Moonlighter

Każda przygoda musi się opłacać

Autor: Tomasz 'Asthariel' Lisek

Moonlighter
Ciężkie jest życie sklepikarzy w grach cRPG – herosi cały czas próbują sprzedać im tony niepotrzebnego żelastwa, okraść ze sprzedawanych towarów lub wręcz zamordować, aby przejąć ich dobytek. Co jednak, gdyby to handlarz był głównym bohaterem? Możemy się przekonać, grając w Moonlightera, gdzie równie istotne, co zdobywanie skarbów, jest ich sprzedaż po rozsądnej (czytaj: zawyżonej) cenie.

Dawno temu, podczas badań archeologicznych, odkryto tajemnicze ruiny, wśród których szczególną uwagę przyciągało pięć wrót, z których każde prowadziło do innego wymiaru. Po przejściu przez nie śmiałkowie trafiali do labiryntów, gdzie czekały na nich nie tylko niebezpieczeństwa, ale również wszelkiego rodzaju skarby. Aby ułatwić ich eksplorację, w pobliżu zbudowano kupiecką wioskę o nazwie Rynoka, w której poszukiwacze przygód mogli zarówno zaopatrzyć się przed wyprawą, ale też sprzedać po powrocie znalezione kosztowności. Wraz z upływem lat i kolejnymi porażkami ponoszonymi przez śmiałków próbujących otworzyć ostatnie, piąte wrota, Rynoka zaczęła jednak podupadać, a jej mieszkańcy powoli zapomnieli o tym, w jakim celu ich wioska w ogóle powstała.

Ostrożność pierwszą zasadą handlarza

Podczas gry wcielamy się w Willa, właściciela sklepu o nazwie Moonlighter, który jako jeden z nielicznych dalej marzy o rozwiązaniu zagadki związanej z zamkniętymi wrotami. Rozgrywka została podzielona na dwie części: tę dość tradycyjną dla gatunku, czyli przemierzanie pełnych przeciwników lochów, aby na końcu zmierzyć się ze strażnikiem broniącym dostępu do kolejnych wrót oraz rzadziej spotykane w erpegach (chociaż nie będące zupełną nowością, jako że już dekadę temu wydano oparte na podobnym pomyśle Recettear: An Item Shop's Tale) zarządzanie własnym sklepem, wraz ze wszystkimi (mniej lub bardziej oczywistymi) wyzwaniami z tym związanymi.

W ostatnich latach coraz większą popularność zdobywają gry z gatunku roguelike, czyli takie, w których śmierć niesie za sobą bardzo poważne konsekwencje, nierzadko zmuszając do rozpoczęcia rozgrywki od nowa. Moonlighter jest natomiast określany przez odpowiedzialne za jego powstanie studio Digital Sun jako "rogue-lite", czyli tytuł inspirowany pewnymi rozwiązaniami stosowanymi w roguelike, lecz prostszy i bardziej przyjazny wobec nowych graczy. Przejawia się to między innymi tym, że w przypadku zostania pokonanym przez strzegące lochów stwory, Will nie umiera, ale zostaje z nich dosłownie wypluty... tracąc wszakże 75% znalezionych podczas niefortunnej eskapady przedmiotów, co samo w sobie stanowi motywację, aby następnym razem uniknąć podobnej porażki.

Nie ma zysków bez odrobiny zagrożenia

Jeśli sytuacja staje się zbyt niebezpieczna, a mikstury uzdrawiające zaczynają powoli kończyć podczas wycieczki, to zamiast ryzykować dalszą eksplorację, można użyć magicznego medalionu, aby – za drobną opłatą – teleportować się z powrotem do miasta. Można również pożegnać się z nieco wyższą sumą złota, aby otworzyć portal, wrócić do Rynoki, sprzedać kosztowności, zaopatrzyć się w niezbędne przedmioty i wrócić w to samo miejsce, z którego przybyło, dzięki czemu nie ma potrzeby zaczynać każdej wędrówki od początku. Aby poradzić sobie z coraz silniejszymi wrogami, potrzeba jednak dobrego ekwipunku, a w ten trzeba zainwestować, co tanie nie jest – dlatego też na początku lepiej skupić się na wynoszeniu kosztowności, które można spieniężyć w celu kupna pancerza i uzbrojenia.

Aby zdobyć jakiekolwiek skarby, trzeba być odpowiednio przygotowanym na konfrontację ze strzegącymi ich potworami – również pod względem taktycznym. Każdy z nich atakuje w nieco inny sposób, więc warto zwracać uwagę na to, z kim mierzy się Will i dostosować swoje podejście do danego przeciwnika. Podczas rozgrywki można używać tylko dwóch broni jednocześnie (pomiędzy którymi trzeba się za każdym razem przełączać, więc nie ma co liczyć na płynne przeplatanie ataków), ale każda z nich działa na swój własny sposób (np. miecze oburęczne pozwalają zadawać obrażenia wrogom wokół bohatera, podczas gdy włócznia przebija przeciwników stojących w prostej linii), więc nikt nie powinien mieć problemu ze znalezieniem kombinacji, która najbardziej przypadnie mu do gustu. Problem w tym, że sam system walki jest zauważalnie uproszczony w porównaniu do konkurencji, więc po dość krótkim czasie kolejne bitwy przestają sprawiać jakiekolwiek wyzwanie, a gracz zaczyna zamiast tego koncentrować się na zbieraniu jak największej liczby fantów i sprzedawaniu ich z zyskiem.

O sztuce sprzedawania drogo

Wartość każdego ze znajdowanych przedmiotów jest na początku nieznana, ale po przypisaniu im ceny i wystawieniu na sklepowe półki, można metodą prób i błędów odgadnąć kwotę, za jaką najbardziej warto jest je sprzedawać. Klienci odwiedzający Moonlightera reagują z różnymi stopniami entuzjazmu (bądź jego braku) na proponowane ceny, więc jeśli ktoś jest zachwycony, to znaczy, że można podwyższyć żądaną opłatę. Lepiej jednak nie przesadzać, gdyż jeśli zaczniemy wyciągać zbyt wiele z kieszeni mieszkańców Rynoki, to popularność danego skarbu spadnie i trudniej będzie znaleźć chętnych na jego kupno. Niestety, ostatecznie i ta warstwa Moonlightera – chociaż nieźle się sprawdza w kontekście urozmaicenia rozgrywki – mimo wszystko kuleje: wprawdzie jest interesująca na starcie, ale również prędko przestaje zaskakiwać gracza z racji ubogiej mechaniki związanej z zarządzaniem sklepem. Oczywiście znajdą się pewne urozmaicenia (można inwestować w sklep, zwiększając jego rozmiary, dodając kolejne lady wystawowe i urozmaicając jego wygląd przyznającymi różne bonusy ozdobami; trzeba się też pilnować przed złodziejami próbującymi wynieść towar bez płacenia), ale nie zmienia to faktu, że można było oczekiwać trochę więcej po tytule, który ma się wyróżniać od konkurencji przede wszystkim poprzez danie graczowi możliwość bycia handlarzem z prawdziwego zdarzenia.

Niczego nie da się natomiast zarzucić oprawie audiowizualnej, która od razu cieszy tak wzrok, jak i słuch. Zaprezentowana tu estetyka z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom grafiki w oldskulowym stylu, a kolory są żywe i atrakcyjne dla oczu, dzięki czemu - chociaż po paru godzinach grania wkrada się pewna monotonia z racji braku wyzwania - to gracz i tak ma ochotę kontynuować przygodę dzięki sposobowi, w jaki to wszystko zostało przedstawione. Muzyka także jest bardzo przyjemna, a że każdy z lochów cechuje się odmiennym motywem (który dodatkowo zmienia się delikatnie wraz z przechodzeniem na kolejne poziomy), to na brak urozmaicenia nie można narzekać. Szkoda, że podobna dbałość o wykonanie nie dotyczy warstwy technicznej, gdyż podczas kilkunastu godzin spędzonych nad dziełem Digital Sun natrafiłem na sporą liczbę mniej lub bardziej uciążliwych usterek, wśród których najbardziej dokuczliwe są: resetowanie się ustawionych cen po próbie kradzieży wystawionych przedmiotów oraz brak możliwości zakończenia dnia w pewnych przypadkach, co zmusza do wczytania poprzedniego zapisu – przydałoby się tu jeszcze trochę końcowych szlifów.

Jest nieźle, mogło być lepiej

Moonlighter to dobra, ale nieskomplikowana gra, w związku z czym osoby, które szukają bardziej wymagających wyzwań, mogą być nią rozczarowane. Zarówno eksploracja labiryntów, jak i zarządzanie sklepem nie zadowalają do końca przez ich stosunkowo niewielki stopień rozbudowania, a napotykane co jakiś czas bugi irytują. Nie ulega jednak wątpliwości, że twór hiszpańskiego studia powinien spodobać się mniej wymagającym graczom, którym zależy po prostu na spędzeniu kilkunastu godzin w relaksującej atmosferze, nawet jeśli po jego ukończeniu w głowie kołacze się myśl, że drzemiący tu potencjał nie został do końca wykorzystany.

Plusy:

Minusy: