Steamburg

Marsjanie won na Marsa!

Autor: Henryk Tur

Steamburg
Trzy lata po cudem odpartej inwazji Marsjan na Ziemię – którą opisał H. G. Wells w Wojnie światów – najeźdźcy wrócili. Wyciągnęli wnioski z porażki i przysłali same roboty, które niszczą wszystko, co żywe. Jedyną nadzieją świata jest pewien wynalazca.

O co tu chodzi?

W wyprodukowanej przez Telehorse grze Steamburg gracze mają okazję pokierować wynalazcą Vincentem, który musi przejść przez 32 lokacje. W każdej znajduje się kilka marsjańskich robotów – gdy zbliżą się do niego na odległość około metra, wypuszczają strumień ognia, zmieniający bohatera w żywą pochodnię. Na szczęście ma on do dyspozycji kilka bomb elektrycznych, które po rzuceniu przyciągają swoim piszczeniem uwagę robota. Ten ignoruje wówczas Vincenta i rusza w stronę źródła dźwięku, a gdy tam dotrze, szok elektryczny unieruchamia go na 2–3 sekundy. Jak zatem zniszczyć marsjańskiego blaszaka? Należy zwabić go, aby podszedł do Cewki Tesli – potężnej wieży elektrycznej, która w czasach pokoju służyła do oświetlania miasta. Gdy przeciwnik znajdzie się tuż przy niej, potężne wyładowanie zmienia go w popiół. Jednak należy uważać – jeśli Vincent podejdzie zbyt blisko, jego również czeka taki sam los. Lokacja uznawana jest za zaliczoną, gdy zlikwiduje się wszystkie roboty.

Podczas rozgrywki pojawiają się ich cztery typy: zwykły, ścigający, latający oraz radar-bot. Ten ostatni nie daje się zwabić bombami i trzeba prowadzić Vincenta tak, aby ścigający go mechanizm zbliżył do Cewki, co skutkuje jego zniszczeniem.

Fabuła nieco dziurawa, gameplay czasem irytuje

O ile założenie fabularne – kontynuacja klasycznego działa Wellsa – jest całkiem ciekawe, o tyle wykonanie pozostawia sporo do życzenia. W pierwszym najeździe Marsjan ucierpiała cała Ziemia, ale w grze wydawać się może, że kolejny atak był bardzo ograniczony. Vincent co parę lokacji trafia do bunkra, gdzie może porozmawiać przez telefon z wojskowymi – nie poznajemy informacji innych niż te związane z samym miastem, a zakończenie wydaje się wskazywać na to, że obcy wzięli na celownik wyłącznie Steamburg. Do walki z nimi motywuje naszego wynalazcę fakt, że jego narzeczona Elizabeth kryje się gdzieś przed inwazją. To właśnie jej poszukiwanie pcha Vincenta w kolejne miejsca.

Rozgrywka to seria łamigłówek logicznych, w których wymagane jest nie tylko myślenie, ale refleks i szybkość reakcji – zwłaszcza, gdy Vincenta gonią chyże roboty. Ogólny schemat polega na zwabieniu maszyny we wskazane miejsce, a następnie podejściu bliżej Cewki, by cisnąć tam bombę – Marsjanin bezmyślnie podejdzie do niej i po sprawie. Problem jednak polega na tym, że Cewka po użyciu gaśnie i nie można jej ponownie wykorzystać. Jeśli mamy 3 roboty na planszy, znajdują się tam również 3 urządzenia tego typu – każdego robota musimy zwabić osobno, a ponieważ liczba bomb, jakimi dysponuje Vincent, jest na każdej lokacji ograniczona, trzeba kombinować, jak za pomocą posiadanego arsenału "obsłużyć" wszystkich. W etapach, gdzie pojawia się radar-bot, jest nieco inaczej. Tu możemy mieć na przykład radar-bota oraz 2 latające maszyny i tylko jedną Cewkę. Jak wybrnąć z takiej sytuacji? Pędzący za naszym bohaterem radar niszczy maszyny, z którymi się zderzy, trzeba więc prowadzić pogoń tak, aby roboty zderzały się ze sobą, a na koniec kluczyć, aby radar-bot podszedł bezpośrednio pod Cewkę. Dla niektórych graczy dużym minusem może być fakt, że czasem ułamki sekund decydują o sukcesie. Może się zdarzyć, że etap jest złożony i skomplikowany, wykończyliśmy dwa roboty, a trzeci dopadł Vincenta dosłownie ułamek sekundy przed rzuceniem bomby. Trzeba zaczynać wszystko od początku – brak tu możliwości szybkiego zapisu stanu gry, co może mocno zirytować.

Dodatki lekko niepotrzebne

Smaku normalnej rozgrywce dodaje potężny statek Marsjan, który pojawia nagle nad planszą. Gdy tylko go zobaczymy, należy błyskawicznie stanąć – jeśli Vincent będzie się poruszać, zostanie spalony przez potężny laser. I to obojętne od tego, gdzie się znajduje. Aczkolwiek w praktyce olbrzymie UFO to tylko zapchajdziura, bez której można by doskonale się obejść.

Nad każdą lokacją obecne są również niezwykle irytujące chmury i sterowce. Ponieważ mapa pokazana jest w rzucie izometrycznym, większe chmury skutecznie zasłaniają spore obszary, a graczowi pozostaje tylko przeczekać, aż przepłyną, aby działać dalej. W sytuacji, gdy akurat ściga go maszyna, jest to bardzo niekomfortowa sprawa. Można znaleźć urządzenie zwane Odchmurzaczem – jego użycie eliminuje wszystkie chmury z nieba, jednak gdy Vincent zostanie spopielony i trzeba zacząć etap od nowa, chmury znowu są obecne.

W bunkrze czekają na Vincenta zagadki logiczne. Większość z nich jest w pełni zrozumiała, jednak w jednym z zadań trudno zgadnąć, czego się właściwie od gracza oczekuje – otrzymuje on schemat jakiejś maszyny, który może przybliżać i oddalać. Czy szukać na nim czegoś konkretnego? Nie wiadomo. A rozwiązanie jest banalne – należy... zmieścić go w jednej kratce skanera. Na rozwiązanie to można natrafić co najwyżej przez przypadek.

Oprawa przyjemna dla oka i ucha

Pod względem wizualnym trudno Steamburgowi cokolwiek zarzucić – oprawa graficzna jest bardzo przyjemna, choć Vincent wydaje się nieproporcjonalnie wielki w porównaniu z budynkami (co widać na załączonych obrazkach z gry). Podobnie animacje ruchów zarówno protagonisty, jak i robotów, wykonane zostały w bardzo zgrabny sposób. Tło muzyczne zmienia się w zależności od tego, w jakiej części miasta się akurat znajdujemy – na początku jest to ładny i szarpiący nerwy zapętlony motyw. Udźwiękowienie także wypada całkiem dobrze – zwłaszcza przerażający krzyk Vincenta zamienionego w słup ognia przez kosmiczny laser. Ten wrzask może śnić się w nocnym koszmarze. Mamy również sporo dialogów, pod których głos podkładają profesjonalni lektorzy – miejscami jednak brzmią strasznie sucho i bez emocji.

Steamburg to solidnie wykonana gra, która jednak nie wszystkim miłośnikom zabaw logicznych będzie się podobać. I nie chodzi tu nawet o sztucznie wydłużające czas zabawy chmury czy ów nieszczęsny statek kosmiczny, wymuszający bezczynne patrzenie się w ekran, ale głównie o wymagany refleks i brak możliwości zapisania stanu gry w dowolnym momencie. Jednak jeśli to nie przeszkadza, Steamburg da 5–6 godzin miłej zabawy.

Plusy

Minusy