» Recenzje » Street Fighter IV

Street Fighter IV


wersja do druku
Street Fighter IV
Stara szkoła wróciła! Wróciła w nowych szatach, a Capcom znów udowodnił, że słusznie jest pierwszą firmą kojarzoną z bijatykami 2D. Street Fighter IV to szczególnie ważna pozycja z kilku powodów: po pierwsze znów zwraca uwagę świata w stronę dwuwymiarowych fighterów, po drugie sprawia, że sporo młodych graczy ma szansę nareszcie ujrzeć co te wszystkie stare pierniki pamiętające Amigę 600 widzą w Street Fighterze II. Jest to też wymarzony prezent dla europejskich graczy, których w większości ominęła trzecia cześć serii – wydana tylko na średnio popularnym Dreamcascie, omijająca PC, Xboxa, Gamcube’a i PlayStation 2 (Street Fighter Anniversary Collection, zawierające SFIII, wyszło niestety tylko w Japonii i Ameryce). Sprawdźmy zatem, czy wyczekiwana od pierwszego trailera gra podołała swej misji przypomnienia światu o życiu ulicznego wojownika? Czy 10 lat czekania na kolejną numerowaną część SF cokolwiek dało?

Z pewnością apetyt na wypuszczenie z dłoni najbardziej rozpoznawalnej na świecie niebieskiej kuli energii: hadoukena, narósł przez ten czas niesamowicie. Wystarczyło, iż Capcom oświadczył, że pracuje nad tym tytułem i już pół świata skakało pod niebiosa. Następnie nadchodziły kolejne informacje, wraz z nimi kolejne zachwyty, a teraz nareszcie każdy chętny może położyć łapki na pełnej wersji SFIV. Nie zabraknie przy tym okrzyków euforii i frustracji, bólu palców, napuchniętych kciuków oraz satysfakcji.

Po obejrzeniu niesamowicie klimatycznego intra, przy którym co wrażliwsi będą mieli łzy w oczach (z piosenką Exile „The Next Door”) przechodzimy do najważniejszego: walki. Na początku do wyboru mamy zestaw szesnastu postaci, zawierający wszystkich wojowników, którzy mieli zaszczyt wystąpić w Street Fighter II oraz czterech debiutantów (pozostała dziewiątka czeka na odkrycie). Co najlepsze – Capcom nie utrudniał na siłę życia starym graczom i najbardziej charakterystyczne techniki wykonuje się dziś dokładnie tak samo jak 18 (!) lat temu. Oczywiście kombinacje, którymi je przywołujemy to jedno, a ich prezentacja to drugie – ta ewoluowała do niebotycznego poziomu. Tak ważna kwestia jak oprawa graficzna, w naszym opanowanym przez podłych wzrokowców świecie, została niesamowicie wypieszczona przez japońskiego developera. Jeżeli miałbym krótko opisać wizualia SFIV to stwierdziłbym, że gra jest zwyczajnie piękna, ale to wam nie wystarczy, prawda?


Więc choć, pomaluj mój świat


Pierwszą rzeczą, jaką zauważymy zaczynając zabawę, jest fakt, że postacie i areny zbudowane zostały z trójwymiarowych brył, jednak sama mechanika gry wciąż trzyma się dwuwymiarowych korzeni serii i nie pozwala nam na obchodzenie ciosów oraz wchodzenie w głąb planszy. Sprawia to, że pomimo zupełnie nowoczesnego wyglądu, zadowalającego wszystkich graczy z gatunku „grafika 2D? ale crap” i tak mamy do czynienia z klasycznym systemem walki opierającym się na superach, uberach, ćwierć kółkach, półkókach i innych nazwach, przy wymawianiu których można połamać sobie język, a przy ich wklepywaniu palce. Uzyskano niemal genialny kompromis miedzy oldskulową widownią, a casualowym odbiorcą. Twórcą należą się za to gorące brawa. Podstawa systemu walki nie stara się być przesadnie nowatorska: do dyspozycji dostajemy 6 przycisków odpowiadających odpowiednio za trzy uderzenia rękami i trzy uderzenia nogami; blok wykonujemy trzymając klawisz w tył. Do tego dochodzą oczywiście techniki specjalne, których odpalenie należy poprzedzić wykręceniem kilku „skosów” i wciśnięciem odpowiedniego przycisku ataku (schemat ten dotyczy każdego zawodnika), a także ciosy przy których kwestią decydującą jest to, jak długo przytrzymamy dany klawisz.

Podczas pojedynku widoczne są dwa bardzo ważne wskaźniki, z których wypadłoby się jak najszybciej nauczyć korzystać. Pierwszy to pasek Super Combo; podzielony jest on na cztery części i napełnia się wraz z naszymi postępami w walce, nagradzając wyprowadzanie wielu ciosów i ogólnie ofensywne nastawienie. Dzięki niemu możemy wzmocnić pojedyncze ataki, a także (ładując go do końca) odpalić super silne combo, zazwyczaj kończące walkę. Jego przeciwnością jest wskaźnik Revenge, który wzrasta wraz z tym, jak bardzo obrywamy. Gdy nasze życie dosłownie wisi na włosku, umożliwia on na przeprowadzenie szalenie efektownej „akcji ostatniej szansy” – potężnego ultra combo, mogącego w parę chwil odwrócić losy całego pojedynku. Wprowadzenie dwóch tak świetnie oddziaływujących na siebie patentów, nie tylko podniosło efektowność starć, ale także emocje im towarzyszące oraz dało każdemu odpowiednio zaawansowanemu graczowi szansę na wyjście z nawet najgorszej sytuacji. Nie muszę chyba wspominać, że przy okazji wyprowadzania tak potężnych technik ekran tryska barwami do tego stopnia, że jakby go tylko trochę ścisnąć to na pewno kolory prysłyby nam w twarz.

Aby walka oferowała jeszcze więcej, zdecydowano się na dorzucenie systemu Focus Attack. Służy on zarówno do parowania wrogich ciosów jak i do cancelowania własnych uderzeń (w ten sposób napełnia się też pasek Revenge, niwelując postępy na pasku Super Combo). Oczywiście w obu przypadkach nie można z nim przesadzić, gdyż kara jaka spotyka gracza nadużywającego tego zagrania jest naprawdę sroga i zwykle kończy się przegraną rundą. Jeżeli natomiast dostatecznie długo przytrzymamy przyciski odpowiedzialne za FA, nasza postać wykona specjalny, potężny cios. Możemy także korzystać z tej techniki do zaburzania równowagi przeciwnika, uff...

Jak widać, podczas każdego pojedynku mamy naprawę masę wariantów do wykorzystania, nauka ich odpowiedniego stosowania to kwestia nie tyle godzin i dni, co tygodni, a nawet miesięcy ćwiczeń. Sprawia to, że pieniądze zainwestowane w czwartego Street Fightera nie są chybioną inwestycja – jest on grą, którą możemy odpalać codziennie, a wciąż będzie nas zaskakiwała, stawiając nowe wyzwania. Tu pojawią się niestety dwa małe zgrzyty: chodzi przede wszystkim o najłatwiejszy poziom trudności, który już sam w sobie (a zwłaszcza przy walce z ostatnim bossem) napsuje niemało krwi większości graczy (tym którzy będą mieli pierwszą styczność z serią na pewno). Taki jest jednak urok gier Capcomu – są wymagające i już, albo się z tym pogodzimy albo nie i pójdziemy włączyć sobie coś, co nie wymaga od gracza ani trochę sprawności manualnych i zaangażowania. W sumie ten problem nie jest jeszcze tak rażący, jak druga kwestia, czyli kontroler którym będziemy się posługiwać stając do wirtualnych potyczek.
Tu recepta jest niestety tylko jedna: Arcade Stick albo odpuść sobie wyższe poziomy trudności oraz myśli o zbliżeniu się do poziomu graczy turniejowych. Niestety, ani pad, ani tym bardziej klawiatura nie są w stanie nadążyć za komendami wydawanymi w ferworze walki. Wyobraźcie sobie pojedynek z naprawdę ciężkim przeciwnikiem, wymagającym od was ciągłego stosowania na przemian Focus Attacków, wypuszczania projectile’ów, kręcenia pełnych kółek na krzyżaku/gałce, wyprowadzaniu kilku „skosów” pod rząd, i walenia ultra combosów. Bez solidnego (i niestety nie najtańszego) Arcade Sticka jest to niemal niemożliwe, istny masochizm. Jednak pamiętajmy: dla chcącego nic trudnego. Mimo to, wcześniej czy później, każdy dotrze do granicy przy której stwierdzi, że albo zainwestuje w nowy kontroler albo odpadną mu palce.


Na żółto i na niebiesko


Oprawa jest taka, jak w czołowych bijatykach powinna być – śliczna, kipiąca smaczkami i piekielnie płynna. Same modele postaci ubrane zostały w charakterystyczny filtr sprawiający wrażenie jakby były ręcznie rysowane, ich ciała mają też lekko nienaturalne proporcje. O ile design twarzy jest kwestią gustu (w moim odczuciu bardzo słaby), to tak gigantyczne stopy są czystą perwersją. Spójrzcie tylko na dowolny screen z Ryu - on chodzi boso, bo po prostu nie ma butów, w które by się zmieścił... Za to mięsistym pośladkom zawodniczek mówię jak najbardziej tak (szkoda tylko, że przytwierdzone są do nich nogi, wyglądające jak Kolumna Zygmunta).
W każdym razie najważniejsze, że całość rusza się cudownie, wprawiając w zachwyt. To jest dokładnie ten poziom, jakiego można wymagać od produkcji tworzonych w dzisiejszych czasach. Na uwagę zasługują również areny, na których przychodzi nam toczyć boje – pełne są kibiców żywo reagujących na przebieg starcia i strasznie ciekawych szczególików. Mimika wojowników to kolejny plus: każdy cios, ruch, atak, obrona, wszystko jest widoczne na ich twarzach! Nieco komediowo, przerysowanie, ale niesamowicie klimatycznie rozdziawiają gęby i wybałuszają oczy. Wrażenia z obcowania z SFIV zgrabnie podbija też warstwa dźwiękowa, momentalnie przenoszącą nas w klimat bijatyk tworzonych w latach 90tych, w połączeniu z ciągle krzyczącymi zawodnikami, wypada naprawdę mega klimatycznie. Capcom na każdym kroku podkreśla jak charakterystyczną serią jest Street Fighter, a jego czwartej odsłony naprawdę nie sposób pomylić z czymkolwiek innym.

Oczywiście do dyspozycji mamy nie tylko tryb Arcade i Versus, ale także trening oraz szereg wyzwań (standardowy time attack, survival, trial). Zarówno konsolowa jak i pecetowa wersja oferuje granie online (na PC za pośrednictwem Steam i Games for Windows – LIVE). Niestety, posiadacze różnych platform nie mogą nawzajem wyzywać się do pojedynków przez sieć. Na komputerach osobistych możemy też odpalić SFIV w wyższej rozdzielczości, a także włączyć trzy unikalne filtry graficzne: "Ink", "Watercolor" i "Posterize” (nazwy znane na pewno każdemu kto miał kontakt z jakimkolwiek programem graficznym stojącym wyżej od Painta). Gra oferuje aż 25 fighterów będących nie tylko ikonami bijatyk, ale i gier video w ogóle. Będę szczery: możliwość zobaczenia Chun li, Kena, Blanki i Vegi w tak znakomitej, nowoczesnej formie to wspaniały prezent, który mi, jako graczowi, zrobił Capcom.


Kick, Punch, It's All in the Mind


Mimo, iż mój opis systemu walki w jednym z akapitów może co niektórych odstraszyć, chcę zaznaczyć, że samo wsiąknięcie w SFIV to kwestia kilku pojedynków. Początek jest przystępny, a poza tym ciężko wyłączyć grę, która prezentuje się tak niesamowicie. Jeżeli tylko macie słabość do przerysowanych, pełnych barw produkcji, to nie widzę wyjścia by ten tytuł nie przypadł wam do gustu. Szkoda tylko, że zawiera dość mało bonusów, wdzianek i aren, a jego korzenie, mimo wszystko bardzo mocno siedzą w Street Fighterze II (co z drugiej strony pokazuje jak przełomowy był tamten szpil). Wyższe poziomy trudności też dają się we znaki, wraz z (co powtórzę po raz kolejny) morderczymi dla palców kombinacjami. Jednak tak naprawdę wszystko pozostaje w cieniu tego, co najważniejsze – czyli powrotu Street Fightera na salony, a co jeszcze ważniejsze powrotu dającego niesamowitą ilość zabawy z kolejnych godzin spędzonych przez CRT/TV/LCD/Plazmą. Zagrajcie by to poczuć.



PLUSY:
  • Oprawa
  • Klimat
  • System Walki



MINUSY:
  • Nie do końca dobrze zbalansowane postaci
  • „Skaczący” poziom trudności
  • Konieczność posiadania Arcade Sticka do prawdziwej zabawy


A oto intro gry:



Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


9.0
Ocena recenzenta
8.67
Ocena użytkowników
Średnia z 3 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Street Fighter IV
Producent: Capcom
Wydawca: Capcom
Dystrybutor polski: Cenega Poland
Data premiery (świat): 2 lipca 2009
Data premiery (Polska): 9 września 2009
Wymagania sprzętowe: Core 2 Duo 2 GHz, 2 GB RAM, karta grafiki 512 MB (GeForce 9800 lub lepsza), 10 GB HDD, Windows Vista
Nośnik: 1 DVD
Strona WWW: www.streetfighterworld.com
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 99,99 zł



Czytaj również

Resident Evil 3
Zombie powstają ponownie
- recenzja
Devil May Cry 5
Diabelnie dobra zabawa
- recenzja
Ralph Demolka
Współczesne Toy Story, czyli rodzinne kino o grach
- recenzja
Kontynuacja czy reaktywacja?
rozważania nad upadkiem standardów produkcji gier
Haunting Ground
Dziewczyna z sąsiedztwa i pies
- recenzja

Komentarze


Alkioneus
   
Ocena:
0
"Więc choć, pomaluj mój świat"

Ja wiem, że tekst stary, ale taką gafę puścić...?
14-01-2010 07:57
~igrek

Użytkownik niezarejestrowany
    heh
Ocena:
0
wstyd
03-11-2010 10:29

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.