Dalekie podróże i burzliwe historie

Albumy Hugo Pratta

Autor: Camillo

Dalekie podróże i burzliwe historie
Podróżował po świecie, pisał powieści, malował akwarelami, parał się aktorstwem... Na uwagę zasługują jednak przede wszystkim jego opowieści graficzne, wszystkie rozgrywające się w egzotycznych rejonach i burzliwych epokach historycznych.

Hugo Pratt jest słynny w rodzimych Włoszech i w zawsze ceniących dobre komiksy krajach frankofońskich. Na naszym rynku pozostaje mało znaną postacią, nie tylko dla szerszego grona odbiorców, ale nawet wśród fanów powieści graficznych. Trudno się dziwić – europejskie historie obrazkowe są u nas znacznie mniej popularne od amerykańskich i japońskich, a Pratt to na dodatek autor z odległej przeszłości, który swoje pierwsze prace zaczynał tworzyć tuż po II wojnie światowej

Ta legenda europejskiego komiksu jest jednak konsekwentnie przybliżana polskiemu czytelnikowi przez wydawnictwo Egmont, które w przeszłości wydawało już późne scenariusze Pratta do rysunków Milo Manary, Indiańskie lato i El Gaucho, a od bieżącego roku rozpoczęło również publikację jego najsłynniejszego, samodzielnie tworzonego dzieła, czyli serii Corto Maltese.

Niemiecki pisarz Karol May nigdy nie był na Dzikim Zachodzie, ale nie przeszkodziło mu to zostać autorem słynnych powieściowych westernów. Hugo Pratt też zapewne nie widział na oczy wielu regionów, w których osadził akcję swoich dzieł. Jednak nie z tego powodu, że nie podróżował (odwiedził Afrykę, wiele lat spędził w Ameryce Południowej), ale dlatego, że miejsc, do których wysyłał stworzone przez siebie postacie było tak wiele, iż nie sposób by ich zwiedzić w ciągu jednego życia.

Prawdziwym obieżyświatem została jego najsłynniejsza postać, tytułowy bohater serii Corto Maltese. Marynarz-awanturnik o romantycznym podejściu do życia w dwunastu albumach ze swoimi przygodami odwiedził kolejno: Nową Gwineę i wyspy Oceanu Spokojnego, Gujanę Holenderską i Karaiby, Brazylię, Wielką Brytanię, Etiopię, Syberię, Wenecję, Turcję, Daleki Wschód, Szwajcarię i odległe wody Pacyfiku. Gdy zaś Pratta zabrakło i nie mógł kontynuować opowieści, podróże Corto wcale się nie zakończyły, bo duet Juan Díaz Canalles i Ruben Pellejero, który przejął tworzenie serii, w trzynastym albumie wysłał go na północny kraniec Alaski.

Sławę marynarzowi zapewnił jednak oryginalny autor, który już za pierwszą część przygód Corto, Opowieść słonych wód, uhonorowany został w 1976 roku nagrodą za najlepszy komiks na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Angoulême. Nagroda dotyczyła oczywiście francuskojęzycznego wydania komiksu, oryginał ukazał się po włosku znacznie wcześniej, w 1967 roku. Przygoda z Corto trwała ponad dwie dekady, do roku 1988, kiedy wydany został ostatni album autorstwa Pratta. Wznowiona została dużo później, dopiero w 2015, gdy szansę kontynuowania cyklu otrzymał wyżej wspomniany duet autorów.

Do Polski Corto Maltese zawitał najpierw w swojej oryginalnej, czarno-białej wersji, za której publikowanie zabrało się świętej pamięci wydawnictwo Post. Nim krakowska oficyna dokonała żywota, zdążyła w latach 2004-2011 wydać pięć tomów przygód Corto, aczkolwiek w dość dziwnej, niechronologicznej kolejności (pierwszy, szósty, piąty, siódmy i ósmy tom). Po upadku Postu mogło się wydawać, że o kontynuacji tej klasycznej serii w Polsce trzeba zapomnieć, ale niespodziewanie rozpowszechniania przygód Corto podjęło się wydawnictwo Egmont. Jego nakładem mają ukazać się wszystkie tomy cyklu, tym razem we właściwej kolejności, a na dodatek w nowej, kolorowej wersji.

Co sprawiło, że historia o maltańskim marynarzu, przemierzającym wszystkie morza młodego dwudziestowiecznego świata, weszła do kanonu europejskiego komiksu? Jednym z głównych atutów Corto Maltese jest zapewne sam Corto. Nieustraszeni poszukiwacze przygód dzisiaj nie cieszą się już w kulturze popularnej taką estymą jak niegdyś, ale przed laty przyciągali odbiorców jak magnes. Tak jak w latach osiemdziesiątych Indiana Jones zawładnął wyobraźnią widzów, tak samo jego starszy komiksowy kolega działał na czytelników graficznymi opowieściami Pratta.

Corto zawsze znajduje się w samym sercu zawieruchy, rzadko traci poczucie humoru, a ponad dobre uczynki przedkłada własny interes, choć nigdy kosztem niewinnych i bezbronnych. To, co natomiast odróżnia go od innych postaci tego typu, to jego tajemniczy romantyzm, z którym angażuje się w zagadkowe przedsięwzięcia, siedzi zadumany spoglądając w morze, albo wspomina zdarzenia z przeszłości. A ma co wspominać, bo w każdym tomie swoich podróży spotyka kolejne barwne postacie.

Wspomnienia wiązać muszą się też oczywiście ze wszystkimi miejscami, do których Corto zawija po morskich rejsach. Pratt w tworzonych przez siebie fabułach zawsze odnosił się do historii, kultury, a czasem i przesądów danych regionów, obojętnie czy były to Karaiby, czy Syberia. Sam posiadał na ten temat wiedzę zdobytą podczas własnych wojaży, ale także wyniesioną z lektur o cudzych podróżach i badaniach. Kolekcjonował książki o obcych kulturach i zgromadził ogromny księgozbiór, który obecnie znajduje się w Centrum Komiksu w szwajcarskim Sierre.

Fascynował się jednak nie tylko pozycjami podróżniczymi i antropologicznymi, ale także literaturą, co widać podczas śledzenia przygód Corto w starannie rozpisanych, eleganckich dialogach. Oczytany odbiorca rozpozna również niejeden cytat z Conrada czy Melville'a, a także zwróci uwagę, że postaci stworzone przez Pratta same nie stronią od lektur. Jak pisał Umberto Eco w swoim eseju Niedoskonała geografia Corto Maltese, dołączonym do pierwszego albumu wydanego przez Post: „Postaci z Ballady czytają różne książki. W pewnej chwili widzimy Pandorę, jak słodko pochyla się nad wydaniem dzieł wszystkich Melville’a, a Kain czyta Coleridge’a, autora innej ballady, ballady o starym marynarzu. (...) Czyta nawet taki ciemny typ jak Rasputin i to po francusku. Na samym początku (na siódmym rysunku) widzimy go nad książką Bougainville’a Voyage autour du monde par la frégate du roi La Boudeuse et la flute l’Etoile”.

Innym znanym w ojczyźnie Pratta cyklem jego autorstwa są Gli scorpioni del deserto (Skorpiony pustyni), tworzone w latach 1969-1992, rozgrywające się w Afryce w czasach II wojny światowej. Twórca Corto ma też na koncie jeszcze wiele innych tytułów, z akcją osadzoną na wszystkich kontynentach, takich jak Fort Wheeling, Jesuit Joe czy Cato Zulu. To wszystko klasyczne i leciwe pozycje, o których w Polsce nawet kolekcjonerzy mało słyszeli, nie mówiąc o ich lekturze. Na niejednej półce stoją za to albumy Pratta stworzone w kooperacji z chyba jeszcze większym gigantem włoskiego komiksu, Milo Manarą, znanym zwłaszcza jako mistrz rysunku erotycznego.

Dwadzieścia lat młodszy Manara najpierw był czytelnikiem komiksów Pratta i uważał go za swojego mistrza, czemu dał wyraz w opowieści HP i Giuseppe Bergman. Później obaj panowie się zaprzyjaźnili i nawiązali współpracę. Była ona na tyle owocna, że Pratt podobno widział nawet Manarę w roli swojego następcy w kontynuowaniu serii Corto Maltese. Do tego ostatecznie nie doszło, powstały za to dwa albumy, w których duet doświadczonych i słynnych już wówczas autorów zabrał się za trudną historię obu Ameryk. Pierwszym było wydane w oryginale w 1983 roku Indiańskie lato.

Napisany przez Pratta scenariusz, narysowany charakterystyczną kreską Manary, zabiera czytelników w XVIII wiek, do małej osady na wybrzeżu Ameryki Północnej, gdzie europejscy osadnicy próbują w pokoju koegzystować z żyjącymi w pobliżu Indianami. Jednak pozorny spokój nie może trwać wiecznie. Okrucieństwo czerwonoskórych, obłuda osadników oraz przede wszystkim rozpalające obie strony żądze powodują, że sielanka szybko się kończy.

Już na jednej z pierwszych plansz widzimy, jak młoda kolonistka zostaje zgwałcona przez dwóch Indian, którzy z kolei niedługo później zostają zastrzeleni z ręki białego człowieka. To jednak dopiero wstęp do kolejnych dramatycznych wydarzeń, w których krew leje się gęsto, i to nie tylko między zwaśnionymi stronami, ale także w obrębie samych osadników, bo przy okazji wychodzą na jaw różne zadawnione konflikty. Sceny mordu przeplatają się zaś z licznymi erotycznymi wstawkami, w których rysowaniu zawsze specjalizował się Manara.

Indiańskie lato znacząco różni się więc od własnych dzieł Pratta. Raz, że starszy z duetu twórców w samodzielnie rysowanych komiksach zazwyczaj unikał erotyki, a tutaj ilość nagich scen została wyraźnie sprofilowana pod mistrza lubieżnej kreski. Dwa, że nie odnajdziemy tu lekkości znanej z Corto Maltese – scenariusz jest brutalny i pozbawiający złudzeń, a bohaterowie w większości podli lub antypatyczni.

Jeśli jednak pierwsze wspólne dzieło Pratta i Manary wydaje się okrutne, to co dopiero powiedzieć o drugim owocu ich współpracy, stworzonym osiem lat później El Gaucho. Ten wydany w oryginale w 1991 roku album zabiera nas dla odmiany do Ameryki Południowej, a konkretnie do Argentyny, do której wybrzeży na początku XIX wieku płynie brytyjski statek, pełen żołnierzy mających podbić dla Korony nowe zamorskie terytoria. Towarzyszy im szereg członków załogi – marynarzy, majtków, doboszy, a także kilkadziesiąt irlandzkich prostytutek, zabranych dla uprzyjemnienia rejsu.

Jak przeczytamy w napisanym przez Michela Pierre'a wstępie do albumu: „Opowieść Hugona Pratta i Milo Manary krąży wokół pojęcia wolności. Brytyjczycy posługują się wobec kolonistów i ich niewolników pojęciem wolności jak parawanem – i składają sprzeczne obietnice. Wszyscy starają się odnaleźć w galaktyce wolności swoją dobrą gwiazdę – tę, dzięki której uda im się przeżyć pomimo rozbieżnych interesów państw i sprzecznych ludzkich pragnień”.

Niestety, w tej opowieści mało kto odnajdzie taką gwiazdę. Pratt musiał być pod koniec życia zgorzkniały i rozczarowany światem, bo momentami trudno uwierzyć, że ta historia wyszła spod ręki autora, który wcześniej specjalizował się w optymistycznych historiach przygodowych. Pod względem brutalności przebija poprzedni rysowany przez Manarę album. O ile bohaterowie Indiańskiego lata mogą wywoływać w czytelniku pogardę lub zgorszenie, postacie z El Gaucho (w argentyńskiej odmianie hiszpańskiego „El Gaucho” ma wiele znaczeń, jedno z nich to „człowiek bez domu”) budzą głównie współczucie, bo jedyne, co większość z nich znajdzie po drugiej stronie Atlantyku, to cierpienie i śmierć.

Pratt i Manara luźno planowali jeszcze inne wspólne albumy – jeden miał rozgrywać się w starożytnym Rzymie. Ostatecznie nic z tego nie wyszło. Manara pozostał jednak jedynym autorem, któremu Pratt powierzył do zilustrowania własne scenariusze – wszystkie inne rysował sam.

Opowieści graficzne Hugo Pratta nie są arcydziełami, nie były też nimi zresztą nawet w momencie powstania. To jednak kawał historii komiksu Starego Kontynentu, a więc coś, co powinno znaleźć się na półce niejednego kolekcjonera europejskich albumów. A przy okazji ich zbierania można prześledzić dziwną drogę twórczą Pratta – od romantycznych podróży z Corto, po ociekające krwią i seksem historie podboju obu Ameryk.