Daredevil. Nieustraszony! #1

Współczucie dla diabła

Autor: Camillo

Daredevil. Nieustraszony! #1
Komiksy o superbohaterach są jak krwiste steki – wielu nie przełknie, choć niektórzy uwielbiają. Sięgając po takie danie należy uważać, bo to co fani oceniają jako znakomite, może takie być tylko w ich odczuciu. Dobrym przykładem jest Daredevil: Nieustraszony Briana Michela Bendisa. 

Od strony graficznej albumowi trudno cokolwiek zarzucić. Rozpoczynająca zbiór krótka historia namalowana przez Davida Macka pokazuje, jak z powodzeniem zastosować techniki malarskie przy tworzeniu opowieści graficznej. Rysunki Alexa Maleva do głównej historii albumu to już kreska, nadal jednak odbiegająca od tego, co widać w większości komiksów Marvela – ciężka, mroczna, niemal fotorealistyczna. Zamykające zbiór rozdziały narysowane przez Manuela Gutierreza oraz Terry’ego i Rachel Dodson są najbliższe cartoonowym standardom opowieści o superbohaterach, ale to wciąż solidne rzemiosło.

Wysiłek rysowników na niewiele się jednak zda, jeśli pracują na słabym scenariuszu. Niewidomy Matt Murdock, za dnia prowadzący własną kancelarię prawną, w nocy w kostiumie walczący z przestępczością, to postać z potencjałem na ciekawe historie. Niestety, pod piórem Bendisa okazał się nudziarzem, który nie ma czytelnikowi prawie nic do zaoferowania.

Główną oś fabuły stanowi odkrycie tożsamości Daredvila, która po publikacji w prasie zostaje podana do publicznej wiadomości. Murdock nie może się z tym pogodzić i wytacza gazecie proces. Czy raczej ma zamiar go wytoczyć, bo mimo potężnej objętości zbioru na razie nie docieramy do momentu, w którym się to wydarzy. Najpierw śledzimy długie porachunki gangsterskie, w wyniku których nazwisko Daredevila przestało być tajemnicą. Intryga jest naiwna i mało interesująca, a po spełnieniu swojej roli urywa się, pozostawiając z wrażeniem, że zawiązanie akcji można by przeprowadzić szybciej i ciekawiej. Potem obserwujemy psychodramę Murdocka, który przeżywa utratę anonimowości, wymieniając ze znajomymi pompatyczne dialogi. A na koniec dostajemy kolejną zmianę konwencji – dramat sądowy, w którym Murdock podejmuje się obrony podrzędnego superbohatera, oskarżonego o zabicie policjanta. Wiarygodność wydarzeń jest równie naciągana jak w historii o gangsterach, a postać oskarżonego na tyle bezbarwna, że trudno przejmować się jego losem.

Po całej historii widać, że w oryginale ukazywała się w comiesięcznych, zeszytowych wydaniach, a scenarzyście brak było odpowiedniej kreatywności, aby szybkie tempo publikacji nie wpłynęło na jakość opowieści. W historii brakuje nie tylko płynności, ale także emocji, suspensu i ciekawych pomysłów. Można wątpić, czy Bendis był najlepszym kandydatem do jej napisania. Już otwierająca album – stworzona przez niego jeszcze przed rozpoczęciem serii – zamknięta opowieść o chłopcu, który pod wpływem spotkania z Daredevilem uwierzył, że jest bohaterem komiksu, mimo ciekawego początku i znakomitych ilustracji Davida Macka okazuje się tak banalna, jakby scenarzysta wymyślił ją w pięć minut.

Jeśli ktoś gustuje w superbohaterskich opowieściach i nie przeszkadza mu, że konwencja często przesłania pozostałe aspekty historii, być może będzie z lektury zadowolony. Pozostali czytelnicy powinni jednak sięgnąć po coś lepiej wysmażonego. Diabłu należy współczuć, nie tylko dlatego, że jego tożsamość wyszła na jaw, ale także z powodu marności jego przygód.