Baśnie #12: Czasy mroku

Nowe niebezpieczeństwo

Autor: Camillo

Baśnie #12: Czasy mroku
Baśniowi bohaterowie – Pinokio, Śnieżka, Kopciuszek i wielu innych – uciekają przed złym najeźdźcą do naszego świata i zamieszkują wspólnie w Nowym Jorku. Ukrywają się przed ludźmi, romansują i planują odzyskać utracone krainy. Brzmi głupio? I czasami tak wygląda w istocie. Ale opowieść ma też lepsze momenty – w końcu nie bez powodu zgromadziła już dwanaście Nagród Eisnera.

Trudno o drugą tak nierówną serię jak Baśnie Billa Willinghama. Autor miewa świetne pomysły, ale zdarza mu się też zapominać, że tworzy komiks dla dorosłych. W efekcie udane zeszyty przeplatają się z żenującymi. Poprzedni wydany w Polsce tom - wyjątkowo słaba Wojna o pokój - był w stanie skutecznie zabić ochotę na lekturę następnych części. Czasy mroku, choć dalekie poziomem od najlepszych tomów serii, odrobinę przywracają w nią wiarę.

Tytułowa wojna z poprzedniego tomu zakończyła się, jak wiadomo, zwycięstwem Baśniowców. Po uśmierceniu Cesarza i uwięzieniu Adwersarza bohaterowie są przekonani, że wywalczyli sobie bezpieczeństwo. Szybko jednak okazuje się, że inwazja na teren Cesarstwa to wcale nie taki dobry pomysł. Obaleni władcy byli tyranami, ale przynajmniej trzymali w ryzach różne mroczne siły, zamieszkujące ciemniejsze rejony baśniowych krain. Teraz, gdy złych władców zabrakło, niektóre z upiornych istot zaczynają wydostawać się na wolność.

Początek nowego etapu opowieści jest średnio zajmujący, ale mniej więcej od połowy zaczyna się robić obiecująco mrocznie. Skoro ostatnio bohaterom udawało się niemal wszystko, to teraz dla równowagi nie udaje im się niemal nic. Trochę zamieszania, kilka trupów i dramaturgia od razu skacze w górę. Wszystko pozostaje jednak w przyjętej konwencji, ze wszystkimi jej ograniczeniami.

Czytelnicy, którzy nie zetknęli się do tej pory z Baśniami, niech nie dadzą się zmylić eleganckim okładkom Jamesa Jeana. Seria Willinghama to nie wykwintne danie, a raczej komiksowy hamburger, który bywa lepiej lub gorzej przyprawiony wartką akcją i nagłymi twistami. Tym razem obu tych ważnych komponentów nie zabrakło i historia zyskała na atrakcyjności. I aż szkoda, że gdy już ma dojść do najciekawszych wydarzeń, komiks po prostu się kończy.

Z drugiej strony może to i lepiej, bo końcówkę opowieści "zdobią” wyjątkowo paskudne ilustracje Davida Hahna, odbiegające od poziomu, do którego przyzwyczaił główny rysownik serii, Mark Buckingham. Na szczęście to tylko kilkanaście stron.

Poza rdzeniem opowieści, jak zwykle dostajemy jeszcze dodatkowy materiał. W poprzednich albumach nieraz zdarzało się, że poboczne opowiastki bywały ciekawsze od głównego wątku. Ale nie tym razem. W jednej z dwóch krótkich historyjek śledzimy przechadzającego się po Baśniogrodzie dopiero co obalonego Adwersarza, a w następnej wyprawę kilku Baśniowców do dżungli z azjatyckich baśni. O ile pierwsza jeszcze się broni, druga może co najwyżej zirytować, zwłaszcza, że umieszczono ją zaraz po urwanej w najciekawszym momencie akcji Czasów mroku.

Biorąc pod uwagę mordercze tempo, z jakim wydaje w Polsce tę serię Egmont, coraz trudniej powstrzymać się przed sięgnięciem po zachodnie wydania albo przeczytaniem spoilerów. Ale w odróżnieniu od poprzedniego tomu, po tym albumie ciąg dalszy przynajmniej wydaje się wart wyczekiwania.