» Recenzje » Medal of Honor

Medal of Honor


wersja do druku
Redakcja: 27383

Medal of Honor
Nowy Medal of Honor miał zapewnić Electronic Arts dominację w segmencie pierwszoosobowych strzelanek. Zadanie było ciężkie, bo za przeciwnika miał samego Modern Warfare 2. Deweloperzy zapowiadali połączenie najlepszych cech wcześniej wspomnianego tytułu oraz serii Battlefield. Czy szturm się powiódł? Niestety, ktoś tutaj przecenił siły na zamiary.


Znowu lądowanie w Normandii?! Uch, jednak nie

Najnowszy Medal zostawił za sobą realia największego zbrojnego konfliktu w dziejach ludzkości i przywędrował do czasów współczesnych. Na pole nowej kampanii wybrano Afganistan, czyli kraj, gdzie NATO od 2001 roku próbuje zaprowadzić ład. Do tego całego kotła trafiamy my, jako Dante Adams z Rangersów oraz Rabbit z elitarnego oddziału Tier 1.

Jeżeli Modern Warfare i Bad Comapny były FPS-ami, w których poza zwyczajną walką byliśmy częstowani ciekawymi historiami (choć nie zawsze logicznymi), tak w nowym dziele Elektroników dostajemy coś na wzór zmiksowanej papki. Niby wiemy, co to jest, ale smaku poszczególnych produktów nie jesteśmy w stanie wyczuć. Podczas „spożywania” fabuły natknąłem się oczywiście na lepsze momenty, które pozwolą zżyć się graczowi z bohaterami, a sam finał poruszy niejednego twardziela. Mimo wszystko, to wciąż za mało.

Istotnym elementem każdej fabuły są postacie. Tutaj kolejny strzał w stopę dla Medal of Honor. Osobowość i indywidualność żołnierzy, z którymi się spotykamy, pozostawia wiele do życzenia. Trudno tutaj nie przytoczyć genialnej pod tym względem Bad Company 2 czy postaci kpt. Soapa bądź Ghosta z produkcji Infinity Ward. Twórcy starali się oddać ducha żołnierstwa i relacji panujących między wojakami, ale wszystko wyszło sztucznie i w żaden sposób nie daje się odczuć prawdziwych klimatów wojny.


Tango at 2!

No dobrze, jeżeli ubytki względem charakteru bohaterów czy ciekawości historii można wybaczyć, bo to w końcu FPS, to czas rozpatrzyć, co Medal ma nam do zaoferowania w kwestii rozgrywki.

Mechanizm strzelania przypadnie do gustu fanom serii Battlefield. Fanom preferującym odpowiedniki znane chociażby z Counter Strike’a bądź Call of Duty na początku sprawi pewien zawód, bo odbiega dynamiką od wyżej wymienionych. Dopiero po paru minutach obcowania z grą wszystko powróci do normy i będziemy czuć się jak w domu. Nie zmienia to faktu, że jest on maksymalnie uproszczony, a „zdjęcie” nawet najbardziej ruchliwego celu ociera się wręcz o absurdalną łatwiznę. W zupełnej opozycji znajdują się za to granaty, których skuteczność woła o pomstę do nieba! W takim przypadku już lepiej niech Amerykanie wyposażają swoich żołnierzy w proce. Zwiększy to ich skuteczność o kilka procent, bo efektywność tych pierwszych to czysta abstrakcja.

Przyzwyczaiłem się, że podczas każdej wyprawy wojennej jestem uzbrojony niczym Gundam (wielki mech z mangowego uniwersum). Do wyboru mam dziesiątki karabinów, granatniki, strzelby, wyrzutnie rakiet i dużo innych morderczych zabawek. Niestety, żołnierze ISAF w Afganistanie cierpią pod tym względem biedę. Do naszej dyspozycji oddano zaledwie parę rodzajów broni, w tym kultowe „em-cztery” czy snajperkę Barrett, ale o rarytasach typu Javelin można jedynie pomarzyć. W dodatku nasze uzbrojenie jest dobierane automatycznie, więc nie ma możliwości jego modyfikacji. Jedyną opcją na dokonanie zmian jest zbieranie broni po przeciwnikach. Także M4 w dłoń oraz ewentualnie jakaś strzelba i do boju!


Go to R6! Fuck, no to R7 but to R6!

Opinia publiczna głośno narzekała na zbyt wiele skryptów w trybie dla jednego gracza w Modern Warfare. Twierdzono, że spłyca to rozgrywkę, nadaje jej liniowości i schematyczności. Można się z tą tezą zgodzić lub nie, ale chyba nikt nie zaryzykuje stwierdzenia, iż ten element nie podkręcał tempa wydarzeń, a oskryptowane wydarzenia nie urozmaicały prezentowanych na ekranie wydarzeń. Studio odpowiedzialne za Medal of Honor wzięło sobie do serca wszystkie za i przeciw, jednak aż za bardzo.

Najnowszy FPS od Electronic Arts jest do bólu naszpikowany skryptami. Większość wydarzeń można wręcz przewidzieć! Jednak nie to jest najgorszym rezultatem tego rozwiązania. Podczas wykonywania misji towarzyszy nam zespół kilku żołnierzy. Wszystko sprawuje się dobrze do pewnego momentu, gdy wyprzedzimy naszych towarzyszy o kilka metrów. Wtedy przyjmują oni wyznaczone przez kod pozycje i czekają, aż do nich dołączymy. W efekcie nieraz zdarzało się, że musiałem wrócić o kilka metrów wstecz, bo moi koledzy chowali się za kamieniami przed dawno wyeliminowanym wrogiem.

Wszystko to wraz ze słabo zaprojektowanymi etapami, gdzie mamy tylko jeden sposób na wykonanie powierzonego nam zadania, tworzy rozgrywkę niezwykle liniową i w żaden sposób nie pozwala dokonać własnego wyboru. Nawet do tego stopnia, że czasami odchodziłem od monitora na parę minut, bo nie mogłem znieść powtarzania tych samych czynności po parę razy, tylko w innych sceneriach.


Poziom agresora – chłop z owcą

Ostatnimi czasy, kiedy większość gier tworzona jest pod społeczność casuali, spada poziom trudności, stają się one produkcjami, które spokojnie przejść mógłby leniwy dziesięciolatek z Ameryki. Niestety to samo odczucie towarzyszy podczas przechodzenia Medala.

Grę skończyłem w całości na średnim poziomie trudności. Miałem nie raz pewne momenty, które powtarzałem po parę razy, ale w ogólnym rozrachunku muszę stwierdzić, że produkcja w zupełności nie wymaga od nas większego zaangażowania. Jest lepiej, niż w przypadku dzieła Infinity Ward, ale to wciąż za mało. Niestety, próżno tutaj stosować jakieś wyrafinowane taktyki przeciwko wrogom, bo to po prostu strata czasu i zdecydowanie najlepszą metodą jest „na Rambo”, czyli wystrzeliwanie ton amunicji, podczas nieprzerwanego gnania do przodu. O pociski nie ma się co martwić, ponieważ nowe magazynki możemy w każdej chwili otrzymać od członków naszego oddziału.


Na wakacje do Afganistanu?

Warto wspomnieć o samych miejscach, w których przyjdzie nam walczyć. Jak zapewne wiecie, Afganistan nie należy do krajów z wielkimi metropoliami, puszczami czy wybrzeżami godnymi Rio de Janeiro. I to właśnie najlepiej udało oddać się twórcom Medal of Honor. Zaprezentowali nam niesamowite lokacje w górach, które idealnie oddają rzeczywistość terenów, na jakich walczą koalicjanci ISAF. Jako członek oddziału Tier 1 zwiedzimy także wioski pod kontrolą Talibów czy wielkie kompleksy tychże bojowników, położonych w wysokich partiach gór. Mimo niezróżnicowanych krajobrazów, projektantom udało się uzyskać efekt, że mapa różni się od poprzedniej. Wielkie brawa.


M4 nie błyszczy się!

Produkcję oparto na silniku Bad Company 2, ale w porównaniu do ekipy ze szwedzkiego DICE, autorzy MoH nie wykorzystali całego potencjału technologii i gra wygląda po prostu średnio, a momentami nawet słabo. Nie czepiam się detali, w rodzaju pracy zamka czy odrzutu przy strzale, ale chodzi o bardzo istotne, wręcz trywialne aspekty, takie jak tekstury, mimika twarzy bohaterów czy animacje. Szczytem szczytów były nagminnie kolidujące ze sobą elementy otoczenia - co rusz spotykałem głowę występującą ze ściany czy zabitego Taliba w pozie godnej rosyjskiego cyrkowca.


Nie ma Hansa, nie ma show!

W kwestii oprawy dźwiękowej Modern Warfare 2 postawił poprzeczkę bardzo wysoko. Niewątpliwa w tym zasługa osoby Hansa Zimmera, który jest stawiany na piedestale guru, jeżeli chodzi o kwestię aranżacji muzycznych. EA nie wydało tylu dolarów na zaangażowanie osoby godnej nazwiskiem Niemcowi, ale opiekę nad ścieżką dźwiękową powierzyło w miarę kompetentnym osobom i całość wyszła dosyć dobrze, aczkowliek bez rewelacji. Udźwiękowienie samej rozgrywki trzyma poziom, więc nie ma podstaw do narzekania.


Medal of Honor, czyli strzał w stopę vol.2

Electronic Arts zapowiadało olbrzymią ofensywę na pozycję najlepszego FPSa. Wydawać by się mogło, że takie marki jak Bad Company czy recenzowany przeze mnie Medal of Honor to idealni żołnierze do wykonania tego zadania. Do tego dorzucić doświadczenie zebrane przez Modern Warfare i mamy wszystko podane jak na tacy. Jeżeli pozycję tego pierwszego dało się obronić, bo fandom Battlefielda ma specyficzne wymagania, tak nowy MoH zawiódł na całej linii. Jako pointę i podsumowanie ocenianej przeze mnie produkcji niech posłuży poniższe równanie:

Bad Company 2 * 0,5 + Modern Warfare 2 * 0,5 = Medal of Honor.

Plusy:
  • muzyka
  • realia Afganistanu
  • lepsza niż produkcje City Interactive

Minusy:
  • nie dorównuje ani Modern Warfare, ani Bad Company
  • grafika
  • liniowość
  • krótka!
  • tacy sobie bohaterowie


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


6.0
Ocena recenzenta
Tytuł: Medal of Honor
Producent: EA Games
Wydawca: Electronic Arts Inc.
Dystrybutor polski: Electronic Arts Polska
Data premiery (świat): 12 października 2010
Data premiery (Polska): 15 października 2010
Wymagania sprzętowe: Pentium D 3.2 GHz, 2 GB RAM, karta grafiki 256 MB (GeForce 7800 GT lub lepsza), 9 GB HDD, Windows XP/Vista/7
Nośnik: 1 DVD
Strona WWW: www.medalofhonor.com
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 149,90 zł



Czytaj również

Medal of Honor
- recenzja
Star Wars: Squadrons
Czy leci z nami deweloper?
- recenzja
Anthem
Kiedy świat staje na głowie
- recenzja
A Way Out
Tworząc więzi
- recenzja
Polterświęta 2017
Fantastyczna choinka
Battlefield 1
Znowu pierwszy
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.