» Recenzje » Moebius: Empire Rising

Moebius: Empire Rising


wersja do druku

Świetna fabuła z kiepską grafiką

Redakcja: Jan 'gower' Popieluch

Moebius: Empire Rising
Mimo zalewu rynku grami akcji przygodówki trzymają się dzielnie i nadal przyciągają sporo ludzi. Jedne są lepsze drugie gorsze, a jeszcze inne... cóż, powiedzmy Moebius: The Empire Rising należy do takich, które mają po trochu z każdego kociołka. Z jednej strony ma wiele zalet, z drugiej bije głupotami na miarę filmów akcji, które przecież większość ludzi kocha. Przecież także Szklana pułapka, mimo wielu dziwactw, nie jest złym filmem. Podobne zjawiska znajdujemy w branży growej.

Tajemnica Moebiusa

Grę otwiera wejściówka rodem z rasowego filmu akcji pokroju Skarbu Narodów czy Mumii, co na samym starcie zapowiada, z czym mamy tutaj do czynienia. Fabuła zaczyna się dość niewinnie od komiksu (dołączonego również w wersji papierowej do pudełka z grą) opisującego ważny element z dzieciństwa Rectora. W czasie gdy rodzina chłopca mieszkała w Afryce, lew zabił jego matkę wracającą do domu od kochanka. To wydarzenie sprawiło, że będący świadkiem całego zdarzenia Malachi zamknął się w sobie i stał się osobą bardzo praktyczną, nie wdającą się w żadne międzyludzkie interakcje poza zawodowymi. Z olbrzymią wiedzą historyczną oraz fotograficzną pamięcią wyśmienicie sprawdza się w swoim zawodzie, co przynosi sporo pieniędzy z dochodowych zleceń od polityków, zamożnych kolekcjonerów i tym podobnych kontrahentów.

Pewnego razu bohater dostaje zlecenie od jednej z organizacji rządowych, która prosi go o sprawdzenie, czy niedawno zamordowana młoda kobieta wywodząca się z bardzo bogatej włoskiej rodziny nie jest podobna, pod względem życiorysu, do pewnej historycznej postaci. Malachi wyśmiewa zlecenie i początkowo je odrzuca, ale że udaje się akurat do Wenecji, gdzie miało miejsce wspomniane morderstwo, postanawia przyjrzeć się sprawie z bliska. To, co odkrywa, wprawia go w osłupienie i rzuca ponownie do Afryki, gdzie przypadkiem poznaje świeżo emerytowanego wojskowego, kapitana Davida Walkera. Duet dwóch mężczyzn, o zgoła odmiennych charakterach oraz priorytetach, łączy z przypadku swe siły, aby odkryć tajemnicę wzoru Moebiusa i spisek, który się za nim kryje.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Fabuła sprawia wrażenie bardzo prostej i przewidywalnej, ale potrafi nieraz pozytywnie zaskoczyć, zaś cała historia jest opowiedziana ciekawie i dynamicznie. Olbrzymią zaletą okazuje się duet dwóch głównych postaci, pochodzących z zupełnie różnych grup społecznych i mających całkowicie odmienne spojrzenie na świat. Rzeczowy, opanowany, analitycznie myślący i bardzo elegancki Rector przeciw mówiącemu wprost, co mu leży na wątrobie, rzucającemu suche dowcipy, lojalnemu do bólu dobremu samarytaninowi w osobie Davida Walkera. Efektem jest bardzo duża dawka udanego humoru – szczególnie, gdy obaj panowie omawiają wspólnie jakiś problem lub oceniają inną osobę. Do tego dostajemy po mistrzowsku dobrany angielski dubbing, który bardzo dobrze oddaje akcent pochodzenia rozmówcy. Sprawia to wrażenie, że słuchamy wypowiedzi Niemca, Francuza, Włocha czy Brytyjczyka, a nie ogólnie przyjętego amerykańskiego języka rodem z Hollywood.

Nierówności i wyboje w pięknym krajobrazie

Już na samym starcie razi animacja postaci oraz beznadziejnie wykonane przerywniki filmowe. Aż oczy bolą na widok bohomazów, które przewijają się po ekranie, co mocno psuje odbiór całości. Najbardziej groteskowo wypada postać Walkera, który przypomina napompowanego pakera bez szyi o dziwnym rozstawieniu ramion. Podczas gry jeszcze można z tym żyć, ale w trakcie animacji filmowych jesteśmy świadkami totalnej amatorszczyzny. Aby jeszcze bardziej dobić widza, twórcy umieścili rysowane grafiki koncepcyjne postaci, które wyglądają nieporównywalnie lepiej. Gdyby w takiej konwencji utrzymać całą grafikę, jej wartość wizualna znacznie by zyskała i mogłaby stanąć w szranki nawet z The Whispered World czy Syberią.

Na szczęście plenery, lokacje i tła są wykonane bardzo porządnie i przykuwają wzrok. Przyjdzie nam odwiedzić wschodnie wybrzeże USA, Włochy, Szwajcarię, Francję i Afrykę Północną. W każdym z tych wielu miejsc będziemy poruszać się po różnorodnych terenach – od salonów bogaczy, przez budynki rządowe, zwykłe ulice, po katakumby czy podziemne labirynty. Wszystko to wygląda naprawdę świetnie, jest dopracowane, klimatyczne i udanie oddaje wyobrażenia o wspomnianych miejscach.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Ekwipunek jest zaprojektowany klasycznie, choć dostajemy ciekawe zakładki na oglądanie, łączenie i przyglądanie się poszczególnym elementom jego zawartości. Mimo sporej liczby elementów, które możemy w różnoraki sposób wykorzystać, nie będziemy taszczyć walizek rodem z Fallouta, a noszone przedmioty są w większości podręczne. Najbardziej zwraca uwagę telefon Rectora, a w nim dziennik zadań, foldery z danymi postaci, wobec których prowadzimy historyczne śledztwo, kontakty telefoniczne oraz mapa lokacji. Całość podzielono na zakładki, dzięki czemu panuje tu porządek i szybko zorientujemy się w sytuacji. Dodatkowo każda nowa informacja jest sygnalizowana zielonym wykrzyknikiem, a na dole paska widzimy dane o zdobytych punktach. Te zdobywamy za zadania główne oraz poboczne poprzez obserwację otoczenia.

Proste, choć ciekawe łamigłówki

W interesujący sposób twórcy przedstawili analityczne rozumowanie Rectora, który w swej pamięci posiada istną bibliotekę. Gdy analizuje na szybko osobę lub przedmiot, otwiera się okno w którym gracz musi do każdego z wybranych przez bohatera szczegółów dobrać jedną z trzech podpowiedzi. Gdy zrobi to poprawnie, dostajemy opis badanego obiektu, co ma bezpośrednie przełożenie na prowadzone dialogi, a czasami popchnięcie całej akcji do przodu. Dodatkowo zbieramy oo kluczowych postaci dane pozwalające z czasem dopasować je do poszczególnych wzorców z historii. Całość jest naszpikowana prawdziwymi wydarzeniami (głównie z dziejów Europy), ale na potrzeby gry stworzono kilka postaci fikcyjnych, co bardziej uważny gracz szybko wyłapie. Inne zagadki też są ciekawe, jednak brakuje tutaj większej liczby naprawdę trudnych łamigłówek, zaś ogólny poziom trudności jest równy niemal zeru. Więcej napocić się można przy The Longest Journey, o takich produkcjach jak Still Life już nie wspominając. Tu spotkamy się z całkiem różnorodną paletą zadań, jednak nie stanowią one żadnego wyzwania dla gracza, który choćby liznął ten gatunek.

Historia siłą napędową

Mimo wielu naprawdę ciężkich uchybień Moebius: Empire Rising oczarował mnie. Gra zjadła w sumie jedenaście godzin i nie żałuję ani sekundy. Wszystko za sprawą ciekawie opowiedzianej historii, wartkiej akcji oraz naprawdę porządnej dawki humoru. Do tego mnogość miejsc, jakie odwiedzimy, duża interakcja z otoczeniem i świetnie zaprojektowany dziennik zadań w postaci telefonu mocno rekompensują brzydkie animacje czy niski poziom trudności. Jeśli podobał wam się film Skarb narodów lub lubicie kino w tym gatunku, to Moebius przypadnie wam do gustu. Bardziej wymagające osoby mogą odjąć od oceny jedno oczko, jednak nadal będziemy mieli do czynienia z solidną produkcją.

Plusy:

  • ciekawie skonstruowana fabuła
  • mnogość i różnorodność lokacji
  • udźwiękowienie, w tym głównie angielski dubbing
  • dziennik zadań (telefon Rectora)
  • humor
  • dużo interakcji z otoczeniem
  • długa
  • sporo historii
  • kierowanie dwoma postaciami

Minusy:

  • zerowy poziom trudności
  • brzydka animacja postaci
  • koszmarne przerywniki filmowe
  • część zagadek ma nielogiczne podejście do fabuły

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
8
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Moebius: Empire Rising
Producent: Phoenix Freeware Online
Wydawca: Phoenix Freeware Online
Dystrybutor polski: IQ Publishing
Data premiery (świat): 15 kwietnia 2014
Data premiery (Polska): 27 listopada 2014
Strona WWW: www.postudios.com/company/games/moe...
Platformy: PC, Mac
Sugerowana cena wydawcy: 79,90 zł.



Czytaj również

Relax #32
Relaksowa reaktywacja
- recenzja
Silver Surfer. Przypowieści
Być herosem
- recenzja
Blueberry #0
Narodziny legendy
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.