» Recenzje » Worms Reloaded - recenzja

Worms Reloaded - recenzja


wersja do druku
Redakcja: 27383

Worms Reloaded - recenzja
Czy zdarzały Wam się chwile, kiedy tak naprawdę nie wiedzieliście, do jakiego gatunku przypisać konkretną grę? Wśród tony śmieci robionych na jedno kopyto jest o to łatwo, jednak istnieje jedna marka, która swoją nietuzinkowością zaskarbiła sobie uznanie graczy na całym świecie. Mam na myśli serię Worms, z założenia będącą grą typu alltillery, która zawiera wiele elementów czysto taktycznych, a nawet zręcznościowych.

Przygody uzbrojonych po zęby robaków towarzyszą nam już od 1995 roku. Gry studia Team 17 zaliczały dwuwymiarowe wzloty (Worms Armageddon, World Party), jak i trójwymiarowe upadki (Worms Forts), jednak zawsze trzymały przyzwoity poziom i przykuwały nas chociaż na chwilę do ekranów komputerów czy konsol. Od czasu wydania czwartej odsłony w 2005 roku, designerzy skupili się wyłącznie na konsolach, traktując użytkowników PC jak powietrze. W końcu, po pięciu latach, wydano Worms: Reloaded, które miało być upragnionym powrotem w środowisko 2D. Po obejrzeniu kilku trailerów, nie wahałem się ani chwili, zakupując tytuł w przedsprzedaży Nie ukrywam, że po 5 latach "posuchy" moje oczekiwania były bardzo wygórowane.


Robakowy comeback!

Co odpowiedziałbym, jeżeli osoba całkowicie nieobyta w tematyce Wormsów spytałaby się, o co w tym w ogóle chodzi?. Gra polega na potyczkach drużyn złożonych z czterech robaków. Każda bitwa podzielona jest na ograniczone czasowo tury lub kończące się po każdorazowym użyciu broni. Wygrywa ten, który wyeliminuje wszystkie jednostki przeciwnika poprzez pozbawienie ich punktów życia, wepchnięcie do wody czy wyrzucenie poza obręb mapy. Zabijać możemy w finezyjny, taktyczny sposób, co daje graczowi ogromną satysfakcję.

Gdy uda nam się już przedrzeć przez początkowe intro, oczom ukazuje się minimalistyczne, lecz ładnie zaprojektowane menu, widocznie inspirowane poprzednimi częściami będącymi w 3D.

Bez zbędnego zwlekania zabrałem się za tworzenie swojej drużyny robaków. Z miejsca powala ilość dostępnych narzędzi edycji. Możemy nie tylko modyfikować imiona współgraczy, głosy jakimi będą się posługiwać, ale również wpływać na ich wygląd! Do wyboru mamy różne kolory skóry oraz około 70 rodzaju nakryć głowy, dzięki którym naszego milusińskiego możemy upodobnić do Master Chiefa z Halo, pirata czy gracza rugby.


W pojedynkę się nie pobawimy zbytnio..

Jeżeli nie chcemy dostawać srogich batów podczas rozgrywki z kolegą czy jakąkolwiek osobą po drugiej stronie globu, warto nieco podszkolić się w trybie single player. Team17 udostępnił nam między innymi tryb kampanii, podzielony na trzydzieści misji (plus pięć dodatkowych). Nie ma co ukrywać, że zabawa w takim wypadku jest nudna i wtórna (cele misji są prawie cały czas takie same i piekielnie schematyczne). Jednak jeśli chcemy odblokować przeróżne dodatki, takie jak nowe stroje, bronie lub mapki, musimy niestety przez niego przebrnąć. Nawet powtarzalność nie jest tu największą bolączką – AI wrogów woła o pomstę do nieba. Z jednej strony potrafią wycelować granatem w naszym kierunku co do milimetra, mimo kosmicznie potężnego wiatru, z drugiej zaś mogą zwyczajnie zabić swojego kolegę, czy rzucić się do wody niczym Wanda, która nie chciała Niemca. Na dodatek posunięcia komputera są za każdym razem takie same i dokładnie wiemy, od jakiego ruchu zacznie przeciwnik.

Kolejny tryb to Bodycount, czyli swego rodzaju survival, w którym mamy pod opieką tylko jednego, wypasionego Robaka, a naszym zadaniem jest pozbywanie się kolejnych fal respawnujących się przeciwników. Wyraźne uczucie monotonii towarzyszyło mi już po piątej partii rozegranej w ten sposób.

Team17 przygotował dla nas również tryb Warzone, czyli pokaz możliwości wszystkich broni, który również nie ujmuje zmyślnością.
Wszystkie te wady są jednak tylko preludium rozgrywki wieloosobowej.


Ognia!

Jak się gra w nowe Robaki? Patrząc na nią z perspektywy świeżaka, nie mającego do czynienia z poprzednimi częściami, jest nieźle. Naszymi podopiecznymi steruje się tak, jak wcześniej, bez żadnych udziwnień, system celowania również pozostał niezmieniony. Rozgrywkę uprzykrzać może interfejs broni, który zajmuje cały ekran, przez co nie możemy jednocześnie dobierać odpowiedniej giwery i spoglądać na mapę, obmyślając taktykę. Prawdziwi weterani tej serii narzekać będą na linkę służącą do szybkiego przemieszczania się (która nie działa tak płynnie, jak poprzednio), zbyt blisko umiejscowioną kamerę, czy zmienioną fizykę, dzięki której bronie są teraz bardziej podatne na wiatr. Poza tym wszystkie zagrywki pozostały bez zmian. Prawdą jest, że nikomu nie da się w pełni dogodzić, ponieważ „odgrzewanie kotleta”, polegające wyłącznie na odświeżeniu oprawy graficznej, zahacza już nieco o ignorancję.


Czym by tu go grzmotnąć…

Czym byłyby Wormsy bez odjechanych broni? Niezaprzeczalnie tworzą one specyficzny, pokręcony wręcz klimat. Wśród szerokiego arsenału w ilości czterdzieści sześciu pukawek, odnaleźć możemy starych, dobrych kumpli pokroju Świętego Granatu Ręcznego, Super Owcy czy betonowego osiołka, które sieją śmierć i pożogę w szeregach wroga, jak i całkiem nowe dla użytkowników PC rzeczy. Takimi są na przykład: działko stacjonarne, które automatycznie wykrywa poruszającego się robaka i skutecznie go unieszkodliwia; fretki potrafiące przemieszczać się po dowolnej płaszczyźnie; termity dzięki którym stworzymy sieć podziemnych kanałów służących idealnie jako skrytka przed ostrzałem czy Bunker Buster, czyli wielka bomba przekopująca się pod powierzchnię, by tam zniszczyć ukrywającego się robaka. Ten cały arsenał tworzy idealną całość, pozwala nam stworzyć naprawdę rozbudowaną taktykę, dostosowaną idealnie do warunków, w jakich się znajdujemy. Czy chcemy pobawić się w pozycyjną wymianę ognia na odległość, czy zaczepnie podrzucać przeciwnikowi granaty bujając się na lince – to wszystko zależy od nas.


To co robaki lubią najbardziej..

Prawdziwa zabawa rozpoczyna się w multi i zaciera przykre wrażenia z trybu dla pojedynczego gracza. Dostępna jest opcja gry przez Internet, LAN oraz tryb hot-seat. Do zabawy zawsze znajdzie się chętna osoba, a konkretny pokój wybieramy z wygodnego lobby. Bitwy z żywym przeciwnikiem dają naprawdę dużo frajdy – wie to każda osoba grająca online. Możemy dowolnie wpływać na sposób przebiegu rozgrywki, np. poprzez edycję parametrów broni czy ilości min rozmieszczonych na mapie. Miło skorzystać z różnych rodzajów potyczek przygotowanych przez autorów. Moim faworytem jest tryb fortec, który rozegrany w cztery drużyny po dwa sojusze daje olbrzymią zabawę. Zaniedbano troszkę opcje komunikacji między graczami: voip działa jak najbardziej w porządku, jednak pisanie wiadomości w ogromnym oknie zajmującym cały ekran podczas intensywnego grania może denerwować. Udostępniono również system rankingów, w którym gracze segregowani są w kategoriach: „największa ilość zadanych obrażeń” czy „ilość zwycięstw”.


Jest piękny, it’s beautiful!

Każdy wie, że seria ta nigdy nie podążała za obecnymi standardami w kwestii oprawy. Wszystko wygląda raczej schludnie. Nasze urocze glisty przedstawione są w postaci dwuwymiarowych sprite’ów, podobnie jak giwery i całe środowisko nas otaczające. 3D uświadczymy podczas całkiem efektownych eksplozji, animacji ognia oraz bardzo ładnie zrobionych teł (bujających się zamków, podskakujących statków i innych narkomańskich wizji). Tego typu zabieg pozwala zachować zakręcony klimat tej produkcji, a brak specjalnych wodotrysków nie rozprasza – jeżeli chcemy wygrać, każdy ruch trzeba spokojnie przemyśleć.

Muzyka to nic innego, jak nowe aranżacje starych kawałków, które nigdy nie przykuwały uwagi. Za to gra aktorska osób odpowiedzialnych za udźwiękowienie to już prawdziwy majstersztyk. Nasi milusińscy przemawiać mogą ze śmiesznym rosyjskim akcentem, krzyczeć energicznie niczym kamikaze, czy w każdej wypowiedzi używać wyrazów charakterystycznych dla komentatorów sportowych.


O sumienności Team17 słów kilka..

Szczerze powiedziawszy, gdyby recenzja ta powstała świeżo po wydaniu Wormsów, wyglądałaby całkiem inaczej. Gra w początkowej fazie była tak zabugowana i dziurawa, że rozgrywka była istną przeprawą przez piekło. Team17 sumiennie pracowało nad każdym zgłoszonym przez graczy błędem, w wyniku czego po dwóch tygodniach otrzymaliśmy bardzo grywalną pozycję. Nadal pozostał nudny jak flaki z olejem tryb dla pojedynczego gracza, jednak nie w tym celu stworzono tą produkcję. Zapewniam, że spędzicie mnóstwo czasu nad multiplayerem z którego zabawa po prostu wylewa się hektolitrami, wciągając nas w swój nurt na długie wieczory. Całość dopełnia schludna, przejrzysta oprawa graficzna, świetnie zaprojektowane bronie i tak otrzymujemy przepis na udaną grę.


Plusy:

  • Wciągający tryb multiplayer
  • Ciekawy, rozbudowany arsenał broni
  • Przyjemna dla oka jak i ucha oprawa audio-wizualna
  • Rozbudowane narzędzia edycji drużyn, map, trybów rozgrywki

Minusy:

  • Słaby jak zaliczka tryb dla pojedynczego gracza
  • AI przeciwników, którzy zachowują się jak bezmyślne małpy
  • Niewygodny sposób komunikacji tekstowej


    Oto zwiastun gry:


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


7.5
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Worms Reloaded
Producent: Team 17 Software
Wydawca: Team 17 Software
Dystrybutor polski: Licomp Empik Multimedia
Data premiery (świat): 26 lipca 2010
Data premiery (Polska): 21 stycznia 2011
Wymagania sprzętowe: Pentium 4 1.5 GHz, 1 GB RAM, karta grafiki 128 MB, 2 GB HDD, Windows XP/Vista/7
Strona WWW: www.team17.com/?page_id=670
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 49,90 zł



Czytaj również

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.