru. Tutaj, niestety, przytrafił się taki scenariusz, bardzo niekorzystnie wpływając na odbiór całości.

 

Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie komiksu do recenzji.