W wyprodukowanej przez Telehorse grze Steamburg gracze mają okazję pokierować wynalazcą Vincentem, który musi przejść przez 32 lokacje. W każdej znajduje się kilka marsjańskich robotów – gdy zbliżą się do niego na odległość około metra, wypuszczają strumień ognia, zmieniający bohatera w żywą pochodnię. Na szczęście ma on do dyspozycji kilka bomb elektrycznych, które po rzuceniu przyciągają swoim piszczeniem uwagę robota. Ten ignoruje wówczas Vincenta i rusza w stronę źródła dźwięku, a gdy tam dotrze, szok elektryczny unieruchamia go na 2–3 sekundy. Jak zatem zniszczyć marsjańskiego blaszaka? Należy zwabić go, aby podszedł do Cewki Tesli – potężnej wieży elektrycznej, która w czasach pokoju służyła do oświetlania miasta. Gdy przeciwnik znajdzie się tuż przy niej, potężne wyładowanie zmienia go w popiół. Jednak należy uważać – jeśli Vincent podejdzie zbyt blisko, jego również czeka taki sam los. Lokacja uznawana jest za zaliczoną, gdy zlikwiduje się wszystkie roboty.
Podczas rozgrywki pojawiają się ich cztery typy: zwykły, ścigający, latający oraz radar-bot. Ten ostatni nie daje się zwabić bombami i trzeba prowadzić Vincenta tak, aby ścigający go mechanizm zbliżył do Cewki, co skutkuje jego zniszczeniem.
O ile założenie fabularne – kontynuacja klasycznego działa Wellsa – jest całkiem ciekawe, o tyle wykonanie pozostawia sporo do życzenia. W pierwszym najeździe Marsjan ucierpiała cała Ziemia, ale w grze wydawać się może, że kolejny atak był bardzo ograniczony. Vincent co parę lokacji trafia do bunkra, gdzie może porozmawiać przez telefon z wojskowymi – nie poznajemy informacji innych niż te związane z samym miastem, a zakończenie wydaje się wskazywać na to, że obcy wzięli na celownik wyłącznie Steamburg. Do walki z nimi motywuje naszego wynalazcę fakt, że jego narzeczona Elizabeth kryje się gdzieś przed inwazją. To właśnie jej poszukiwanie pcha Vincenta w kolejne miejsca.
Rozgrywka to seria łamigłówek logicznych, w których wymagane jest nie tylko myślenie, ale refleks i szybkość reakcji – zwłaszcza, gdy Vincenta gonią chyże roboty. Ogólny schemat polega na zwabieniu maszyny we wskazane miejsce, a następnie podejściu bliżej Cewki, by cisnąć tam bombę – Marsjanin bezmyślnie podejdzie do niej i po sprawie. Problem jednak polega na tym, że Cewka po użyciu gaśnie i nie można jej ponownie wykorzystać. Jeśli mamy 3 roboty na planszy, znajdują się tam również 3 urządzenia tego typu – każdego robota musimy zwabić osobno, a ponieważ liczba bomb, jakimi dysponuje Vincent, jest na każdej lokacji ograniczona, trzeba kombinować, jak za pomocą posiadanego arsenału "obsłużyć" wszystkich. W etapach, gdzie pojawia się radar-bot, jest nieco inaczej. Tu możemy mieć na przykład radar-bota oraz 2 latające maszyny i tylko jedną Cewkę. Jak wybrnąć z takiej sytuacji? Pędzący za naszym bohaterem radar niszczy maszyny, z którymi się zderzy, trzeba więc prowadzić pogoń tak, aby roboty zderzały się ze sobą, a na koniec kluczyć, aby radar-bot podszedł bezpośrednio pod Cewkę. Dla niektórych graczy dużym minusem może być fakt, że czasem ułamki sekund decydują o sukcesie. Może się zdarzyć, że etap jest złożony i skomplikowany, wykończyliśmy dwa roboty, a trzeci dopadł Vincenta dosłownie ułamek sekundy przed rzuceniem bomby. Trzeba zaczynać wszystko od początku – brak tu możliwości szybkiego zapisu stanu gry, co może mocno zirytować.
Smaku normalnej rozgrywce dodaje potężny statek Marsjan, który pojawia nagle nad planszą. Gdy tylko go zobaczymy, należy błyskawicznie stanąć – jeśli Vincent będzie się poruszać, zostanie spalony przez potężny laser. I to obojętne od tego, gdzie się znajduje. Aczkolwiek w praktyce olbrzymie UFO to tylko zapchajdziura, bez której można by doskonale się obejść.
Nad każdą lokacją obecne są również niezwykle irytujące chmury i sterowce. Ponieważ mapa pokazana jest w rzucie izometrycznym, większe chmury skutecznie zasłaniają spore obszary, a graczowi pozostaje tylko przeczekać, aż przepłyną, aby działać dalej. W sytuacji, gdy akurat ściga go maszyna, jest to bardzo niekomfortowa sprawa. Można znaleźć urządzenie zwane Odchmurzaczem – jego użycie eliminuje wszystkie chmury z nieba, jednak gdy Vincent zostanie spopielony i trzeba zacząć etap od nowa, chmury znowu są obecne.
W bunkrze czekają na Vincenta zagadki logiczne. Większość z nich jest w pełni zrozumiała, jednak w jednym z zadań trudno zgadnąć, czego się właściwie od gracza oczekuje – otrzymuje on schemat jakiejś maszyny, który może przybliżać i oddalać. Czy szukać na nim czegoś konkretnego? Nie wiadomo. A rozwiązanie jest banalne – należy... zmieścić go w jednej kratce skanera. Na rozwiązanie to można natrafić co najwyżej przez przypadek.
Pod względem wizualnym trudno Steamburgowi cokolwiek zarzucić – oprawa graficzna jest bardzo przyjemna, choć Vincent wydaje się nieproporcjonalnie wielki w porównaniu z budynkami (co widać na załączonych obrazkach z gry). Podobnie animacje ruchów zarówno protagonisty, jak i robotów, wykonane zostały w bardzo zgrabny sposób. Tło muzyczne zmienia się w zależności od tego, w jakiej części miasta się akurat znajdujemy – na początku jest to ładny i szarpiący nerwy zapętlony motyw. Udźwiękowienie także wypada całkiem dobrze – zwłaszcza przerażający krzyk Vincenta zamienionego w słup ognia przez kosmiczny laser. Ten wrzask może śnić się w nocnym koszmarze. Mamy również sporo dialogów, pod których głos podkładają profesjonalni lektorzy – miejscami jednak brzmią strasznie sucho i bez emocji.
Steamburg to solidnie wykonana gra, która jednak nie wszystkim miłośnikom zabaw logicznych będzie się podobać. I nie chodzi tu nawet o sztucznie wydłużające czas zabawy chmury czy ów nieszczęsny statek kosmiczny, wymuszający bezczynne patrzenie się w ekran, ale głównie o wymagany refleks i brak możliwości zapisania stanu gry w dowolnym momencie. Jednak jeśli to nie przeszkadza, Steamburg da 5–6 godzin miłej zabawy.