Balsamista #4

Wielkie Nadzieje

Autor: Julian 'Mayhnavea' Czurko

Balsamista #4
"Apetyt rośnie w miarę jedzenia" – ta maksyma sprawdziła się w przypadku komiksu Balsamista autorstwa Mitsukazu Mihary, której niedawno recenzowany trzeci tom był jedną z najciekawszych mang ostatniego czasu. Wydawnictwo Hanami wydało następnie czwartą część serii, która od razu stała się obiektem dużych oczekiwań. Oczekiwań, które łatwo zawieść – w wieloodcinkowych tytułach autorzy przyjmują raczej jednorodną stylistykę i wszystkie odstępstwa mają charakter "eksperymentu" lub "chwytu" podtrzymującego zainteresowanie czytelników. Przy okazji lektury tomu trzeciego pojawiło się pytanie, czy inny sposób narracji stanie się nową strategią autorki, czy jednorazowym ekscesem. Niestety, padło na drugą opcję i pozostaje pytanie, na ile wartość komiksu wygra z rozczarowaniem.


Pukanie w dno trumny

W czwartym tomie Balsamisty wróciło wszystko to, co na szczęście było nieobecne w poprzedniej części, czyli przede wszystkim niepotrzebnie zawikłane, a jednocześnie w ogóle niedynamiczne uczucie Azuki i Shinjirō oraz podzielenie fabuły komiksu na szereg niepowiązanych ze sobą epizodów. W kwestii estetyki niewiele się zmieniło, ale chyba nikt nie spodziewał się nagłej zmiany kreski. Mimo to można odnieść wrażenie, że jest mniej błędów anatomicznych, więc być może jesteśmy świadkami, jak rysowniczka wyrobiła sobie rękę.

Komiks otwiera historia, która nawiązuje do poprzedniej części i opowiada o tym, jak Shinjirō i Azuki się spotkali i jak doszło do tego, że po powrocie ze Stanów Zjednoczonych młody balsamista otworzył własną praktykę. W kolejnych epizodach wątek ten zostaje porzucony na rzecz różnych anegdot. Są wśród nich historyjki o gotyckiej lolitce, która pragnie popełnić samobójstwo i zamawia sobie piękny wygląd na pogrzeb; o genialnym muzyku, który traci pamięć i próbuje dokończyć utwór dla swojej osieroconej emocjonalnie córki; czy o kobiecie, która zupełnie samotnie przygotowuje się do śmierci w ekskluzywnym hospicjum. A każda z odsłon zostaje okraszona garścią afektowanych maksym o umieraniu. Czyli: nic nowego, to wszystko już znamy.


Przebłyski z zaświatów

A jednak, jeśli na chwilę zapomnieć o poprzednim tomie, czwarty Balsamista nie jest zły, tylko rozwija się we wcześniej ustalonym kierunku. Autorka znowu zaprezentowała kilka ciekawostek rodem z Japonii, wśród których na pierwszy plan wysuwa się historia lolitki. Tematyka cosplayerek z dzielnicy Harajuku została przybliżona polskim czytelnikom między innymi przez książkę Joanny Bator Japoński Wachlarz, a szerszemu gronu odbiorców także przez przedruk tekstu w Wysokich Obcasach. Tym razem Mihara pokazała inny aspekt zjawiska. Od zabawy w przebieranki i szczególnej estetyzacji przeszła do problemu śmierci, który u bohaterki – gotyckiej lolity – z problemu egzystencjalnego stał się czysto estetyczny.

Inna historia, bardziej skłaniająca do krytycznego nastawienia, to przygoda wielkiego kompozytora. Jego córka przez całe życie była opuszczona, więcej dowiadywała się o ojcu, słysząc słowa zachwytu bądź zazdrości. W rzeczywistości widywała go sporadycznie. Okazało się, ze tracący pamięć wirtuoz był owładnięty manią skomponowania doskonałego utworu dla dziecka, co stało się pośrednio powodem jego śmierci. W oczach Japończyków taki "dowód miłości" może mieć charakter wynagradzający dawne smutki. Europejczycy chyba mogliby tu mieć pewne wątpliwości – i w tym miejscu powstaje ciekawa przestrzeń dla dialogu między kulturami.

W fabule Balsamisty też widać pewne zmiany, tym razem w porównaniu z konwencją pierwszych dwóch tomów. W poszczególnych epizodach coraz częściej pojawiają się ci sami bohaterowie: pracownik domu pogrzebowego czy krawcowa strojów dla zmarłych. Choć nie wysuwają się oni na pierwszy plan, być może ich pojawienie się będzie pretekstem do rozwinięcie warstwy fabularnej. Szczególnie duże nadzieje – choć już wiemy, że ryzykownie jest dokonywać takich inwestycji – można wiązać z nową bohaterką. Jej osoba może stać się przyczyną miłosnego galimatiasu, który zdynamizuje relacje Azuki i Shinjirō, co może doprowadzić wreszcie do jakiegoś przełomu. No bo ile razy będziemy czytać o niewykorzystanych okazjach na wyznanie miłości?


Ważenie dusz

Wydaje się, że egipski mit o pośmiertnym ważeniu dusz przedstawia stosunkowo łatwy problem w porównaniu z oceną Balsamisty. Próba sformułowania werdyktu prowokuje zasadnicze pytanie: jak należy podejść do samego komiksu. Czy należy widzieć go "takim, jakim jest", czy odnosić do poprzedniej części jako kontynuację wątków, czy, jeszcze inaczej, starać się znaleźć jego miejsce na mapie całej serii.

W zależności od tego, jaki wybierzemy kontekst, ocena też się zmieni. Jeżeli powrócimy do trzeciego tomu, wówczas czwarta część przegrywa z kretesem. Konsekwencją może być albo rozczarowanie serią i nieumiejętnością autorki do wyciągania wniosków z własnych eksperymentów; albo zdecydowane uznanie poprzedniego komiksu jako dzieła wyjątkowego, które należy traktować inaczej, w oderwaniu od pozostałych części. Patrząc w ten sposób, cykl Balsamisty faktycznie jest ciekawą propozycją, oryginalnym oknem na wschodni świat. Co więcej, w tym przypadku mamy świadomość, że w przyszłości mogą zdarzyć się kolejne niespodzianki. Tymczasem należy zaakceptować specyficzną konwencję komiksu, włączyć filtr na banalniejsze sentencje i rozkoszować się wglądem w tanatologię made in Japan.


The Yellow Book: blog Juliana Czurko

Polterblog Juliana Czurko

Recenzja na Tanuki.pl