» Horror czyli Kulthulhu » Almanachy » Kasyno w Hotelu Hyatt

Kasyno w Hotelu Hyatt


wersja do druku
Redakcja: Parsifal

Kasyno w Hotelu Hyatt
Podjeżdżam pod hotel Hyatt i zostawiam parkingowemu kluczyki do auta. Wchodzę do budynku i kieruję się w stronę bannera z podświetlonym napisem Hyatt Poker Room. Mijam wysokiego ochroniarza o przyjemnym wyrazie twarzy, zakutego w najnowszy włoski garnitur. Kłania się i ręką wskazuje kierunek marszu. Przechodzę przez szerokie wejście obite mahoniową framugą. Jest tu cicho. Słychać tylko delikatną muzykę w tle, szelest monet wpadających do automatów z jednorękim bandytą, kulki spadające na koło ruletki, podbicia, pasy i wytłumione przekleństwa. Przy doskonale oświetlonych stolikach siedzi zbieranina biznesmenów z całego świata. Kupuję żetony, biorę szklankę whisky z lodem i siadam przy stole z Texas Hold'em. Po kilku przegranych partiach ogarnia mnie znudzenie – bo w końcu ile można obstawiać tak błahą rzecz, jaką są pieniądze? W Kasynie oficjalnie znajdują się dwie sale - Sala Główna, przeznaczona dla bogatych klientów i Sala Wysokich Limitów, dla klientów obrzydliwie bogatych. Ale nieoficjalnie jest tu jeszcze kilka pomieszczeń dla stałych bywalców... Właścicielem Kasyna jest Karl von Dirlereich, potomek arystokratycznej pruskiej rodziny. Widziałem go tylko kilka razy. Jest wysokim, około czterdziestoletnim blondynem o niebieskich, zmęczonych oczach i ubiera się w coś, co przypomina skrzyżowanie smokingu i munduru Waffen SS. Jedwabne spodnie są idealnie włożone wprost w wysokie, wojskowe oficerki. Przechodzę przez drzwi z napisem „Tylko dla personelu” i jak mantrę w myślach powtarzam niepisane zasady Kasyna, wyłożone mi tego dnia, kiedy Mateusz mnie tu po raz pierwszy przyprowadził: 1. W kasynie Dirlereich’a można postawić wszystko 2. Proponowana stawka może zostać przyjęta przez grających lub nie. Wartość stawki jest uzgadniana z resztą grających za pomocą krupiera. 3. Jeżeli nie zgadzamy się na stawkę lub proponowaną jej wartość, mówimy: nie. Zabronione jest wyśmiewanie, szydzenie czy jakakolwiek forma upokarzania innych grających. 4. Jeżeli ktoś coś stawia, oznacza to, że to posiada. Kwestionowanie faktu posiadania czegokolwiek przez kogokolwiek jest zabronione. 5. Zabronione jest zwracanie się do któregokolwiek z graczy - można to zrobić tylko i wyłącznie za pomocą krupiera 6. Zachowana jest całkowita anonimowość - zabronione są rozmowy na tematy prywatne, zdradzanie swojej czy czyjejkolwiek tożsamości 7. Zabronione jest jakiekolwiek wspominanie o Kasynie ludziom, których nie chcemy do niego zwerbować 8. Jesteśmy odpowiedzialni za człowieka, którego przyprowadziliśmy do Kasyna - złamanie przez niego zasad będzie traktowane jak złamanie zasad przez nas samych Pierwsze naruszenie zasad kończy się ostrzeżeniem udzielonym przez krupiera. Po drugim zostajemy wyprowadzeni przez ochronę. Bynajmniej nie w stronę wyjścia... Sala Flirtów Wchodzę do Sali Flirtów – to sześciokątne pomieszczenie z kilkoma obitymi fioletowawą tkaniną stolikami do gry. Jest tu stosunkowo dużo ludzi. Spośród ukrytych sal tu właśnie dostać się jest najłatwiej, nie ma tu również stałych krupierów. Mało kto zdobywa wystarczająco dużo zaufania albo jest wystarczająco szalony, aby przejść dalej. Roznosi się tu mało przyjemny, słodki zapach kadzideł pachnących jak perfumy napalonej nastolatki. W kilku miejscach zawieszone są bordowe serca w stalowych obwódkach. Stali bywalcy kasyna zwykli mówić, że w tej sali się nie gra lecz flirtuje. Stawki bowiem faktycznie są niepozorne – postawić można spędzenie nocy z córką lub żoną, wybicie sobie zęba, wypalenie blizny na twarzy. Wszystko oczywiście przeciwko pieniądzom. Nuda. Nie dla mnie. Kieruję się w stronę przejścia, mijając kolejnego ochroniarza. Witają mnie drzwi z wyrytym napisem: Sala Romansów Tu ludzi jest już znacznie mniej. Pięciokątna sala przyozdobiona jest scenami z amerykańskich melodramatów z lat 20. Z głośników niemal niesłyszalnie szumi klasyka jazzu. Krupierem jest tu Malcolm, czarny Kanadyjczyk z Quebeku, ubrany w szykowny frak, mówiący po polsku z wyraźnym francusko-amerykańskim akcentem. Stawki tutaj są już znacznie poważniejsze. Można obstawiać ludzi (w tym bliskich – większa kasa), swoje własne kończyny (palce, ręce, nogi), zwłoki, stare maszyny tortur, antyki. W Sali Romansów gra się również w dwie specyficzne dla tego miejsca gry: Elektryczny poker to zwykły Texas Hold’em, w którym normalnie podbija się stawkę i wygrywa pieniądze (ludzi, organy, czy cokolwiek, co zostało obstawione), ale z jednym dodatkiem. Każdy z graczy przed pierwszym rozdaniem zakłada na siebie aluminiowy pas, podłączony przewodem do prądu. Kable biegną do przezroczystego pudełka, w którym przy pomocy kołowrotków, wysięgników i chwytaków układane są z nich finezyjne wzory – warkocze, figury, wręcz obrazki. Koniec kabla zaś podłączony jest do kontrolki. Zwycięzca każdego rozdania ma prawo (i obowiązek) wcisnąć jeden z przycisków. Wtedy prąd razi któregoś z graczy (losowo, oberwać może również sam zwycięzca). Po rozdaniu chwytaki zmieniają kolejność kabli przy kontrolce. Z początku napięcie jest słabe, ale zwiększa się po każdej partii... Wydaje się niemożliwe odgadnąć, który kabel wchodzi w którą z kontrolek, ale ponoć wytrawnych graczy cechuje w tej materii ponadprzeciętna skuteczność. Lub szczęście. Inną popularną grą jest ruletka z gilotynką. Gra się w pięć osób, na zmodyfikowanym kole do ruletki, mającym jedynie liczby od 0 do 5. Gracze wykładają żetony, przebijają się, po zakończeniu licytacji zaś do puli drugie tyle wkłada Kasyno, a następnie każdy z graczy wybiera swój numer (za wyjątkiem zera) i przed zakręceniem koła wkłada koniec palca do elektronicznie sterowanej gilotynki przy jego krześle. Jeżeli wypadnie 0, uruchamiają się wszystkie gilotyny, a całość pieniędzy idzie do Kasyna. Jeżeli wypadnie któraś z liczb, to gracz zgarnia całą pulę, lecz okupuje to utratą palca... Gilotynki przegranych w wypadku zwycięstwa któregoś z graczy ani drgną. Ciekawe, ale to jeszcze nie to... idę w stronę kolejnych drzwi, tym razem z tabliczką: Sala Plotek To klasycznie urządzone, kwadratowe pomieszczenie oświetlane przez olejne lampy, umieszczone w jego kątach. Ściany są wytapetowane egzemplarzami lokalnych brukowców, na przezroczystej podłodze z plexi widać zaś zdjęcia topowych celebrities. Przy stoliku wyglądającym nieco jak stół reporterski siedzi Angela, z pochodzenia Szwajcarka, około trzydziestoletnia blondynka ubrana w najnowsze kreacje od modnych projektantów. W Sali Plotek nie tylko można postawić wszystko – lecz również reszta graczy owe wszystko ma obowiązek zaakceptować. Twój przeciwnik nie musi chcieć pięcioletniej dziewczynki z Chin, ale przychodząc do Sali Plotek powinien się liczyć z tym, że takową może wygrać. Ewentualne wątpliwości, co do wartości stawki rozstrzyga Angela. Oprócz standardowych gier, w Sali Plotek gra się w kilka odmian rosyjskiej ruletki:
  • odmiana sowiecka: Angela rozlewa wódkę do kilkunastu kieliszków z grubego, czerwonego szkła. Do jednego z nich dodany jest sarin. Zadaniem graczy jest opróżnianie kieliszków po kolei. Pieniądze trupa są dzielone proporcjonalnie do wkładu w ogólną pulę
  • odmiana sowiecka ekstremalna: jak wyżej, ale liczba kieliszków, w których jest sarin, jest równa ilości graczy. W przypadku śmierci wszystkich graczy pulę zgarnia kasyno.
  • odmiana rosyjska: standardowa odmiana rosyjskiej ruletki z rewolwerem
  • odmiana nigeryjska: gracze mają do wyboru liczbę strzykawek z krwią, równą ich ilości. Krew w jednej ze strzykawek jest zakażona HIV. Strzykawki są ponumerowane, Angela zaś wie, która strzykawka jest zakażona. Na pocieszenie - ten, który wstrzyknie sobie krew z HIV zgarnia pulę.
Atrakcją Sali Plotek jest również coś, co bywalcy nazywają jednorękim mordercą. To niewielka, wykonana z kuloodpornego szkła, niezwykle szczelna klatka, w którym znajduje się stary automat wrzutowy. Kiedy ktoś wejdzie do tego mikro pomieszczenia, mechanizm zamyka za nim drzwi. Jedynym, co wtedy można zrobić jest włożenie do automatu banknotu (przyjmuje tylko sto i dwieście euro) i pociągnięcie za wajchę... Sumy, które można tu wygrać są olbrzymie – a i o samo zwycięstwo podobno nie jest trudno. Gorzej, jeżeli trzy rolki pokażą na przykład błyskawicę, kanister z benzyną, kroplę wody, napis AIDS albo obciętą głowę... Siadam przy stoliku i z ciekawością patrzę w stronę drzwi z napisem: Sala Balowa Wstęp do Sali Balowej zdobywają tylko nieliczni. Ja sam w niej nie byłem i nie wiem co tam jest. Choć w Kasynie nie można rozmawiać na temat ukrytych pomieszczeń, to dowiedziałem się, że ponoć nikt nie wyszedł stamtąd żywy. Plotka głosi, że krupierem w tej sali jest sam Dirlereich... Postacie: Albert Rudnowski Albert to stały bywalec Sali Romansów. Jest ekscentrycznym naukowcem prowadzącym podejrzane eksperymenty na ludziach. Ma około pięćdziesiątki, mały nos, przeoraną zmarszczkami twarz, usta zastygłe w krzywym grymasie i siwe włosy przerzedzone łysiną. Ubiera się zawsze w dość niechlujne, staroświeckie garnitury. Roznosi wokół siebie szpitalną woń medykamentów. Gdy jego stały kontakt załatwiający ciała się spalił, Albert zaczął szukać innej metody. Rozwiązaniem okazało się być Kasyno. Rudnowski przychodzi tu przeważnie co dwa tygodnie po nową partię. Nie brakuje mu pieniędzy, choć w krytycznych momentach nie waha się obstawiać posiadanych przez siebie niewolników. Jego ulubioną grą jest elektryczny poker – analityczny i spostrzegawczy umysł błyskawicznie odgaduje, który kabel należy do kogo, pozwalając mu eliminować najniebezpieczniejszych graczy. Jakub Malka Trzydziestoletni magazynier, którego wywalono z pracy za podkradanie towaru. Malka wygląda jak hybryda człowieka z małpą – ma potężne bary, małą głowę, dziwacznie wykrzywione ręce i ciągle chodzi niedogolony. Dodatkowo ma problemy z popędem seksualnym – w sumie zrobił sobie szóstkę bachorów, jedno z pierwszą żoną, cztery z obecną i jednego bękarta. Gonią go alimenty, podatki i opłaty za proces rozwodowy. Nie mogąc utrzymać rodziny, przychodzi do Kasyna obstawić najmłodsze z dzieci w pokera... Andrzej „Walet” Hniedziewicz Jedyny człowiek, który kiedykolwiek powrócił z Sali Balowej. Czterdziestoletni facet, który we wczesnej młodości wyemigrował wraz z rodziną do Stanów. Tam dorobił się niemałej fortuny otwierając w Kalifornii sieć restauracji. W 1989 wszystkie sprzedał i przeniósł się do Polski, chcąc inwestować w ojczyźnie i pomagać w krajowym rozwoju. Niestety, na skutek złych decyzji systematycznie tracił pieniądze. Do tego wciągnął go hazard, a, mówiąc szczerze – nigdy nie był w tym zbyt dobry. Z resztką pieniędzy i wszystkimi palcami u rąk zawitał do Kasyna Dietriecha, dostał się do Sali Romansów i przegrał... wszystko. A nawet więcej. Zyskał jednak jedno – ksywkę – tamtego pamiętnego rozdania miał pokera od waleta. Problem był jeden – jego przeciwnik miał od damy... Obstawił więcej niż posiadał i pewnego dnia zawitały do niego pachołki Karla, wyciągnęły go w na wpół przytomnego z łóżka i przywiodły do Sali Balowej. Tak kończą ci, którzy stawiają nieistniejące fortuny. Wyszedł jednak z tego cały i teraz służy Dirlereich’owi. Być może pewnego dnia, kiedy popełnisz ten sam błąd co „Walet”, jego trójpalczasta dłoń zapuka do twych drzwi...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


~JB

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Przypomniała mi się gra, w którą w szemranym kasynie grała grupa złożona z bogaczy i biedaków w opowiadaniu Wolskiego. Losowało się karty, bodaj - nie chcę skłamać - grało o swoje lub próbowało ich pozbyć... w każdym razie, każdy zostawał z jedną kartą. Te karty wpływały na los posiadacza, można było wyciągnąć "Fortunę", ale i "Potknięcie" czy "Śmierć". Pewien mężczyzna grał w to już od tak dawna, że właśnie "Śmierci" pragnął już najbardziej i miał gotowe na wymianę bardzo pociągające karty.

Tekst fajny, lubię tego rodzaju pomysły.
26-11-2007 20:56
~Adam Waśkiewicz

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Jedna uwaga a'propos rosyjskiej ruletki w wersji "nigeryjskiej" - wstrzykiwanie sobie krwi z nieznaną grupą zbyt zdrowe nie jest, nawet jeśli nie będzie zakażona jakimś choróbskiem. W tek grze przegrywaliby w zasadzie wszyscy.

A poza tym tekst jak najbardziej ok.

JB - podobny motyw był też w opowiadaniu Mastertona "Bi-Dżing" (czy jakoś tak).
27-11-2007 12:49
Jakub_Bartoszewicz
   
Ocena:
0
Bo to fajny motyw jest. Odnośnie krwi - tak, zmieniłbym strzykawki na np. żyletki, którymi trzeba się skaleczyć. Jak sobie wstrzykniesz niekompatybilną krew, możesz się pochorować, a tu chyba chodzi o to, żeby tylko jedna osoba wyszła z gry naprawdę chora.
27-11-2007 13:35
Wojteq
   
Ocena:
0
Można też zostawić samo osocze, które jest "kompatybilne" prawie zawsze (mam rację?).
28-11-2007 07:00
Rastif
   
Ocena:
0
hm, z żyletkami też wyszłoby fajnie, chociaż strzykawki mają swój specyficzny urok (większa szansa, że skrewisz - żyletka to ciach i już, strzykawkę trzeba wycelowac, wbić i jeszcze wtłoczyć zawartość).
raz, wydaje mi się, że kilka mililitrów krwi innej grupy raczej nie może przyczynić się do poważnych problemów, a i tak prowadzi do zakażenia. ale nie jestem lekarzem, więc mogę się mylić.
a dwa - takie miejsce jak kasyno raczej stać na kompatybilną z każdą grupą krwi, wcale nie tak rzadką, jak się powszechnie uważa, grupę 0-.
pomysł z 'kartami zdarzeń' jest kapitalny i jeszcze cholernie pasuje do Kultu. żałuję, że sam na to nie wpadłem, hehe
29-11-2007 08:19
Gerard Heime
   
Ocena:
0
Pomysł ze strzykawkami z wirusem HIV jest nietrafiony, gdyż:
1) Nawet mała ilość złej grupy może spowodować niebezpieczny zakrzep.
2) Jeśli zarażona osoba natychmiast podda się przeciwdziałaniu, istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że nie zostanie zarażona HIV. W Warszawie specjalne leki (refundowane) podaje się w szpitalu na ul. Leszno.
29-11-2007 10:45
Rastif
   
Ocena:
0
ah, miałem to napisać w swoim poście i w końcu zapomniałem. mózg wyrzuca niechciane informacje z pamięci...
wiem, próbowałem to jakoś rozwiązać, ale nic nie wymyśliłem niestety. i to o tyle gorzej, że te leki działają afair do 48 czy nawet 72 godzin, więc nawet się śpieszyć specjalnie nie trzeba... mimo wszystko nie wywaliłbym nigeryjskiej ruletki z artu.
ale złej grupy dalej nie rozumiem - co to za problem dać 0-? w Polsce ma ją 6% obywateli, więc bez przesady...
29-11-2007 22:08
Jakub_Bartoszewicz
   
Ocena:
0
Spóźniam się z komentem, ale oczywiście masz rację. Nigeryjska ruletka jest w ogóle świetna.
04-12-2007 22:10
~sasha

Użytkownik niezarejestrowany
    super
Ocena:
0
Tekst jest utrzymany na dobrym poziomie, świetnie się czyta. Oczywiście liczę na więcej.
05-12-2007 15:19

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.