» Recenzje » Prey

Prey


wersja do druku
Redakcja: Marigold, Miszcz Czarny

Prey
Prey to jeden z ciekawszych tytułów z gatunku FPS, w jaki grałem. Co prawda, nie jest pozbawiony kilku dość głupich błędów, jednak posiada na tyle potężną dawkę innowacji oraz tak dobrą fabułę, że naprawdę wciąga. Więcej, potrafi swym klimatem przyssać gracza na całe wieczory do komputera.


Trudne początki


Pomysł na grę powstał już w roku 1995, jednak liczne przeróbki i kłopoty spowodowały, że firma Apogee, która zajmowała się tytułem, w końcu zrezygnowała z niego w 2000 roku. Skrypt i scenariusz, napisane przez Toma Halla, leżały odłogiem przez pięć lat, aż w 2005 Human Head Studios wróciło do projektu. Tym razem z sukcesem. Użyto ulepszonej wersji silnika graficznego (jakim posługiwała się gra Doom 3) i - zachowując znaczną część oryginalnego projektu - zabrano się za jego realizację. Niecały rok później Prey był gotów i ruszył na podbój rynku.

Oto i Tommy
Fabuła wciąga od samego początku. Prowadzimy postać indiańskiego mechanika Tommy’ego, który cały czas próbuje namówić swą ukochaną, Jen, na wspólny wyjazd z rezerwatu do miasta. Podczas przypadkowej bójki w barze dochodzi do dziwnych zjawisk i główny bohater, jego poczciwy dziadek oraz Jen zostają porwani na statek obcych. Dziadek ginie niemal od razu, Jen, wraz z dziesiątkami innych ludzi, zostaje gdzieś przetransportowana, zaś Tommy - w wyniku sabotażu nieznajomego sojusznika (który ginie zaraz potem) - wydostaje się na wolność. Chwytając to, co ma pod ręką, postanawia skopać tyłek kosmitom i uratować swoją kobietę. Po drodze czeka go wiele niespodzianek i dziwów.

Taki widok to codzienność
Jak widać, fabuła zapowiada typowy, bezmózgi młyn z masą amunicji oraz krwi w roli głównej. Mimo iż to drugie jest jak najbardziej na miejscu, to gracz wielokrotnie będzie zaskoczony. Już po chwili gry okazuje się, że nasza postać jest w pewnym stopniu nieśmiertelna. Gdy zginiemy, przenosimy się do świata duchów, gdzie strzelamy do dwóch rodzajów zjaw. Jedne dają życie, inne energię duchową, a w efekcie powracamy do miejsca naszej śmierci odrodzeni i idziemy naprzód. Co więcej, w miejsca, gdzie ciało nie ma dostępu, może przedostać się nasz duch. Ten może walczyć z przeciwnikami, jednak należy pamiętać, że ciało Tommy’ego jest ciągle narażone na atak, tak więc w postaci duchowej należy zachować ostrożność. Zabieg ten nie dość, że jest celowy i później fajnie komplikuje fabułę, to naprawdę ciekawie wypada w grze, dając graczowi dużo większe pole manewru. Z innych smaczków fabularnych - co jakiś czas pojawia się w głowie naszej postaci tajemniczy głos, co jest sygnalizowane falowaniem obrazu. Dowiadujemy się, czym jest głos prawie z końcem gry. Warto zaznaczyć, że Prey nie jest krótki i niesamowicie wciąga.


Lepszy Doom 3


Obrzydliwe, ale leczy
Twórców należy bardzo pochwalić tak za szatę graficzną, jak i specyfikę gry. Świetnie wypadają lokacje oraz gra światła i cienia. Największym plusem jest to, iż kolejne miejsca czy pokoje się nie powtarzają, stanowiąc odrębne twory. Gracz nie będzie się więc nudził, patrząc co chwila na ten sam korytarz czy ścianę. Różnorodność elementów statku obcych jest olbrzymia. Okręt żyje, a w zasadzie jest na wpół maszyną i na wpół żywym organizmem. Przeciwnicy pełnią rolę swego rodzaju robotników i obrońców. Ich zróżnicowanie jest również wysokie. Mamy zwykłych wojaków, zmutowane zwierzęta, powolnych niewolników, którzy nas nie zaatakują, o ile zostawimy ich w spokoju, czy wielkie, fruwające stwory ciskające ognistymi kulami. Przyjdzie nam też pokonać samodzielne działka laserowe czy dziwne, latające maszyny, nieco podobne do tych z Matrixa.

Azor, leżeć! Dobry kosmita.
Jeśli chodzi o poziom trudności, to wrogowie są raczej łatwi do pokonania. Potrafią stać w bezruchu, stając się łatwym celem lub po prostu przez chwile gapić się na nas i ”myśleć”. Dodając do tego nieśmiertelność naszego bohatera, otrzymujemy irytująco niski stopień trudności. Nawet po przejściu całej gry, gdy odblokujemy poziom ”Czirokez”, czyli znacznie bardziej zaawansowany, nadal nie jest specjalnie ciężko. W zasadzie zwiększa się nieco celność przeciwników, w końcu robią jakieś sensowne uniki, brakuje apteczek i zgarniamy trochę większe obrażenia. Jednak, dzięki nieśmiertelności, dalej można przejść grę na zasadzie parcia do przodu. Bossowie również nie są super inteligentni, a poza tym nie ma ich w grze zbyt wielu. Sylwetki postaci są bardzo porządnie zrobione, jednak ciągle miałem wrażenie, iż za bardzo przypominają te z Dooma 3. Nie są niestety tak dopracowane jak tekstury pomieszczeń.


Portale, portale i jeszcze więcej portali


Portale to podstawa gry
Drugim, wspomnianym wcześniej, plusem jest klimat gry, jaki buduje zabawa z portalami. Mimo iż pomysł nie jest zbyt nowatorski, a w roku 1995 istniały już gry tego typu, to Prey pokazał coś nowego. Pierwszą z innowacji jest brak wczytywania się okna przy przechodzeniu przez portal. Wszystko za sprawą odrębnych linków przyporządkowanych danym przejściom i pomieszczeniom. Dzięki temu możemy zajrzeć przez ”okno” do pomieszczenia, do którego prowadzi, otworzyć drzwi i ostrzelać przeciwnika od tyłu. Bywa jednak niekiedy tak, że się przez to zastrzelimy - o ile pomylimy Tommy’ego z kosmitą. Część przejść zamyka się za nami, a wielu przeciwników wyskakuje w najmniej oczekiwanym momencie z maleńkich portali, które zaraz potem się zamykają.

Typowa zagrywka kosmitów -
wyskoczyć z portalu i dać się zabić
Inną nowinką są ukryte „drzwi” w skrzynkach czy ramach drzwi. Gra polega na zabawie z portalami, przenikaniu pól siłowych w postaci duchowej i otwieraniu zamków. Zabawnym urozmaiceniem są tak zwane chodniki grawitacyjne. Pozwalają one - zarówno nam, jak i przeciwnikom - chodzić po sufitach i ścianach. Daje to graczowi niezłego kopa dezorientacji, bo czasem ten nie wie, czy stoi na suficie, czy na podłodze i czy przeciwnik pojawi się przed nim, czy może na ścianie obok. Dezorientację potęgują generatory grawitacji, umieszczone na powierzchni sal. Po strzeleniu w generator, zaczyna on działać i płaszczyzna, na której się znajduje, staje się podłogą, zaś całe pomieszczenie obraca się w odpowiednią stronę. Wszystko, co nie było przytwierdzone, spada wtedy na nową podłogę. W ten sposób możemy podczas potyczki obracać pomieszczeniem, dezorientując przeciwników.

Kolejnym i ostatnim zabiegiem są latające pojazdy, które może prowadzić gracz. Poza zwykłym działkiem są wyposażone w elektryczny chwytak, którym można podnosić różne przedmioty i przeciwników, co pozwala na przykład zrzucać wrogów z wysokości.


Arsenał


Eee... gdzie tu jest sufit?
Gracz ma do dyspozycji siedem rodzajów broni. Pierwszy to klucz francuski, którego używamy tylko na początku gry. Potem o nim zapominamy, głównie za sprawą podstawowej broni strzeleckiej, do której jest pełno amunicji, a karabin sam ją do pewnego stopnia regeneruje. Dodatkowo, pierwszy karabinek ma opcję snajperską, w której widzimy w podczerwieni. Następnie mamy pajęcze granaty. Podstawowy strzał to oderwanie nóżek pajączkowi i rzucenie nim w cel, co powoduje wybuch. Alternatywna opcja odrywa jedną nogę pajączkowi, tworząc z niego minę. Jest to idealne rozwiązanie do zastawiania pułapek. Należy jednak pamiętać, że mina wybuchnie przy kontakcie z kimkolwiek, w tym z nami. Czwarty slot zajmuje karabin, do którego wysysamy z generatorów na ścianach amunicję. Są do niego aż cztery rodzaje pocisków – zwykły promień laserowy, podmuch zamrażający, silne elektryczne kule i ciągły strumień energii, przypominający działo jonowe. Tak naprawdę przydają się wszystkie typy amunicji poza zamrażającą, która jest absolutnie nieskuteczna. Szybko się zużywa i działa tylko na krótki dystans.
Pierwszy na świecie duch tłumacza-sokoła
Pamiętać należy, że w karabinie może się znajdować tylko jeden rodzaj amunicji. Kolejna broń to karabin na łuskowe naboje, z wbudowanym granatnikiem. Zaletą jest szybkostrzelność, zyskiwana jednak kosztem błyskawicznego zużywania amunicji. Granaty są odłamkowe, więc przydają się przeciwko grupom przeciwników, same nie mają jednak dużej siły. Następnie mamy dziwny karabin strzelający kwasem, bardzo przydatny w bezpośrednim kontakcie. W wersji alternatywnej wystrzeliwuje granaty kwasowe. Ostatnią bronią jest wyrzutnia rakiet, która w drugiej wersji tworzy zaporę przed graczem. Jest to chyba jedna z najbardziej użytecznych broni przeciw masom wrogów. Należy zauważyć, że cały asortyment militarny obcych jest żywy, co nadaje grze niezłego klimatu.

Kto zamawiał mrożonki z kosmity?
Wadą walk w Prey, poza niskim poziomem trudności oraz nieśmiertelnością gracza, jest brak możliwości niszczenia przedmiotów. W sumie jedyne, co udało mi się rozwalić, to skrzynki zrobione z mięsa. Natomiast wszelkiej maści ekrany, monitory, lampy, kartony i im podobne są niezniszczalne. Szyb w grze nie ma, gdyż zastępują je pola siłowe, więc ciężko by je było zniszczyć. Ciała przeciwników znikają dość szybko, zmieniając się w pył. Ciekawostką jest duża interakcja z otoczeniem, w postaci nasłuchu rozgłośni radiowych, komentarzy naszej postaci, gier losowych typu oczko czy jednoręki bandyta na automatach, które przedostały się wraz z porwanymi ludźmi na statek obcych. Nadaje to miłego klimaciku tak grze, jak i samej fabule, jednak na późniejszych poziomach nie zwraca się na to zbytnio uwagi. Inną ciekawostka są łamigłówki logiczne - labirynty zrobione z portali. Szkoda jednak, że nie ma ich zbyt dużo.


Multiplayer i podsumowanie


Klimaty rodem z horroru
Tryb multiplayer oferuje w zasadzie standard. Nie ma wielkich innowacji, choć warto pograć czasem z innymi graczami. Ot, tradycyjnie Deathmatch, bieganie z flagą i zespołowe rozgrywki. Zaletą jest duży wybór map, które są mocno zróżnicowane. Mamy lokacje na statku obcych, w barze, w którym zaczyna się gra, jakieś pustkowia oraz połączenie wszystkich miejsc. Co ciekawe, mapy są również wyposażone w dużą ilość portali, co bardzo podnosi poziom rozrywki. Można kogoś zaskoczyć, wrzucając mu pod nogi granat, stojąc w zupełnie innym pomieszczeniu, na drugim końcu mapy. Mimo wszystko, to jednak trochę za mało, aby przykuć większe grono graczy.

Ostatecznie bardzo polecam grę tak wszystkim fanom zwariowanych fabularnie strzelanek, jak i niedzielnym graczom. Prey to porządny, choć dość łatwy, tytuł. Zapewnia ponad trzydzieści godzin zabawy dzięki niepowtarzalnemu klimatowi oraz fabule. Niewysoka cena gry tym bardziej zachęca do wejścia w jej zwariowany świat.


PLUSY:

  • klimat
  • fabuła
  • lokacje i portale
  • różnorodność przeciwników oraz broni
  • nie za krótka
  • przystępne wymagania



MINUSY:

  • bardzo prosta
  • przeciwnicy mocno przypominają tych z Doom 3
  • brak możności niszczenia przedmiotów
  • absolutna nieśmiertelność postaci



    A oto zwiastun gry:


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


7.5
Ocena recenzenta
5.67
Ocena użytkowników
Średnia z 3 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Prey
Seria wydawnicza: Kolekcja Klasyki
Producent: Human Head Studios
Wydawca: Take 2 Interactive
Dystrybutor polski: Cenega Poland
Data premiery (świat): 11 lipca 2006
Data premiery (Polska): 21 lipca 2006
Wymagania sprzętowe: Pentium 4 2 GHz, RAM 512 MB, karta grafiki 64 MB , Windows 2000/XP.
Nośnik: 1 DVD
Strona WWW: www.prey.com
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 24,90 zł
Tagi: Prey



Czytaj również

Prey - poradnik do gry
Opis postaci, przedmiotów, arsenału i przeciwników.

Komentarze


XLs
   
Ocena:
0
niby mamy absolutna niesmiertelnasc a w innych mamy autosave i to samo

to nie wada tylko inne rozwiazanie tego samego:P
31-01-2010 19:24
Vermin
   
Ocena:
0
W "Prey" też jest auto save i quick save, więc w tym wypadku jest to olbrzymia wada :D
31-01-2010 19:41
Furiath
   
Ocena:
+1
Żałosna gra.

Indianin jako bohater zupełnie mi nie podchodził. Te gadanie o przodkach + statek kosmiczny pachniało mi absurdem.

Liniowość gorsza niż w konsolówkach, na palcach jednej reki można wymienić dylemat "mogę iśc w prawo lub w lewo" :P

Patenty ze zmiennym punktem grawitacji i ciężkości raczej wkurzały, niż istotnie bawiły. W mojej ukochanej Alien vs predator (grałem Alienem) można było ganiać po każdej płaszczyźnie, a było to bardziej przyjazne.

Dla mnie zero klimatu. Doom 3 miał mocny klimat zrujnowanej stacji kosmicznej - w Prey klimat jest dobry dla przedszkolaków a emocje są równe saperowi.

Fajne pomysły na biotechnologię obcych i przechodzenie w stan ducha to jedyne powody, dla których można odpalić tę grę.
31-01-2010 23:01
Vermin
   
Ocena:
0
Osobiście uważam "Doom 3" za porażkę. Fabuła nie istnieje, grafika koszmarna, rozgrywka nudna. Tutaj liniowość jest, ale w wielu świetnych grach ta liniowość występuje (Half- Life, Cal of Duty, Medal of Honor, F.E.A.R.).

Grawitację uważam za doskonały pomysł, bo bardzo urozmaicała grę. A co do Indianina, wolę jego niż kolejnego białasa z spluwą który ratuje cały świat.

Dla mnie gra świetna, spokojnie do niej będę wracał na relaks.
01-02-2010 00:32
~garfields

Użytkownik niezarejestrowany
    Prey znudził mnie niemiłosiernie
Ocena:
0
I chyba tyle w temacie. Skończyłem grę tylko dlatego że nie miałem przez kilka dni w co grać a miałem ochotę pograć w cokolwiek - tym cokolwiek był właśnie Prey.
Ja - nie polecam.
01-02-2010 10:31

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.