Bler: Lepsza wersja życia

O superbohaterach na poważnie?

Autor: Jarosław 'beacon' Kopeć

Bler: Lepsza wersja życia
Od pewnego czasu tu i ówdzie przewija się termin "postironia". Oznacza on ni mniej, ni więcej, tylko branie traktowanej dotychczas ironicznie narracji serio, celem przywrócenia stanu szczerych emocji sprzed ostatniego przewartościowania. Terminu tego chyba jako pierwsi użyli dwaj szwajcarscy malarze, Marcus Gossolt i Johannes M. Hedinger, w manifeście z 2008 roku. Szkoda tylko, że próby wdrażania postironicznego myślenia są wysiłkiem daremnym, bo postmodernizm jest jak Rubikon i nie ma zza niego powrotu. Komiksowi Rafała Szłapy, nawet pomimo niecelnych posunięć w dramaturgii i narracji, udało się przynajmniej na chwilę oszukać zmysł ironii ponowoczesnego czytelnika. Jego próba opowiedzenia superbohaterskiej historii w polskich realiach na poważnie, bez brania w ironiczny nawias, zasługuje na odnotowanie.

Pierwszy album przedstawia wydarzenia, które doprowadziły do "narodzenia", czy może raczej "ponownego odkrycia samego siebie" przez polskiego superbohatera imieniem Bler. W skąpej jak na razie galerii bohaterów pojawia się rudowłosa kobieta i jej osiłkowaty pomocnik, którzy pomagają tytułowemu superherosowi w przygotowaniach do siania postrachu wśród krakowskich przestępców i zwyrodnialców. Pojawia się też (równie piękna) policjantka, nosząca się w anachronicznych żółciach i kapeluszu z szerokim, okrągłym rondem, która, jak możemy się spodziewać, będzie tropiła Blera i, zgadujemy, w jednym z przyszłych epizodów przy jego wsparciu zastawi sieci na jakąś grubą rybę przestępczego światka.

Historia opowiedziana jest na jednym tchu, linearnie, od A do Z. I byłoby to do zaakceptowania, gdyby nie dwie kwestie.

Pierwsza jest taka, że scenariuszowi wyraźnie brak dramatyzmu. Nie ma tutaj zwrotów akcji, kulminacji, wyraźnie zarysowanego konfliktu. Bohater spokojnie przechodzi przez kolejne szoki, bez chwili wahania zgadzając się zostać superbohaterem i walczyć ze złoczyńcami. Uproszczenia fabularne łykaliśmy już w przeszłości i to bezboleśnie, ale pod warunkiem, że akcja była emocjonująca i dobrze skonstruowana.

Drugi zarzut pod adresem scenariusza jest taki, że skoro narracja tekstowa jest artykułowana przez głównego bohatera, a zawierające się w fabule wydarzenia powinny znacząco wpłynąć na jego percepcję (poddanie pod wątpliwość autentyczności jego wspomnień), to powinna się do tego dostosować cała struktura opowieści. Innymi słowy, skoro bohater ulega wypadkowi i wmawia mu się, że wszystko co pamięta sprzed owego wypadku tak naprawdę się nie wydarzyło, to dlaczego czytelnikowi opowiada całą historię składnie, od początku do końca, nie sugerując, że nie wie, czy to wszystko prawda? Albo dlaczego nie pokazuje się tego w wyraźniej zaznaczonej, najlepiej umieszczonej w nieco późniejszym momencie komiksu retrospekcji? Na opóźnienie momentu mówienia względem prezentowanych wydarzeń wskazuje choćby to "Brakuje mi słów, żeby opowiedzieć, co się wtedy wydarzyło" z siódmej strony.

Rysunek jest czytelny, ale nijaki i zdarzają się w nim słabsze momenty. Nieciekawie narysowane postaci kobiece, których piękna raczej się domyślamy. Pojawia się też trochę niepotrzebnych erotyzmów: nie wiedzieć czemu sięgający ledwie połowy ud kitel szpitalny ognistowłosej pani doktor albo odsłaniająca przestrzeń pomiędzy piersiami kurtka tej samej bohaterki w późniejszej części komiksu. O wiele bardziej interesujący styl prezentuje Rafał Szłapa w osadzonych w uniwersum Blera szortach publikowanych na jego blogu. W porównaniu z nimi, rysunki z albumu wydają się nazbyt uproszczone i pozbawione charakteru.

Bler to postironia stosowana i to zakończona częściowym powodzeniem. Pomimo podchodzenia do superbohaterskiej historii serio, bez pastiszu, komiks Szłapy nie wzbudza ironicznego grymasu, a o to w czasach po przewartościowaniu wcale nie tak łatwo. Ale nie wzbudza również, niestety, zachwytu.