Bungou Stray Dogs 6-7

Wielobarwna menażeria

Autor: Daga 'Tiszka' Brzozowska

Bungou Stray Dogs 6-7
Wielka wojna między Agencją, Mafią i Gildią jest nieunikniona. Gildia dąży do wywołania chaosu, padają pierwsze ofiary, a członkowie Agencji nie mogą siedzieć bezczynnie w ukryciu nawet, gdy tego chcą. Jak to się skończy?

Na pewno nie za szybko. Kafka Asagiri i Sango Harukawa wprowadzili na karty mangi kilkadziesiąt postaci i wygląda na to, że wiele z nich dostanie swoje pięć minut. W tomie szóstym będą to początkowo Hawthorn i Mitchell walczący w porcie z Akutagawą – czytelnicy otrzymają szereg widowiskowych scen akcji i poznają lepiej zdolności bohaterów. W drugiej części tomiku Mafia Portowa wykonuje kolejny krok w wojnie: udostępnia Gildii i Agencji informacje dotyczące miejsca pobytu ich członków. Lovecraft i Steinbeck zostają wysłani, by porwać dwie pracownice agencji nieposiadające jakich zdolności? zdolności, a Kunikida i Tanizaki usiłują im w tym przeszkodzić. W tomie siódmym natomiast obserwujemy kolejne starcia o nieco mniej wyraźnej strukturze: Atsushi walczy z szalenie niebezpiecznym Q, podczas gdy Dazai spotyka się z przedstawicielami Mafii; Dazai usiłuje zaangażować w sprawę rząd, co jednak może łatwo spalić na panewce; na scenę wkraczają Melville, Twain i Louisa May Alcott, co kończy się porwaniem Kyouki, akcją ratunkową w wykonaniu Atsushiego oraz kolejnym porwaniem – tym razem Q, którym Gildia manipuluje, by zniszczył miasto. Generalnie – dzieje się.

Już sam powyższy opis wskazuje na to, że tomiki powinny być napakowane akcją po brzegi i wciągać po uszy. Jednak nie jest tak różowo – styl narracji Asagiriego jest dość wycofany i spokojny, więc sporo tu dialogów, a mniej kadrów z walkami jako takimi. Jednocześnie mnogość postaci zaczyna powoli przeszkadzać w zgrabnym popychaniu fabuły do przodu. Mimo wprowadzenia interesujących bohaterów, nie ma czasu na dokładne opisanie ich historii czy motywacji. Jedyne bardziej pogłębione charaktery to Q i Steinbeck, scenarzysta zwraca też baczniejszą uwagę na Atsushiego. Poza tym to po prostu galeria kolorowych portretów – powierzchownych, ale ciekawych i ładnych.

Mimo tej skrótowości i "naćkania" postaciami, jak dotąd Bezpańscy literaci są bardzo przyjemną mangą. Pomysł na oparcie bohaterów i ich zdolności na pisarzach cały czas daje sporo zabawy przy czytaniu – i najwyraźniej przy przygotowywaniu mangi także, bo aż tchnie od niej poczuciem radosnego twórczego szaleństwa. Wystarczy chociażby wspomnieć, że nową bazą Gildii będzie… wielki wieloryb. Dzięki temu lektura jest bardzo przyjemna i tomiki pochłania się migiem. Rodzi to jednak też obawę, że Bungou Stray Dogs zamieni się w tasiemca – na razie seria liczy w Japonii 14 tomów i końca nie widać. A przy tak rozbudowanym portfolio bohaterów to się po prostu musi ciągnąć… Dobrze, że przygoda z tą mangą nie jest w żadnym stopniu nudna.

Po siedmiu tomach widać, że formuła jeszcze się nie wyczerpała – Bezpańscy literaci to rozrywkowa, sympatyczna opowieść podszyta fantastyką i wojną gangów. Do tej pory stanowiła świetną odskocznię od poważniejszych tytułów i jeśli autorzy nie pogubią się w gąszczu postaci i uda im się znaleźć sposób na rozwinięcie ich historii, to na pewno tak zostanie.